Matkę dręczy jeszcze jedna myśl: dlaczego córka pogniewała się na przyjaciół i postanowiła sama wracać z modnej dyskoteki przy sopockim Monciaku do domu. – Iwonka nie jest osobą, która o byle co obraża się na cały świat. Więc to nie mogła być błahostka. Co takiego jej powiedzieli? Co zrobili? Może coś zaproponowali? Cały czas tego nie wiem.
Na szybie należącego do Iwony Kindy salonu fryzjerskiego przy ul. Grunwaldzkiej w Sopocie cały czas wisi plakat ze zdjęciem zaginionej córki. Zdarza się, że do salonu wchodzi klientka, patrzy na plakat, kręci głową i mówi coś w rodzaju: bo kto to taką młodą dziewczynę samą na dyskotekę puszcza po nocy. – Tak się składa, że to ja jestem jej matką. I proszę mi powiedzieć, kiedy dziewczyna ma chodzić na dyskoteki, jak nie wtedy, kiedy jest młoda? Kiedy właśnie zdała maturę i dostała się na studia? – odpowiada. Ale codziennie zastanawia się, dlaczego pozwoliła jej wtedy pojechać na imprezę.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.