Chwyty stosowane przez króla Filipa Pięknego czy camorrę w polskiej debacie politycznej? Od czasu afery hazardowej to codzienność w wymianie ciosów między PO i PiS. Stawką jest przekonanie wyborców do swoich racji i zaprogramowanie ich pamięci tak, aby w głowach pozostały korzystne dla danej partii wersje zdarzeń. Kto nie z nami, ten przeciwko nam To jedna z najstarszych socjotechnik. Doskonale przedstawił ją Matteo Garrone w filmie „Gomorra”: przyjaciel opuszcza swego druha i odchodzi do obozu „secesjonistów”. Kiedy ci dokonują ataku na camorrę, bossowie mafii chcą się zemścić. Żądają od chłopca wydania dawnego przyjaciela. Zostaje on postawiony przed wyborem: „kto nie z nami, ten przeciwko nam”. Ratować kolegę, z którym się wychowywał, czy camorrę? Wybrał camorrę. I tak dzieje się od tysiącleci, bo faworyzacja własnej grupy jest procesem pierwotnym, wpisanym w ludzką naturę. Premier Donald Tusk, zapowiadając wojnę z PiS i CBA, odwołał się do instynktu stadnego. Mechanizm „kto nie z nami, ten przeciwko nam” pozwolił platformie utrzymać wysokie słupki popularności, gdyż wyborcy podzielili się na stare obozy, zgodnie z dawnymi preferencjami: „łagodnego” Tuska i „agresywnej” watahy PiS. Jarosław Kaczyński jako Filip IV Piękny Fatalny wizerunek to podstawowy problem PiS. Dla tej partii afera hazardowa miała być okazją do przekształcenia sceny politycznej, do zniszczenia mitu „miłościwego” Tuska. Taka metamorfoza może być niekiedy bolesna, o czym przekonał się rycerski zakon templariuszy. Kiedy Filip IV Piękny chciał zdobyć pękaty skarbiec tego bractwa, ukazał jego praktyki w dwuznacznym świetle, podsycając nieprawdziwe historie o tajemnych rytuałach templariuszy (np. sodomii). Takie „przemetkowanie” kwiatu europejskiego rycerstwa w chciwych „sodomitów” pozwoliło Filipowi Pięknemu bez przeszkód zniszczyć zakon, oskarżając go o herezję i upadek obyczajów, a mistrza templariuszy posłać na stryczek. Taką metamorfozę dla PO zaplanowało PiS, próbując stworzyć wrażenie, iż nieuczciwy lobbing to nie tylko problem Mira czy Zbycha, ale całej platformy, a zwłaszcza Tuska. Dobry policjant Lech Kaczyński Z bezpośredniej wojny z Donaldem Tuskiem został wyłączony prezydent Lech Kaczyński. Podreperowaniu jego wyników w sondażach służy technika perswazji stosowana przez policjantów. Polega ona na huśtawce emocji: najpierw delikwenta przesłuchuje zły policjant, potem zastępuje go policjant „brat łata”, wyrozumiały i godny zaufania.Rolę złego policjanta przyjęło PiS. Prezydent Lech Kaczyński odwrotnie – nie angażuje się w stygmatyzowanie platformy i Tuska. Próbuje wejść w rolę dobrego policjanta, ojca narodu, który stanie ponad waśnią partii i specsłużb. Powrót na szczyt „na Fortynbrasa” Na walce Platformy Obywatelskiej (Hamleta) i PiS (Laertesa) pragnie skorzystać SLD, czekając, aż te dwie partie wykrwawią się w boju. Metodę zdobycia władzy „na Fortynbrasa” opisał Szekspir. Problemem jest to, że w dzisiejszej Polsce chce ją wykorzystać nie tylko SLD, ale także kilka przyczajonych czarnych koni wyborów prezydenckich, choćby nieustannie wahający się Andrzej Olechowski czy Włodzimierz Cimoszewicz. Stadko kozłów ofiarnych Odwołanie się do instynktu stadnego pozwoliło platformie przeczekać pierwsze chwile po aferze, ale nie wyjaśniło sprawy jej zaniepokojonym sympatykom. Wodzowie plemion czy też sekretarze partii, aby zmniejszyć niepokoje we własnych szeregach, szybko wskazywali kozły ofiarne, osoby winne błędów i wypaczeń. Społeczeństwo domagało się krwi, więc dostało więcej niż oczekiwało. Potoczyły się głowy nie tylko Zbycha, Mira, ale także Grzecha (w istocie został on przesunięty na inną linię). Stanowisko stracił też minister Andrzej Czuma. Mariusz Kamiński jako koń trojański Zwolennicy obalenia PO i premiera Donalda Tuska dokonali manipulacji, wpisując postać byłego szefa CBA w heroiczną opowieść o bohaterze ludowym walczącym o prawdę, swoistym Che Guevarze znad Wisły (to socjotechnika popularna wśród wszelkiej maści rewolucjonistów). Tej narracji oponenci przeciwstawili opowiadanie o francuskim jakobinie – Mariuszu „Mario” Kamińskim, zamachowcy na popularność „umiłowanego” premiera. Zastosowali chwyt, którego źródeł należy się dopatrywać w starożytnym koniu trojańskim – przykuwającym uwagę Trojan, z ukrytymi w środku greckimi żołnierzami. W centrum wydarzeń stanął Mariusz Kamiński, a rozważania nad jego osobą odciągnęły uwagę społeczeństwa od sedna problemu, czyli np. niekompetencji rządu ujawnionej w aferze stoczniowej. Dobry car i oprycznina Rosyjski car był zawsze dobry, a źli byli jego bojarowie oraz oprycznicy (to urzędnicycarscy, którzy jeździli z miotłą symbolizującą „robienie porządku” i uciętą głową psa przytroczoną do konia, oznaką terroru). Premier Donald Tusk, sprawiedliwy car, nie mógł poprzestać na ukaraniu winnych ministrów – własnych bojarów. Ucierpieć powinni także lobbyści, więc premier zapowiedział likwidację „jednorękich bandytów”, a ludowi wyjdzie to na dobre, bo przestanie się uzależniać od hazardu. Plotki w wojennych okopach Wojny wygrywa się także dzięki plotkom. Niemcy zwycięstwo z Francuzami podczas II wojny światowej zawdzięczają m.in. rozsiewaniu pogłosek o kapitulacji Francuzów, a niekiedy także… o ich wygranych (dementowanie plotek pozytywnych niszczy morale skuteczniej niż plotki negatywne). Plotek o aferze w ciągu miesiąca powstało wiele. U sympatyków PiS dezorientację mogła wzbudzać choćby pogłoska o lęku Przemysława Gosiewskiego przed komisją śledczą (wieść gminna niesie, jakoby za czasów rządu PiS wstrzymał on zmianę zapisów ustawy niekorzystnej dla lobby hazardowego). Bumerangiem w przeciwnika Eksperymenty amerykańskich politologów, mistrzów wywierania społecznego wpływu, ukazują, iż negatywne informacje na temat polityka są na tyle istotne dla wyborców, że przestaje mieć znaczenie nie tylko ich źródło, ale też przekonanie o jego winie lub niewinności. Efekt daje się zaobserwować kilka tygodni po zdarzeniu, stąd nazywa się go bumerangowym. W początkowej fazie wyborcy się wahają, często bronią polityka, któremu sympatyzowali. Gdy sprawa ucicha, zaczyna jednak działać negatywne odium, swoisty efekt diabelski: nieważne, czy ukradł, czy jemu ukradli, ważne, że był zamieszany w kradzież. To wkrótce może dotknąć także Donalda Tuska (liczba wyborców ufających premierowi spadła według CBOS o 7 proc. w ciągu miesiąca). Wiedząc o tym efekcie, posłowie Platformy pracami komisji ds. afery hazardowej objęli nie tylko ostatni rok, ale także okres rządów SLD i PiS. W ten sposób bumerang uderzy w każdą partię, a siła uderzenia będzie zależeć od inwencji w stosowaniu socjotechnik, których liczba będzie rosnąć lawinowo aż do wyborów prezydenckich. Norbert Maliszewski
Więcej możesz przeczytać w 47/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.