Nowosielski jest najbardziej świeckim twórcą religijnym i największym teologiem wśród świeckich malarzy
To jest ikona! - wykrzyknął Ilya Kabakow na widok portretu pływaczki Jerzego Nowosielskiego. Kabakow jest rosyjskim artystą, czyta więc w sztuce to, czego nie umieją przeczytać artyści i krytycy Zachodu. Utajony kod czy też formalny język obrazów Nowosielskiego jest dla wielu nadal tak trudny, jak pismo Hetytów. To zapewne główny powód aksjologicznego rozdźwięku, mającego swe źródło w niegdysiejszym rozłamie Kościoła. Cywilizacja Europy XXI wieku nie zatarła estetycznych skutków schizmy wschodniej: Rzym i Biznacjum trwają w obcości, chociaż mają wspólne korzenie, także estetyczne, co widać, jeśli wejrzeć głębiej w dzieła wczesnego chrześcijaństwa - od Mauzoleum Galli Placydii w Rawennie, po Matkę Boską Częstochowską.
Tak się stało, że renesans nie objął Kościoła wschodniego, świeckość nie wkroczyła do świątyń, naznaczając rysami znajomych dam twarze Madonny i świętych. Dlatego nie ma pewności, czy z punktu widzenia Paryża, Rzymu i Londynu Czarny Kwadrat Malewicza jest właściwie rozumiany. Czy jest rozumiany, jako ikona XX wieku? Dlatego najlepszy (i najdroższy na rodzimym rynku) żyjący polski malarz nie jest akceptowany na zachód od Odry.
Kobieta jest symbolem Kościoła
Rodzina Jerzego Nowosielskiego szczęśliwie uniknęła powojennego losu większości Łemków. Artysta kształcił się w Krakowie. W jego wczesnych pracach nie widać wpływów Wschodu. Na pierwszy rzut oka. Brak w nich tego, co stało się później charakterystyczną cechą jego twórczości: hieratyzmu, osiowej kompozycji, a wreszcie - szczególnego sposobu wykorzystania bieli. Jeśli wejrzymy głębiej w serię kobiecych postaci i portretów z 1945 r., dostrzeżemy w nich cechy nie z tego świata. Jeszcze nie nastąpiło wyznanie: "Kobieta jest symbolem Kościoła. A cerkiew i akt są do siebie podobne". To przyjdzie później. Na razie jest intuicja i zapatrzenie w ciemne twarze ikon.
Podobnie jest z późniejszymi abstrakcjami. Wiele w nich wspólnego z kompozycjami Andrzeja Wróblewskiego, kolegi z Grupy Krakowskiej. Tyle że abstrakcje Nowosielskiego mają bardzo konkretne tytuły: "Posadzka w łazience", "Pożar", "Stocznia", "Skrzydło archanioła". Przewrotne poczucie humoru. Obu ich dotknął socrealizm. Wróblewskiego boleśnie, Nowosielskiego naskórkowo. Bo oto widzimy imponujący i słuszny portret Majakowskiego z roku 1950. W marynarce i pod krawatem. Z niejasnych względów, zgoła niesocrealistyczny. Może - znów - nie z tego świata? Jak skrzydło archanioła, ale - z pozoru - mniej abstrakcyjne. Abstrakcyjne z nazwy są natomiast obrazy z najbardziej stalinowskiego czasu, powstające równolegle do całkiem świeckich pejzaży, portretów, a nawet scen obyczajowych ("Klasa", "Kobiety na tle maszyn"), chociaż już "Kobieta przy tablicy" mogłaby uchodzić za rygorystyczną kompozycję abstrakcyjną, rozgrywaną w bieli i czerni.
Ok(n)o Opatrzności
Gdyby nie nogi, "Kobieta przy tablicy" byłaby może pierwszym obrazem, w którym artysta uzyskuje świecenie ciała zapożyczone z ikony - za pomocą przetarcia wierzchniego pigmentu do podskórnej bieli. Motyw ten wykorzysta później wielokrotnie i w sposób bardziej wyrazisty. Będzie cytował ikonę otwarcie i bez minoderii, z powagą właściwą tym, którzy ikony dostępują. W niektórych aktach pojawią się zaokrąglone linią bieli brzuszki, przepasane materią perizonium, zupełnie jak te z ikon Andrieja Rublowa - szczególnie w scenach "Złożenia do grobu". Do sylwetek modeli dojdą opisy ich przygód, rozpisane w kolejnych kwadratach bordiury - jak ilustrowane żywoty świętych wokół ich wizerunków. To już niemal herezja. Herezja konsekwentna. Oto obraz o przewrotnym tytule "Dwie postacie we wnętrzu". Z postaci zostało kilka świecących punktów, przedmiotem centralnym obrazu jest karafka: przedmiot adoracji i pożądania. Jak hostia. Oraz biały kwadrat wpisany w kwadrat błękitny. Ok(n)o Opatrzności.
Rublow też był w swoim czasie pomawiany o herezję. Zbytnio oddalił się od obowiązującego kanonu. Tutaj występuje odstępstwo innego rodzaju - niedopuszczalne w sztuce sakralnej ani w świeckiej. Artysta maluje osoby i rzeczy, nie Boga i świętych (dla których rezerwuje cerkiewne wnętrza). Ale też te osoby i rzeczy nie są takie jak w potocznym oglądzie. Są takie, jakie być powinny - zobaczone jako dzieło Boga. Nawet jeśli to, co namalowane, wyobraża kilka garnków. Józef Czapski zacytował kiedyś okrzyk Zygmunta Waliszewskiego: "Boga w sercu nie ma ten, kto jabłka nie rozumie". Waliszewskiemu chodziło o zdawkową rolę przedmiotu w malarstwie, Nowosielskiemu - o wyniesienie go przez malarstwo. Celem pierwszego było osiągnięcie doskonałości obrazu namalowanego, a drugiego - wskazanie na doskonałość przez to, co namalowane. W tym sensie martwa natura może się stać dowodem na istnienie Boga. Artysta, który potrafi przeprowadzić taki dowód, może zbawić piekło.
Nowosielski jest najbardziej świeckim twórcą religijnym i największym teologiem wśród świeckich malarzy. Głębia jego wiedzy teologicznej nie rzuca się w oczy na wystawie w Zachęcie. Andrzej Starmach, skądinąd marszand, więc człowiek praktyczny, dał się tu poznać jako wrażliwy wizjoner, jeden z najlepszych znanych mi kuratorów. To nie pierwsza jego wystawa pozwalająca na dokonywanie odkryć, ale pierwsza na taką skalę. Przebudowa wnętrz Zachęty nie jest tylko chwytem ekspozycyjnym. Jest rozbudowaną ramą mieszczącą w sobie pełną dygresji opowieść o wzlotach i upadkach artysty szukającego doskonałości. Jej ostatni rozdział to maleńkie abstrakcje (olej na desce). Przezwyciężenie Czarnego Kwadratu. Może świat Zachodu dostąpi kiedyś wtajemniczenia pozwalającego przeczytać te obrazy? Zapewne nie w szkole czarów Harry'ego Pottera.
Tak się stało, że renesans nie objął Kościoła wschodniego, świeckość nie wkroczyła do świątyń, naznaczając rysami znajomych dam twarze Madonny i świętych. Dlatego nie ma pewności, czy z punktu widzenia Paryża, Rzymu i Londynu Czarny Kwadrat Malewicza jest właściwie rozumiany. Czy jest rozumiany, jako ikona XX wieku? Dlatego najlepszy (i najdroższy na rodzimym rynku) żyjący polski malarz nie jest akceptowany na zachód od Odry.
Kobieta jest symbolem Kościoła
Rodzina Jerzego Nowosielskiego szczęśliwie uniknęła powojennego losu większości Łemków. Artysta kształcił się w Krakowie. W jego wczesnych pracach nie widać wpływów Wschodu. Na pierwszy rzut oka. Brak w nich tego, co stało się później charakterystyczną cechą jego twórczości: hieratyzmu, osiowej kompozycji, a wreszcie - szczególnego sposobu wykorzystania bieli. Jeśli wejrzymy głębiej w serię kobiecych postaci i portretów z 1945 r., dostrzeżemy w nich cechy nie z tego świata. Jeszcze nie nastąpiło wyznanie: "Kobieta jest symbolem Kościoła. A cerkiew i akt są do siebie podobne". To przyjdzie później. Na razie jest intuicja i zapatrzenie w ciemne twarze ikon.
Podobnie jest z późniejszymi abstrakcjami. Wiele w nich wspólnego z kompozycjami Andrzeja Wróblewskiego, kolegi z Grupy Krakowskiej. Tyle że abstrakcje Nowosielskiego mają bardzo konkretne tytuły: "Posadzka w łazience", "Pożar", "Stocznia", "Skrzydło archanioła". Przewrotne poczucie humoru. Obu ich dotknął socrealizm. Wróblewskiego boleśnie, Nowosielskiego naskórkowo. Bo oto widzimy imponujący i słuszny portret Majakowskiego z roku 1950. W marynarce i pod krawatem. Z niejasnych względów, zgoła niesocrealistyczny. Może - znów - nie z tego świata? Jak skrzydło archanioła, ale - z pozoru - mniej abstrakcyjne. Abstrakcyjne z nazwy są natomiast obrazy z najbardziej stalinowskiego czasu, powstające równolegle do całkiem świeckich pejzaży, portretów, a nawet scen obyczajowych ("Klasa", "Kobiety na tle maszyn"), chociaż już "Kobieta przy tablicy" mogłaby uchodzić za rygorystyczną kompozycję abstrakcyjną, rozgrywaną w bieli i czerni.
Ok(n)o Opatrzności
Gdyby nie nogi, "Kobieta przy tablicy" byłaby może pierwszym obrazem, w którym artysta uzyskuje świecenie ciała zapożyczone z ikony - za pomocą przetarcia wierzchniego pigmentu do podskórnej bieli. Motyw ten wykorzysta później wielokrotnie i w sposób bardziej wyrazisty. Będzie cytował ikonę otwarcie i bez minoderii, z powagą właściwą tym, którzy ikony dostępują. W niektórych aktach pojawią się zaokrąglone linią bieli brzuszki, przepasane materią perizonium, zupełnie jak te z ikon Andrieja Rublowa - szczególnie w scenach "Złożenia do grobu". Do sylwetek modeli dojdą opisy ich przygód, rozpisane w kolejnych kwadratach bordiury - jak ilustrowane żywoty świętych wokół ich wizerunków. To już niemal herezja. Herezja konsekwentna. Oto obraz o przewrotnym tytule "Dwie postacie we wnętrzu". Z postaci zostało kilka świecących punktów, przedmiotem centralnym obrazu jest karafka: przedmiot adoracji i pożądania. Jak hostia. Oraz biały kwadrat wpisany w kwadrat błękitny. Ok(n)o Opatrzności.
Rublow też był w swoim czasie pomawiany o herezję. Zbytnio oddalił się od obowiązującego kanonu. Tutaj występuje odstępstwo innego rodzaju - niedopuszczalne w sztuce sakralnej ani w świeckiej. Artysta maluje osoby i rzeczy, nie Boga i świętych (dla których rezerwuje cerkiewne wnętrza). Ale też te osoby i rzeczy nie są takie jak w potocznym oglądzie. Są takie, jakie być powinny - zobaczone jako dzieło Boga. Nawet jeśli to, co namalowane, wyobraża kilka garnków. Józef Czapski zacytował kiedyś okrzyk Zygmunta Waliszewskiego: "Boga w sercu nie ma ten, kto jabłka nie rozumie". Waliszewskiemu chodziło o zdawkową rolę przedmiotu w malarstwie, Nowosielskiemu - o wyniesienie go przez malarstwo. Celem pierwszego było osiągnięcie doskonałości obrazu namalowanego, a drugiego - wskazanie na doskonałość przez to, co namalowane. W tym sensie martwa natura może się stać dowodem na istnienie Boga. Artysta, który potrafi przeprowadzić taki dowód, może zbawić piekło.
Nowosielski jest najbardziej świeckim twórcą religijnym i największym teologiem wśród świeckich malarzy. Głębia jego wiedzy teologicznej nie rzuca się w oczy na wystawie w Zachęcie. Andrzej Starmach, skądinąd marszand, więc człowiek praktyczny, dał się tu poznać jako wrażliwy wizjoner, jeden z najlepszych znanych mi kuratorów. To nie pierwsza jego wystawa pozwalająca na dokonywanie odkryć, ale pierwsza na taką skalę. Przebudowa wnętrz Zachęty nie jest tylko chwytem ekspozycyjnym. Jest rozbudowaną ramą mieszczącą w sobie pełną dygresji opowieść o wzlotach i upadkach artysty szukającego doskonałości. Jej ostatni rozdział to maleńkie abstrakcje (olej na desce). Przezwyciężenie Czarnego Kwadratu. Może świat Zachodu dostąpi kiedyś wtajemniczenia pozwalającego przeczytać te obrazy? Zapewne nie w szkole czarów Harry'ego Pottera.
Więcej możesz przeczytać w 14/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.