Polską dyplomacją kieruje Attaché z jednego z niskonakładowych tygodników
Widmo krąży nad Ministerstwem Spraw Zagranicznych - widmo PRL. Anonimowi funkcjonariusze resortu publicznie kompromitują ludzi dla nich niewygodnych. Forum dla tych praktyk stanowi niewielki, ale mający dobre notowania wśród "ludzi trzymających władzę" tygodnik "Przegląd". Po atakach występującego na łamach pisma Attaché następują zgodne z jego wskazaniami decyzje personalne. Kto tak naprawdę prowadzi więc politykę kadrową ministerstwa?
Donos (nie)dyplomatyczny
"Pan na dworku pełną gębą", "nic nieznaczący polityk na prawicy, który powinien leżeć krzyżem w Częstochowie, że załapał się do MSZ", "nieopanowany i ciągle wojujący ze współpracownikami", "człowiek, który ciągnie dyplomację w dół" - rozdaje dyplomatom razy Attaché. Ambasador w Kijowie Marek Ziółkowski "walczy z personelem i wyrzucił z pracy lekarza ambasady". Były ambasador w Kinszasie Tadeusz Kołodziej popełnia "mnóstwo dyplomatycznych gaf". Ambasador w Azerbejdżanie Marcin Nawrot "służył do mszy celebrowanej przez Jana Pawła II". Były ambasador w Tokio Jerzy Pomianowski "dzięki żonie, która gra na suce, może opowiadać, że ma kontakty na cesarskim dworze". O Jerzym Surdykowskim, ambasadorze w Tajlandii, "w ministerstwie wolą nawet nie słyszeć".
Attaché konfabuluje historie mające świadczyć jak najgorzej o bohaterach jego rubryki. Jego twórczość ma dwie podstawowe grupy odbiorców: pracowników MSZ oraz obce służby dyplomatyczne. Bo Attaché jest dobrze poinformowany. Zdaniem naszych rozmówców z MSZ, w kilku wypadkach ujawnił on informacje z teczek personalnych i poufnych depesz z placówek zagranicznych. Czasem zachowuje się jak ktoś, kto rozdaje karty. Dyplomaci, o których napisał źle, mają małe szanse na przetrwanie na stanowisku lub wręcz w służbie dyplomatycznej. Radek Sikorski i Krzysztof Kamiński, choć zaakceptowani przez Sejm i prezydenta na ambasadorów Polski w Brukseli i Nowej Zelandii, zostali wycofani. Jerzemu Pomianowskiemu nie przedłużono misji w Tokio, a Witoldowi Waszczykowskiemu w Iranie. Jerzy Surdykowski wkrótce opuszcza ambasadę w Bangkoku. Bohaterów twórczości Attaché łączy to, że wszyscy oni rozpoczęli pracę w MSZ po 1989 r.
Pamflety Kossobudzkiego
Pomysł, aby z resortu, który do końca lat 80. stanowił azyl dla funkcjonariuszy służb specjalnych, usunąć obce ciała, nie jest nowy. W 1994 r. sejmowa Komisja Spraw Zagranicznych powołała nadzwyczajną komisję, która miała zbadać "stan kadr" oraz "sposób doboru kadr" w MSZ. Zadaniem komisji było zdyskredytowanie wszystkich osób, które przyszły do resortu po 1989 r. Jej mozolna praca zakończyła się fiaskiem i skandalem, ale koncepcja usunięcia nowych z resortu pozostała. Nie udał się atak frontalny, pozostała więc wojna partyzancka.
Kim jest Attaché? Po zwycięstwie wyborczym SLD i PSL w 1993 r. na rynku pojawiły się cztery książkowe pamflety wskazujące na niekompetencję "rozlepiaczy plakatów", jak (w odróżnieniu od "dyplomatów") nazywano nowe kadry MSZ. Ich autorem był niejaki Tadeusz Kossobudzki. Dyplomaci, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że to Kossobudzki jest autorem "Notesu dyplomatycznego" w "Przeglądzie". Dariusz Rosati, kiedy był jeszcze ministrem spraw zagranicznych, otwarcie zapytał, czy Kossobudzki to Zygmunt Kacpura, weteran dyplomacji PRL, w połowie lat 90. awansowany na naczelnika wydziału w Departamencie Protokołu Dyplomatycznego. Jednoznacznej odpowiedzi nie otrzymał, chociaż w MSZ mało kto ma wątpliwości, że Kossobudzki to Kacpura.
Zwyczajne kłamstwa
- Attaché może zadziwiająco wiele i bez ograniczeń z tego korzysta. Wielu osobom już zniszczył życie - mówi jeden z obecnych ambasadorów. - Zmyśla, obgaduje, donosi, wzmacniając tym samym swoją pozycję oraz pozycję ludzi, których promuje. Jest doskonale poinformowany o tym, co się mówi w ministerstwie, więc na pewno tam pracuje - mówi o Attaché Witold Waszczykowski, były ambasador w Iranie. Waszczykowski opowiada, że kiedy był na placówce w Iranie, Attaché zarzucał mu, że w depeszach do ministerstwa nieprzychylnie wyraża się o tamtejszym establishmencie. - Osoba nie będąca wewnątrz ministerstwa nie mogłaby zdobyć takich informacji - dodaje Waszczykowski.
- Wiem, że w tych felietonach publikowane są kłamstwa, ale nic nie możemy zrobić - mówi w rozmowie z "Wprost" Bogusław Majewski, rzecznik prasowy Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Na dowód pokazuje pismo, które wysłał do redaktora naczelnego "Przeglądu". Majewski prostuje w nim informacje na temat Jerzego Skotarka, konsula generalnego w Moskwie, który przez Attaché został oskarżony o przemyt. - Choć w ministerstwie ignorujemy radosną twórczość Attaché, to przecież polską prasę czytają zagraniczni dyplomaci. A to, co on pisze, godzi w interesy służby zagranicznej - dodaje Majewski, który uważa, że Attaché to w rzeczywistości kilka osób. - Jeśli się dokładnie przyjrzymy stylowi pisania, raz jest to język kwiecisty, innym razem bardzo prosty, czasami nawet niezbyt poprawny gramatycznie. Podobnie jest z faktami: raz są to bzdury wyssane z palca, innym razem poufne informacje wyniesione z ministerstwa - zauważa Majewski. A może ten styl to kamuflaż?
Równanie do Białorusi
W MSZ na początku każdego roku tworzona jest lista pracowników, którzy mają wyjechać na placówki dyplomatyczne bądź z nich wrócić. Listę opracowuje Komisja Rotacyjna, a w wypadku ambasadorów decyzje podejmuje prezydent na wniosek szefa MSZ. W tym roku lista jeszcze nie powstała, ale Attaché już wie, kto i dokąd pojedzie. "W gronie kandydatów do wyjazdu są dwaj obecni wiceministrowie - Sławomir Dąbrowa (pojedzie do Genewy) i Adam Daniel Rotfeld (ma jechać do Nowego Jorku)" - napisał.
Czy ujawnianie planów personalnych Ministerstwa Spraw Zagranicznych wpływa na jakość jego pracy? - Oczywiście - mówi "Wprost" Ryszard Schnepf, ambasador Polski w Kostaryce. Czy w innych krajach dochodzi do podobnych denuncjacji? - Zdecydowanie nie - zauważa. Dyplomaci, z którymi rozmawialiśmy, mówią zgodnie: prasa może publikować, co chce, chodzi tylko o to, żeby nie była to wytyczna dla MSZ i żeby pracownikowi resortu nie myliły się role.
Jesteśmy w przededniu wejścia do Unii Europejskiej. Biorąc pod uwagę napięcia w stosunkach Polski z Francją i Niemcami oraz wojnę w Iraku, nasza dyplomacja nie powinna trwonić sił na wewnętrzne walki. Poza tym szanujący się fechmistrz nie trzyma swojej szabli w kloace, bo gdy przyjdzie do dyplomatycznej szermierki, nie będzie czasu, by czyścić broń.
Więcej możesz przeczytać w 14/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.