Kiedyś, jak słusznie gderamy, ludzie potrafili kochać. Ileż uczucia jest w artykule polskiego pisma z 1841 r. „Kolej żelazna nie pozostanie jedynie środkiem mechanicznym, będzie ona zarazem środkiem umysłowym. Niech tylko jej sieć rzucona na całą Europę zostanie, a wszystko na kolejach żelaznych pójdzie naprzód: przemysł, cywilizacja, rozum, moralność". Kochano kolej bardziej niż samochody, sterowce, parowce, nawet narty. Im też kapnęło trochę uczuć, ale tylko torami jechały w zgodzie rozum i moralność. Europa zakochała się w kolei żelaznej. Ślepa miłość! Wiek XX pokazał, że wagonami dumnie sunącymi za parowozami jechały wojska I wojny światowej, kolumny stalinowskich więźniów, ofiary Holocaustu. Nic tak jak kolej nie zdradziło wielkiej ludzkiej wiary w postęp. Ludzie jedzący lepiej i lepiej wyedukowani mieli być ludźmi lepszymi, okazali się tylko sprawniejszymi. W wieku XXI bezpieczniej jest nie kochać, to znaczy nie kochać za bardzo. Romantyczna komedia jeszcze ujdzie płazem, głęboki afekt budzi niechęć, a raczej chęć przeciwdziałania. Własny samochodzik (dla bogatszych – własny samolocik) to maksimum tego, co wolno kochać. Najpilniej pilnują tego sami kolejarze. Kiedy w Kolejach Mazowieckich pojawił się zabłąkany rycerz ze Złotymi Szynami w herbie, zakochany w kolei, i stał się prezesem tej spółki, zamordowano go ciemną nocą i serce przebito kołkiem, aby już nigdy nie powstał. Pamiętajcie o zakochanych, oczekując na zimnych i bezdusznych peronach na opóźnione, brudne pociągi.
Więcej możesz przeczytać w 1/2/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.