W mojej rodzinie jak się umiera, to najczęściej na raka. Zachorowałam dwa lata temu. Na raka piersi. Nie zaniedbywałam badań. Pomyłka, niewiedza lekarzy i moja ufność w ich kompetencje sprawiły, że właściwą diagnozę postawiono, gdy rak był już w trzecim stadium, nieoperacyjnym.
Natychmiastowa chemioterapia niewiele pomogła, radioterapia poparzyła mnie, ale pozwoliła na przeprowadzenie operacji. Potem były ćwiczenia i immunoterapia. Nie przerwałam pracy zawodowej na dłużej niż tydzień. Widmo życia z jednej pensji, bo renta byłaby głodowa, postawiło mnie mocno na nogi. Myślę, że moim bliskim było trudniej niż mi. Wspierali mnie ze wszystkich sił, pomagali, wynajdując tysiące zajęć, które mogły mi sprawić przyjemność, nie pozwalali myśleć negatywnie. Czułam się jak numer jeden i cieszyłam się, że to ja jestem chora, bo ich choroby nie przeżyłabym na pewno. A ja żyję. I myślę, jak ten czas wykorzystać, aby pomóc innym. Tyle się nauczyłam, zrozumiałam. Mimo wszystko miałam szczęście.
W końcu znalazłam dobrych lekarzy – z Instytutu Onkologii w Gliwicach. To życzliwi ludzie, którzy pomogli nie tylko lekarstwem, ale też płynącą z serca troską. Mam do spłacenia dług. Zacznę od tego, że szukałam dobrych stron tej trudnej sytuacji i znalazłam. Nigdy nie ukrywałam choroby. Rak nie jest zaraźliwy, mimo to wielu znajomych zniknęło z mojego życia, ale też wiele osób, które dotychczas mijałam w biegu, okazało mi ciepło, zrozumienie i dało siłę do walki. Zyskałam naprawdę wartościowych przyjaciół.
Przestałam żyć bezmyślnie, zrzuciłam kilka kilogramów, co dało mi znakomite samopoczucie. Moja karta parkingowa osoby niepełnosprawnej pozwala mi szybko znaleźć miejsce do parkowania (mała rzecz, a cieszy), dzięki niej mogę się też przejechać uliczkami, przed którymi stoi znak zakazu wjazdu. Jakie to miłe uczucie być uprzywilejowaną. Fryzura ą la Kojak odsłoniła piękny kształt mojej głowy, dodała mi odwagi, aby zmienić fryzurę, gdy włosy odrosły. Zmieniłam też sposób odżywiania, zmieniam przyzwyczajenia. Ciągle jeszcze mam wiele do zrobienia, codziennie się cieszę, że mam kolejny dzień i mam szansę dać coś z siebie.
Chciałabym, aby powstała optymistyczna strona internetowa, która mogłaby uczyć i pokazywać dobre przykłady, jak przeżyć raka. Szukam sposobu na to, jak nas chronić przed uzdrowicielami żerującymi na ludzkiej tragedii, jak zwiększyć dostęp do informacji, które innych ustrzegą przed błędami i pomogą w terapii. Chcę wiedzieć, czy leki są drogie, bo tyle kosztują, czy monopoliści farmacji robią interes życia. Więcej robię też dla siebie, tworzę, według zaleceń mojej mamy, listę marzeń, które próbuję spełnić. Na razie chcę napisać książkę, pójść na kurs tańca, adoptować małego kotka, planuję piękne wakacje. W pracy mówi się, że z tą moją chorobą to jakaś symulacja. Czy może być większy komplement?
W końcu znalazłam dobrych lekarzy – z Instytutu Onkologii w Gliwicach. To życzliwi ludzie, którzy pomogli nie tylko lekarstwem, ale też płynącą z serca troską. Mam do spłacenia dług. Zacznę od tego, że szukałam dobrych stron tej trudnej sytuacji i znalazłam. Nigdy nie ukrywałam choroby. Rak nie jest zaraźliwy, mimo to wielu znajomych zniknęło z mojego życia, ale też wiele osób, które dotychczas mijałam w biegu, okazało mi ciepło, zrozumienie i dało siłę do walki. Zyskałam naprawdę wartościowych przyjaciół.
Przestałam żyć bezmyślnie, zrzuciłam kilka kilogramów, co dało mi znakomite samopoczucie. Moja karta parkingowa osoby niepełnosprawnej pozwala mi szybko znaleźć miejsce do parkowania (mała rzecz, a cieszy), dzięki niej mogę się też przejechać uliczkami, przed którymi stoi znak zakazu wjazdu. Jakie to miłe uczucie być uprzywilejowaną. Fryzura ą la Kojak odsłoniła piękny kształt mojej głowy, dodała mi odwagi, aby zmienić fryzurę, gdy włosy odrosły. Zmieniłam też sposób odżywiania, zmieniam przyzwyczajenia. Ciągle jeszcze mam wiele do zrobienia, codziennie się cieszę, że mam kolejny dzień i mam szansę dać coś z siebie.
Chciałabym, aby powstała optymistyczna strona internetowa, która mogłaby uczyć i pokazywać dobre przykłady, jak przeżyć raka. Szukam sposobu na to, jak nas chronić przed uzdrowicielami żerującymi na ludzkiej tragedii, jak zwiększyć dostęp do informacji, które innych ustrzegą przed błędami i pomogą w terapii. Chcę wiedzieć, czy leki są drogie, bo tyle kosztują, czy monopoliści farmacji robią interes życia. Więcej robię też dla siebie, tworzę, według zaleceń mojej mamy, listę marzeń, które próbuję spełnić. Na razie chcę napisać książkę, pójść na kurs tańca, adoptować małego kotka, planuję piękne wakacje. W pracy mówi się, że z tą moją chorobą to jakaś symulacja. Czy może być większy komplement?
Więcej możesz przeczytać w 16/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.