Siedmiu na dziesięciu prezydentów USA wywodziło się z trzech procent najbogatszych rodzin
Czy dobrym gospodarzem państwa może być ktoś, kto nie umie być dobrym gospodarzem we własnym domu? - pyta Andrzej Olechowski, jeden z liderów Platformy Obywatelskiej. Nie tyko on uważa, że polityk powinien być niezależny finansowo, bo wtedy trudniej go skorumpować. Szacuje się, że aż 40 proc. urzędników państwowych, którzy pochodzą z ubogich środowisk, usiłuje się bogacić na stanowiskach rządowych bądź pracując w administracji lokalnej. - Korupcja osiąga szczególnie wysoki poziom w krajach biednych, gdzie dla elit wywodzących się z biednych rodzin władza jest okazją do zbudowania sobie materialnego zaplecza - mówi Peter Eigen, przewodniczący Transparency International. Z badań wynika, że im bogatsze jest społeczeństwo (a tym samym urzędnicy), tym mniejsza korupcja. W Danii, w której PKB na mieszkańca sięga 24 tys. dolarów, wskaźnik uczciwości polityków wynosi 9,5 (w skali od 0 do 10). W Rosji, gdzie PKB na mieszkańca to 4,2 tys. dolarów, wskaźnik uczciwości polityków wynosi zaledwie 2,7. Adam Smith, ojciec nowoczesnej ekonomii i filozof, już w roku 1776 stwierdził, że wprawdzie bogactwo czasem korumpuje, ale bieda korumpuje często i absolutnie.
Bogaci na prezydenta
Edward Pessen, autor książki "Mit ubogiej chaty", obliczył, że prawie 70 proc. prezydentów USA wywodziło się z trzech procent najbogatszych rodzin. Jak zauważa Dan Ackman w magazynie "Forbes", niektórzy prezydenci USA, m.in. John F. Kennedy i George Washington, byli zaliczani do superbogatych. A tylko kilku z nich (m.in. Andrew Johnson i Bill Clinton) urodziło się w ubogich rodzinach. Tytuł książki Pessena jest ironicznym komentarzem do przekonania, że w polityce możliwa jest kariera od pucybuta do prezydenta. Pessen zauważa, że taka kariera nie jest wskazana, bo prezydent odpowiada za całe państwo, więc nie powinna nim zostawać osoba, która eksperymentuje na urzędzie. Wyjątki potwierdzają regułę: zanim Bill Clinton sięgnął po prezydenturę, stał się członkiem finansowej elity stanu Arkansas - przez małżeństwo z Hillary Rodham. Podobnie było z prezydentem Abrahamem Lincolnem, który najpierw wszedł do elity finansowej stanu Illinois - dzięki małżeństwu z Mary Todd, córką jednego z najbogatszych prawników w tym stanie.
Zawód: polityk
Według badań CBOS, aż 70 proc. Polaków uważa, że urzędnicy państwowi czerpią korzyści z pełnienia funkcji publicznych. W Czechach tego samego zdania jest 66 proc. badanych, zaś na Ukrainie - 91 proc. - Polityka stała się w krajach dawnego bloku wschodniego najważniejszym źródłem akumulacji kapitału - zauważa prof. Hernando de Soto, peruwiański ekonomista z Institute for Liberty & Democracy. - W krajach takich jak Polska ludzie sięgają po władzę, mając często motywację zarobkową. Z obserwacji polityki wynoszą oni przekonanie, że nie trzeba być nawet specjalnie obrotnym, żeby się na niej dorobić - uważa Krzysztof Jasiecki z Instytutu Filozofii i Socjologii PAN.
Prof. Michael Novak, amerykański ekonomista, autor m.in. "Ducha demokratycznego kapitalizmu", twierdzi, że bogatego polityka jest znacznie trudniej kupić niż biednego. Novak porównuje amerykańskich kongresmanów do deputowanych rosyjskiej Dumy. W Dumie w latach 90. aż 87 proc. deputowanych co najmniej potroiło swój majątek, a w Izbie Reprezentantów tylko 0,6 proc. kongresmanów zarabiało więcej niż przed wyborem do izby.
- Fanatyczni zwolennicy ubóstwa w polityce cytują frazę z Nowego Testamentu: "Pieniądz jest źródłem wszelkiego zła". Popełniają błąd. Zdanie to w całości brzmi: "Miłość do pieniądza jest źródłem wszelkiego zła". A to różnica - podkreśla Samuel Gregg, z amerykańskiego Acton Institute for the Study of Religion & Liberty.
Więcej możesz przeczytać w 14/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.