„Gazeta Wyborcza" opisała ciekawy przypadek australijskiego piosenkarza Gotye. Artysta tworzył i tworzył, lecz jego sława nie rosła. Aż do momentu powstania piosenki „Somebody That I Used to Know”, która w krótkim czasie stała się światowym hitem. Wiem, ciekawe, ale nie aż tak bardzo. „Ciekawe bardzo” zaczyna się dla mnie w momencie, w którym piosenkarz pada ofiarą własnej popularności. Ludzie kochają go tak bardzo, że pojawia się ciągle i wszędzie, a ponieważ pojawia się ciągle i wszędzie, ludzie zaczynają mieć go dosyć. Czy sam artysta coś zawinił? Nie. Ale i tak ma przechlapane.
NO DOBRZE, ALE DLACZEGO O TYM PISZĘ?
Muzyką zajmuje się w tym piśmie przecież Piotr Metz, a moja wiedza o niej w porównaniu z jego jest jak ściorbka w porównaniu do dwudyszki. Więc wracając do tematu – dlaczego o tym piszę? Bo na podobne ryzyko naraża się Człowiek Roku, Jedyny Premier Dwóch Kadencji Donald Tusk. Jak pewnie państwo zauważyli, pan premier pojawia się ostatnio wszędzie tam, gdzie wybucha jakiś pożar, a że płomień bucha w wielu miejscach, to premiera oglądamy w akcji non stop. Ratuje kampanię swojej partii, mknąc autobusem po Polsce i zaprzyjaźniając się z kibicami, ratuje polską służbę zdrowia, naprawia internet czy reguluje wysokość naszych emerytur.
OCZYWIŚCIE MOŻNA SIĘ ZASTANAWIAĆ, dlaczego tak się dzieje.
Czy to przejaw megalomanii premiera (beze mnie ani rusz i – jak w ostatnim wywiadzie – zawsze jestem samotny)? Czy może dowód na to, że polski rząd składa się w większości z amatorów, nieudaczników i boroków? (Minister Mucha stara się wspierać tę hipotezę). A może dlatego, że czasy ciężkie? Ponieważ żadna z tych hipotez nie jest zbyt krzepiąca, to w pewnym sensie nie ma znaczenia, którą wybierzemy. Efekt pozostaje ten sam – premier śpiewa cały czas swoją piosenkę o jedynym sensownym człowieku w tym kraju, fajnie się tego słucha, dobrze ogląda (artysta Gotye obnażał się w swoim słynnym teledysku i nalatywały na niego różne figury – premierowi przydarza się na szczęście tylko to drugie). Ale czy czasem nie jest tak, że za chwilę zdarzy się to, co zdarzyło się australijskiej gwieździe? Czy nie odwrócimy się za moment od tego, którego jeszcze przed chwilą kochaliśmy bardzo? Taki trudny moment miał już miejsce. Zaczął się od wpisu na FB redaktora Mellera, a skończył nieudaną próbą zagonienia premiera w kozi róg przez Zbigniewa Hołdysa i Pawła Kukiza. Sparingpartnerzy okazali się za słabi, kolejne zwycięstwo efektowne, ale – no właśnie – czy to za chwilę się nam nie znudzi? Pewnie pan premier – bo nie wątpię, że regularnie czyta tę rubrykę – wzruszy ramionami i powie: „akurat". I może będzie miał rację. A może nie.
MEANDRY ZEŚLIZGIWANIA SIĘ ze szczytów w doły i dołki to temat, któremu mądrość ludowa poświęca wiele uwagi. Przysłów nie będę przytaczał, ale dzięki nim wiemy, że istnieje związek między wysokością, na której znalazł się wspinający, a wielkością siniaka powstałego na dole pleców oraz że nikt, nawet najwięksi, nie wiedzą, w który dołek wpadną, komu nadepną przy okazji na odcisk i która owca to wilk. A potem już tylko albo kłapnięcie zębów, albo jednak pojawia się myśliwy i ratuje, albo sami się jakoś wygrzebujemy.
ALE TO JUŻ TEMAT INNYCH BAJEK. Nasza kończy się tutaj. Lisek (zwyczajowo przechera, chytrusek, ale też czasami lisek pluszowa przytulanka) spadł z góry, trochę się poobijał, a lecąc w dół, spowodował lawinę. I właśnie w jej tumanach zniknęły „Bajki prawie polityczne". Dziękuję państwu za uwagę. To był zaszczyt pobyć z wami razem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.