Cyrk przyjechał. A właściwie rozgościł się na stałe. Polską rządzą iluzjoniści, klauni, linoskoczkowie i treserzy zwierząt. I to jest w porządku, bo podczas wakacji liczy się rozrywka.
Naczelny iluzjonista RP Jan Vincent- -Rostowski wyczarował właśnie zysk w banku narodowym. Wyczarował, bo na razie na zysk się nie zanosi, a chodzi mu raczej o część tzw. rezerwy rewaluacyjnej, czyli o pieniądze, których nie ma. Nasz iluzjonista pewnie kombinuje, że NBP wydrukuje złotówki odpowiadające sumie zdeponowanych tam środków z Unii. Tyle że złoty może się wzmocnić, więc tych pieniędzy może nie tylko nie być, ale może ich nie być więcej, niż nie miało być na starcie. Ale przecież iluzjoniści nie stwarzają rzeczy realnych, tylko optyczne złudzenia. Nasz David Copperfield ma już zresztą spore osiągnięcia w iluzji. Wyczarował polską metodę zwalczania kryzysu, czyli czekanie. Niczym oryginalny Copperfi eld stwarza wrażenie, że coś jest, podczas gdy tego czegoś już nie ma. Albo odwrotnie – jak w wypadku kryzysu. Byłoby to zabawne, gdyby się nie okazało, że ta iluzja spowodowała zapadanie się gospodarki niczym kolaps umierających masywnych gwiazd. Bo mniejsze wpływy z podatków o ponad 46 mld zł to całkiem piękna katastrofa. Choć smutna. Co do klaunów, to jest ich tak wielu, że zachodzi obawa, iż nasz cyrk straci swój różnorodny charakter. Ale ich wielka liczba jest zrozumiała. Cechą klauna jest wszak to, że właściwie nie ma on twarzy. Maska czy charakteryzacja nadają mu anonimowość. A anonimowość jest bezpieczna. Mamy tylu klaunów nie dlatego, że jest tak zabawnie, ale dlatego że wielu chce się ukryć za maską i za żartobliwą konwencją. Klauna nikt przecież nie traktuje poważnie. No, chyba że chodzi o klauna mordercę jak w filmie „It" Tommy’ego Lee Wallace’a. Linoskoczków mamy w rządzie nie mniej niż iluzjonistów. To, co wyprawiają Ewa Kopacz, Cezary Grabarczyk, Aleksander Grad czy Bogdan Klich, to czysty horror na trapezie. W szpitalach nędza, na drogach masakra, w spółkach skarbu państwa degrengolada, w wojsku katastrofa. Już dawno nasi ministrowie linoskoczkowie co najmniej rozkwasiliby sobie buzie, ale chroni ich linka bezpieczeństwa. Czyli szef rządu, który nikogo nie dymisjonuje, bo przecież nie przyzna, że wybrał niewłaściwych ludzi. I te biedaki co rusz spadają, i nic im się nie udaje, ale ćwiczą zawzięcie. I to jest godne podziwu, bo zwykły nieudacznik po prostu by zrezygnował. A ci trwają. No i doszliśmy do momentu, kiedy trzeba opisać sytuację nas, obywateli. I jedyne, co do tego cyrkowego opisu pasuje, to rola tresowanych zwierząt. Raczej małpek, ptaszków i małych piesków, co to nie pogryzą, a co najwyżej obsikają tresera. Nasi treserzy zakładają, że w społeczeństwie raczej nie ma lwów czy tygrysów, które mogłyby im naprawdę zagrozić. A jeśli są, to zawsze można je chemicznie wykastrować. Ciekawe, czy rzeczywiście Polacy będą potulni jak małpki. Czy jednak obudzi się w nas lew i zaryczy? PS Dlaczego piszę głównie o rządzących? Bo to od nich zależy nasz los, a nie od opozycji, choćby ta była równie cyrkowa.
Więcej możesz przeczytać w 29/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.