Szeregowi pracownicy oszczędzają: biorą samą zupę albo kaszę z surówką, bo mięso drogie. Kadrę zarządzającą zawsze stać na deser, ale i ona w ostatnim czasie skąpi napiwków. A w kolejce do kasy wszyscy rozmawiają o kursie franka.
Kryzys widać po napiwkach – stawia diagnozę Dorota Anuszkiewicz, pracownica bistro Horizon ulokowanego w biurowcu na warszawskim Mokotowie. Stołują się tu zarówno szeregowi pracownicy firm 19 mieszczących się w okolicznych biurowcach – Getin Banku, Nokii, Allianzu – jak i menedżerowie, a nawet prezesi. Na przykład jeden z najbogatszych Polaków Leszek Czarnecki, który ma biuro w tym samym budynku.
Rano w Horizonie (albo w „Horajzon", jak mówią światowcy) jest pustawo. Wtedy przychodzi tylko kadra zarządzająca (bo stać ją na zestaw śniadaniowy za 13 zł, a poza tym ma czas). Pracowniczy tłum zbiega się koło południa na lunch i oblega wszystkie stoliki aż do 15.00. Później statecznym krokiem przychodzą znowu menedżerowie. Ci nie biorą gotowych potraw z baru, tylko zamawiają sobie makarony („pasty”, mówią elegancko), krewetki tygrysie i polędwicę wołową za całe 35 złotych.
Więcej możesz przeczytać w 33/2011 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.