Nic tak nie cieszy jak se- ria z pepeszy. A jeśli masz wątpliwości, wystrzel cały magazynek. Te proste zalecenia wykładowcy ze studium wojskowego znalazły dzisiaj masowe zastosowanie w tzw. debacie publicznej. Seria z pepeszy insynuacji ma obezwładnić przeciwnika, zdyskredytować go na zasadzie: „Jest pan prostakiem, a z prostakami się nie rozmawia”. A najbardziej rozbrajający jest ostatni nabój serii z politycznej pepeszy.
Otóż jeżeli w dyskusji polityk chce poniżyć drugiego polityka, to proszę zgadnąć, jakiego argumentu używa? Dobija go stwierdzeniem, że zarzuty przeciwnika mają charakter polityczny. To ulubiony argument apolitycznych idiotów ze wszystkich niemal partii. Używający go nie wiedzą nawet, że mówią językiem peerelowskiej nowomowy. W tamtych czasach, gdy władza chciała zdyskredytować przeciwnika, zarzucała mu działanie polityczne. Polityka była zastrzeżona dla jednej przewodniej siły narodu. Kościół miał się zajmować sprawami wiary, związki zawodowe – sprawami pracowniczymi, a naukowcy i twórcy – tym, co mieli wpisane w rubryce „zawód". Jeżeli Kościół wypowiadał się na temat konfliktów społecznych, to według partii, była to działalność polityczna. Podobnie było z NSZZ „Solidarność”, który, o zgrozo!, formułował żądania polityczne w czasach, kiedy Sejm był niemal w 100 proc. apolityczny.
Więcej możesz przeczytać w 16/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.