„Losy świata spoczywają w dużym stopniu na barkach Chin”. Autor tych słów, amerykański publicysta Matthew Yglesias, nie ukrywa, że odczuwa z tego powodu dyskomfort. Do takiej konkluzji prowadzi go ewolucja ostatnich dziesięciu lat: w Chinach – połączenie wystarczająco sprawnych instytucji z dostatecznie niskim punktem startu, by zapewnić tam galopujący wzrost zdolności produkcyjnych, a w tzw. świecie bogatym – nadmiar dóbr z tendencją do oszczędzania i lokowania oszczędności w krajach uboższych, ale gwarantujących szybki wzrost i równie wysokie zyski z inwestycji. Te lata to także pełnia rządów sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin, prezydenta Hu Jintao.
Kiedy 66 lat temu Hu przyszedł na świat w mieście Jiangyan we wschodniej prowincji Jiangsu, jego drobnomieszczańscy rodzice nie mogli przypuszczać, że syn dojdzie do najwyższych stanowisk w partii komunistycznej oraz zabłyśnie na międzynarodowym forum. Ponad przeciętność, także w śpiewie, tańcu i ping-pongu, zaczął się wybijać już w prestiżowym instytucie Tsinghua w Pekinie, gdzie studiował inżynierię wodną. Poznał tam swoją przyszłą żonę, z którą ma dwoje dzieci (wbrew obowiązującej od 30 lat polityce jednego potomka). Jego droga na szczyty wiodła przez szefowanie Związkowi Młodzieży Komunistycznej, funkcje w lokalnych administracjach oraz bardzo liczące się w Chinach powiązania i układy (qansi).
Więcej możesz przeczytać w 47/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.