Niemcom, niezbyt przychylnym USA, udało się zaprosić Obamę, Polakom - nie.
Cóż za wyczyn! "Niezależnie od wyniku wyborów w USA Barack Obama odwiedzi Polskę w 2009 r. To jedno z ustaleń rozmowy telefonicznej między senatorem a przebywającym w USA szefem polskiej dyplomacji Radosławem Sikorskim" – donieśli polscy korespondenci z Waszyngtonu. Alleluja! W tym samym czasie rzecznik rządu RFN poinformował, że „kandydat demokratów na prezydenta przyjedzie do Berlina już 24 lipca". W kwestii formalnej: 2008 r. Kiedy minister Sikorski woził po swej posiadłości niemieckiego kolegę Steinmeiera, mógł chociaż z nim uzgodnić wspólne starania o wizytę potencjalnego następcy George’a W. Busha w naszych krajach. Niemcom, niezbyt przychylnym polityce Waszyngtonu, udało się, proamerykańskim Polakom – nie. I tak niedługo Obama wygłosi swój spicz do Europejczyków pod Bramą Brandenburską. Ale i ten fakt można wpisać na konto osiągnięć rządu Tuska. Pisemna instrukcja dla polityków PO, jak mają się w tej sprawie wypowiadać, powinna brzmieć: "dzięki naszym staraniom Obama wkrótce przybędzie na przedmieścia Warszawy. W końcu ze stolicy Polski do Berlina jest tylko 500 km". Blisko, ale do sukcesu naszej dyplomacji raczej daleko.
Więcej możesz przeczytać w 29/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.