To jednak ćwoki. Nawet kpiny z Kaczora posłowie PO muszą dostawać na piśmie, bo sami by na nie w życiu nie wpadli. A i te, które dostają, są beznadziejne. Chłopaki, zróbmy interes: my wam będziemy przesyłać do wykorzystania nasze notki. Za drobną gratyfikację. Ile? No, nie wiemy dokładnie, a ile wynosi roczny budżet kancelarii premiera?
Bo przecież ta cała kancelaria niczym innym się nie zajmuje, prawda? Oczywiście Platforma Obywatelska przygotowuje sobie ściągi za państwową kasę, co zabawne nie jest, ale też nikt nie wymaga poczucia humoru od instytucji zatrudniającej ministra-redaktora, ministra Sławomira, panią Piterową i paru innych. Choć z drugiej strony spodziewaliśmy się czegoś więcej. Wystarczy spojrzeć na Grupińskiego. Boki zrywać koleś.
Na konferencji PiS pojawił się poseł PO Jakub Rutnicki ? taki duży, łysy, jeśli chodzi o lotność, to raczej kiwi. Chciał trochę podogadywać Gosiewskiemu i zaszpanować komórką, a przy okazji powiedział, że on żadnych SMS-ów z centrali nie dostaje. Chętnie podalibyśmy państwu jego numer, żebyście mu państwo coś wysłali, ale oczywiście nie mamy do człowieka telefonu, bo i po co nam? Mielibyśmy z nim gadać? To równie sensowne byłoby podrywanie zegarynki.
Janusz Palikot ma słabość ? nie pamięta nazwisk, co wyznał w jednym z wywiadów. I tak "Nowak wydaje mi się Kowalskim i na odwrót". Sorry, ale kpić z Kaczora to on sobie mógł, ale żarty ze Sławka Nowaka mogą go drogo kosztować. Teraz minister Sławomir się dowie i wyda polecenie: "Chlebowski? Zróbcie mnie porządek z tym Palikotem, natychmiast. No, no, idźcie już. Zostawcie to! No mówię, nie zabierajcie winogron z koszyczka, to dla Arabskiego. Osobiście strychninę wstrzykiwałem".
Są jednak w PO dowcipnisie amatorzy dający sobie radę bez ściągawek. Dowód? Słyszeliście kiedyś państwo o pośle PiS Gderze? Nie? A Andrzej Biernat, poseł PO z Sieradza, owszem, słyszał, więc kiedy Gdera zaczął przemawiać, to Biernat ? uwaga, śmiesznie będzie ? podsumował gościa krótko: "Tera gdera Dera". Prawda, że kupa śmiechu? Z przewagą tego pierwszego.
A nasz Biernat, z zawodu nauczyciel, co chyba słychać, w Sejmie zasłynął wyłącznie tym, że dobija się nocą do posłanek w hotelu sejmowym, co można by prowincjonalnemu mądrali wybaczyć, ale potem ucieka i ściemnia, co już wybaczalne nie jest. Poseł tłumaczy to swoją miłością do biopaliw przyjmowanych doustnie. Biernat jednak nie diesel i nie rzepak, a głównie żyto przyjmuje, ale i odpowiednio przefermentowanymi ziemniakami nie pogardzi.
Nie dość, że kłopoty z oświadczeniami majątkowymi ma Michał Borowski, pupil Lecha Kaczyńskiego, Adama Michnika i PO, rzucony z architektury na odcinek sportu, to teraz CBA zajęło się senatorem Łukaszem Abgarowiczem (PO). Pan senator to były piskorczyk, który złożył samokrytykę i udało mu się umknąć przed rzezią do Senatu, człowiek zamożny, jak każdy swego czasu warszawski działacz samorządowy. Prokuratura zarzuca mu, że nie przyznawał się do mieszkań, ale fajniejsze są jego interesy leśne. Jego dzieci, mimo bardzo młodego wieku, kupiły sobie 400 hektarów lasu i ciągną z Unii Europejskiej dotacje na zalesianie. Cóż, w rodzinie Abgarowiczów oszczędza się od trzeciego roku życia.
Zetafon Marcinkiewicz znalazł robotę. W Londynie, w dużym banku, po prostu miodzio. W ramach obowiązków służbowych będzie musiał często jeździć do Polski, Rumunii, na Ukrainę i w podobne ekscytujące miejsca. Nie wiemy, jak wyglądała procedura rekrutacyjna, ale widocznie nie sprawdzano tego, co musi umieć każdy zaczynający pracę w tym regionie. Bo gdyby tak było, to jednak Oleksego nikt nie przepije, pardon, nie przebije.
Bo przecież ta cała kancelaria niczym innym się nie zajmuje, prawda? Oczywiście Platforma Obywatelska przygotowuje sobie ściągi za państwową kasę, co zabawne nie jest, ale też nikt nie wymaga poczucia humoru od instytucji zatrudniającej ministra-redaktora, ministra Sławomira, panią Piterową i paru innych. Choć z drugiej strony spodziewaliśmy się czegoś więcej. Wystarczy spojrzeć na Grupińskiego. Boki zrywać koleś.
Na konferencji PiS pojawił się poseł PO Jakub Rutnicki ? taki duży, łysy, jeśli chodzi o lotność, to raczej kiwi. Chciał trochę podogadywać Gosiewskiemu i zaszpanować komórką, a przy okazji powiedział, że on żadnych SMS-ów z centrali nie dostaje. Chętnie podalibyśmy państwu jego numer, żebyście mu państwo coś wysłali, ale oczywiście nie mamy do człowieka telefonu, bo i po co nam? Mielibyśmy z nim gadać? To równie sensowne byłoby podrywanie zegarynki.
Janusz Palikot ma słabość ? nie pamięta nazwisk, co wyznał w jednym z wywiadów. I tak "Nowak wydaje mi się Kowalskim i na odwrót". Sorry, ale kpić z Kaczora to on sobie mógł, ale żarty ze Sławka Nowaka mogą go drogo kosztować. Teraz minister Sławomir się dowie i wyda polecenie: "Chlebowski? Zróbcie mnie porządek z tym Palikotem, natychmiast. No, no, idźcie już. Zostawcie to! No mówię, nie zabierajcie winogron z koszyczka, to dla Arabskiego. Osobiście strychninę wstrzykiwałem".
Są jednak w PO dowcipnisie amatorzy dający sobie radę bez ściągawek. Dowód? Słyszeliście kiedyś państwo o pośle PiS Gderze? Nie? A Andrzej Biernat, poseł PO z Sieradza, owszem, słyszał, więc kiedy Gdera zaczął przemawiać, to Biernat ? uwaga, śmiesznie będzie ? podsumował gościa krótko: "Tera gdera Dera". Prawda, że kupa śmiechu? Z przewagą tego pierwszego.
A nasz Biernat, z zawodu nauczyciel, co chyba słychać, w Sejmie zasłynął wyłącznie tym, że dobija się nocą do posłanek w hotelu sejmowym, co można by prowincjonalnemu mądrali wybaczyć, ale potem ucieka i ściemnia, co już wybaczalne nie jest. Poseł tłumaczy to swoją miłością do biopaliw przyjmowanych doustnie. Biernat jednak nie diesel i nie rzepak, a głównie żyto przyjmuje, ale i odpowiednio przefermentowanymi ziemniakami nie pogardzi.
Nie dość, że kłopoty z oświadczeniami majątkowymi ma Michał Borowski, pupil Lecha Kaczyńskiego, Adama Michnika i PO, rzucony z architektury na odcinek sportu, to teraz CBA zajęło się senatorem Łukaszem Abgarowiczem (PO). Pan senator to były piskorczyk, który złożył samokrytykę i udało mu się umknąć przed rzezią do Senatu, człowiek zamożny, jak każdy swego czasu warszawski działacz samorządowy. Prokuratura zarzuca mu, że nie przyznawał się do mieszkań, ale fajniejsze są jego interesy leśne. Jego dzieci, mimo bardzo młodego wieku, kupiły sobie 400 hektarów lasu i ciągną z Unii Europejskiej dotacje na zalesianie. Cóż, w rodzinie Abgarowiczów oszczędza się od trzeciego roku życia.
Zetafon Marcinkiewicz znalazł robotę. W Londynie, w dużym banku, po prostu miodzio. W ramach obowiązków służbowych będzie musiał często jeździć do Polski, Rumunii, na Ukrainę i w podobne ekscytujące miejsca. Nie wiemy, jak wyglądała procedura rekrutacyjna, ale widocznie nie sprawdzano tego, co musi umieć każdy zaczynający pracę w tym regionie. Bo gdyby tak było, to jednak Oleksego nikt nie przepije, pardon, nie przebije.
Więcej możesz przeczytać w 29/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.