Z pewnością odetchnął z ulgą. Te wybory to było jego „być albo nie być". Partia, którą współtworzył, już nie wybaczyłaby mu kolejnej porażki. Zresztą, kto wie, jaki los czekałby PO, gdyby PiS zdobyło mandat do rządzenia na kolejną kadencję? Czy nie podzieliłaby w końcu losu przystawek z Samoobrony i LPR?
Zapewne poczuł też Tusk mściwą satysfakcję. Dotkliwa, podwójna klęska wyborcza z jesieni 2005 r. wycisnęła na nim bolesne piętno. I zmieniła go jako polityka. Utwardziła, wypłukała z sentymentów, uodporniła na ciosy.
Czy zdążył pomyśleć tamtego wieczora o czekającym go premierostwie? Czego chciał? Którego z poprzedników brał za przykład? Minęły trzy lata, a te pytania coraz bardziej domagają się odpowiedzi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.