Doświadczony patomorfolog potrafi rozpoznać ponad 100 typów i podtypów mięsaków tkanek miękkich. Lekarz może zwrócić uwagę na objawy paranowotworowe, takie jak oporna na leczenie niedokrwistość, leukocytoza, hipoglikemia, zaburzenia poziomu wapnia, chwiejne nadciśnienie czy stany podgorączkowe. Ale kto wtedy podejrzewa raka? Choroby nowotworowe nie tolerują błędów w diagnozie i leczeniu, ale w mięsakach błędy mszczą się szczególnie mocno. Wystarczy źle wykonana biopsja, by doszło do rozsiewu komórek mięsaka. A rozsiew komórek to mniejsza szansa na uratowanie chorego. Jeśli nawet będzie żył, może zostać trwale potwornie okaleczony, nawet jeśli przed biopsją możliwa była operacja oszczędzająca. Mirosław Wituski, zawodowy żołnierz z Grudziądza, narzekał na częste oddawanie moczu. Badania urologiczne niczego nie wykazały. Wynik badania USG prostaty i testu PSA stosowanego w diagnostyce jako marker raka prostaty były w normie. Przed kolejnym badaniem USG po wypiciu większej ilości płynu doszło do zatrzymania moczu. Pacjenta skierowano do szpitala wojskowego w Bydgoszczy. Tomograf miednicy wykazał guza na kości łonowej. Zaczęło się. Lekarz wykonał punkcję okolicy pośladkowej. Badanie histopatologiczne niczego nie wykazało. Zabieg spowodował wymagający wielomiesięcznego leczenia stan zapalny pośladka. W Centrum Onkologii w Bydgoszczy pobrano wycinek kości od strony pośladka. I to badanie niczego nie wykazało, więc pobrano próbki kości, otwierając jamę brzuszną. Po drugim zabiegu lekarz operujący ocenił zmianę jako łagodną. Potwierdziło to badanie pobranego wycinka. Po trzech miesiącach przeprowadzono kolejny zabieg, tym razem od strony pachwiny, by doszczętnie usunąć guza. Wynik zwalił Mirosława Wituskiego z nóg – guz okazał się złośliwy. Kilkanaście dni później wykryto guza w tym samym miejscu i tej samej wielkości co poprzednio. Pacjent przeszedł trzy operacje, które nie dały efektu. Skierowano go do Centrum Onkologii w Warszawie, gdzie usunięto mu kość łonową i kulszową. Po dwóch latach guz się odnowił. Był położony tak niekorzystne, że trzeba było amputować część miednicy i nogi. Wituski się nie poddał. Już po pięciu tygodniach od operacji jeździł samochodem – z automatyczną skrzynią biegów. Z powodu mięsaka stracił nogę Damian Kulig z Czechowic-Dziedzic, jeden z najlepszych niepełnosprawnych sztangistów na świecie. Powodem przeprowadzonej aż do uda amputacji był mięsak kości. Kulig potwornie cierpiał, fi zycznie i psychicznie. W pokonaniu choroby pomógł mu sport. Sztangista nie miał nogi, ale nadal mógł dźwigać sztangę i to było najważniejsze. Został mistrzem Europy niepełnosprawnych. Jego biceps mierzy 51 cm, tylko 5 cm mniej niż mięsień dwugłowy ramienia Mariusza Pudzianowskiego.
POZAUSTAWOWA EUTANAZJA
Nie wystarczy walczyć z rakiem. Moje doświadczenia z Centrum Onkologii w Warszawie wskazują, że trzeba też walczyć przynajmniej z niektórymi lekarzami, szczególnie gdy leczenia wymaga starsza osoba, w tym wypadku nasza 80-letnia babcia. Na początku stycznia w szpitalu powiatowym wykonują u niej kolonoskopię, po dwóch tygodniach przychodzi wynik badania histopatologicznego: podejrzenie raka jelita grubego. W ciągu tygodnia jesteśmy już w Centrum Onkologii. Babcia przechodzi kolejne badania. Konsultacja wycinków trwa aż 4 tygodnie, a to samo badanie w szpitalu powiatowym z wysyłką do innego szpitala trwa dwukrotnie krócej. W Warszawie zostało wykonane dzień przed naszą wizytą, po licznych telefonach i interwencjach. Okazuje się, że nie jest to rak jelita, lecz nowotwór układu chłonnego. Jesteśmy odsyłani od lekarza do lekarza, otrzymujemy termin wizyty za ponad trzy tygodnie, gdy tymczasem moja babcia cierpi i chudnie ponad 2 kg na tydzień. Dzwoniąc do infolinii Polskiej Unii Onkologii i oddziału nowotworów chłonnych, dowiadujemy się, że trzeba jak najszybciej podać babci chemię. Podejmujemy interwencję w Centrum Onkologii. A tam słyszę, że po pierwsze, jest dużo ludzi, po drugie, nie ma wolnych miejsc na oddziale, a co więcej, babcia ma przecież 80 lat, pewnie jest już za słaba na chemię, a tu jest tak wielu chorych młodych. Lekarze spoza centrum są tym oburzeni, a jeden z nich komentuje: „Myślałem, że przez 20 lat poza sprzętem coś się tam zmieniło". Moja babcia coraz bardziej cierpi, bo guz w jelicie rośnie. Prawdopodobnie niezbędny będzie zabieg udrażniający, a wystarczyłaby przecież chemioterapia, na którą ze względu na postępujące osłabienie za dwa tygodnie może być już za późno. Czy w niektórych szpitalach onkologicznych w Polsce dokonuje się pozaustawowej eutanazji? Badania są wykonywane, ale o podjęciu leczenia nie ma mowy. Podobno w Bydgoszczy jest inne podejście do pacjentów niż w Warszawie, lekarze są bardziej ludzcy. Oczywiście, i w warszawskim Centrum Onkologii są osoby, które starają się pomóc, ale często to od nich zależy, czy chemia zostanie podana. Miałem okazję nieść pomoc służbie zdrowia, ale to, co się dzieje w dużych szpitalach, po prostu mnie przeraża.
Dariusz Kołodziejczyk Tekst nadesłany przez czytelnika w ramach kampanii „Przeżyć raka"
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.