Jak to możliwe, żeby w XXI wieku panowała gdzieś okrutna średniowieczna monarchia, dławiąca na oczach reszty świata miliony zniewolonych ludzi – trudno mi zrozumieć. Jak silny musi być stan euforii propagandowej, jakiej ulega koreański człowiek – zrozumieć byłoby trudno komukolwiek.
Wiele lat temu szedłem sobie na kacu między straganami bazarku koło Supersamu w poszukiwaniu soczystych owoców. W pewnej chwili kogoś potrąciłem, o coś zaczepiłem i kiedy chciałem zrobić krok naprzód – usłyszałem histeryczny wrzask, który przeszedł w skowyt, a następnie w głośne łkanie. Odskoczyłem i wystraszony spojrzałem w tym kierunku. Na chodniku wiła się czarnowłosa kobieta i wyjąc, jakby właśnie straciła dziecko, zbierała coś białego z szarego betonu. Gdy wstała, zobaczyłem, że w otwartej dłoni trzyma potłuczoną porcelanową broszkę. Chwilę wcześniej ta broszka dumnie tkwiła przypięta do jej białej bluzki. Broszka, gdy była cała, przedstawiała ślicznie i ręcznie namalowany portret znanego bandziora, szefa Komunistycznej Partii Korei Kim Ir Sena.
Usiłowałem kobietę uspokoić i przeprosić, gdyż wszystko wskazywało na to, że to ja zahaczyłem o bibelot i spowodowałem nieszczęście. Niestety, nie tylko nie mówiła po polsku, ale miała poważniejsze powody do zgryzoty. Dowiedziałem się tego samego dnia, że taka broszka to relikwia. Każdy komunista północnokoreański musiał na swoją zasłużyć wiernością. Były one różnej kolorystyki, wielkości i różnego kunsztu – największe i najpiękniejsze były dowodem najwyższego uwielbienia i całkowitego oddania Kimowi. Dowiedziałem się też, że utrata takiej broszki ocierała się o zdradę stanu. Osoba, która dopuściła się tak haniebnego uchybienia, skazana była na ostracyzm, poniewierkę i rozmowę z koreańskimi służbami bezpieczeństwa.Taki oto los zgotowałem Bogu ducha winnej pracowniczce koreańskiej ambasady, idąc swoim niepewnym krokiem.
Zastanawiam się czasem, po co politykom taka władza. Na czym polega ów delikatesowy smak rządzenia, który pozwala rozkoszować się zniewoleniem całego narodu i pokazowym utopieniem przeciwnika w basenie z kwasem, co uczynił pewnego dnia Saddam z pomocą jednego ze swych synów. I co czuł ów Saddam, kiedy wiedział, że na każdej cegle każdej budowli w Iraku przed jej wypaleniem wyryto jego imię. Usiłuję w sobie znaleźć tego typu samozadowolenie, choćby jakiś odruch pierwotny, i nie znajduję – pierwej spaliłbym się ze wstydu, niżbym do tego dopuścił.
A może pogarda dla innych i samozadowolenie są nieodłączną cechą ludzi władzy? Są piękni i szlachetni, gdy wspinają się ku górze. Są przyjaźni i życzliwi każdemu. Nawet jeśli są przebiegli, to sami siebie oszukują, że jest to forma dobroci i szczerości. Gdy pokonują kolejne szczeble kariery, zjednują sobie poparcie, gdy ktoś zaczyna ich rozpoznawać, potem bić brawo, a w końcu wiwatować – zaczyna się piękna przygoda.
Aż wreszcie nadchodzi zwycięstwo. A wraz z nim dostęp do wiedzy, której się wcześniej nie miało. Specjaliści z tajnych służb kładą ci na stole codzienne meldunki i raporty. Okazuje się, że można wiedzieć rzeczy, o których się nikomu wcześniej nie śniło. Że poznaje się tajemnice, których nie zna społeczeństwo. Że toczy się rozmowy, o których nigdy nikt się nie dowie. I że podejmuje się decyzje, które na zawsze pozostaną tajne. Poznajesz moc zaklęcia „ten zostanie szefem spółki" – i działa!
Pewnego dnia polityk staje w oknie i zerka na ulicę stolicy państwa, którym rządzi. Kiwa głową i myśli: „Co wy wiecie, robaczki biedne". Następnie udziela wywiadu, w którym mówi: „X i Y muszą zniknąć z polskiej polityki”. Albo: „Nikt mi nie jest w stanie zagrozić”. Kiedy rodzi się pogarda, dokładnie nie wiadomo. Że jest owocem pychy – to jednak wiadomo. A że pychę da się wychwycić z niewinnych czasem słów – to powinien wiedzieć każdy, kto nosi broszkę z wizerunkiem swojego idola. Wystarczy się skupić i pamiętać, że taka broszka może się pewnego dnia stłuc.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.