Lepiej być mądrym niż głupim, ale tej prawdy Polacy stanowczo nie doceniają
"Mój środek się cofa, moje prawe skrzydło jest w odwrocie, sytuacja jest doskonała. Będę atakował"
marszałek Ferdinand Foch
W gorących czasach łatwo stracić orientację. Marsjanin lądujący u nas w marcu 2003 r. miałby wątpliwości, o co chodzi współczesnym Polakom. Zawierucha iracka przyniosła kryzys w stosunkach ze starymi przyjaciółmi francuskimi, a także z niemieckimi (choć ta przyjaźń nie jest zanurzona w historii równie głęboko jak romans Napoleona z panią Walewską). Na domowym podwórku nie wystarczyła Rywingate, pojawiły się kłopoty na linii prezydencko-premierowskiej. Padają nowe pytania odnośnie wyniku referendum europejskiego. Jakby tego było mało, nagle nastąpiło cudowne rozmnożenie poselskich kart do głosowania. Nie kontynuuję wyliczanki, bo obawiam się, że trwa sezon na króliki wyskakujące z kapelusza, i że wykaz z dziś będzie nieaktualny jutro, a króliki mogą się przekształcić w białe myszki.
W dyskusjach nad sposobem prowadzenia kampanii przedreferendalnej pojawił się wątek euroinformatorów rozesłanych po gminach. Niestety, poza kilkudniowym szkoleniem i telefonem do centrali nie dysponują oni żadnymi narzędziami, które ułatwią wywiązanie się z zadania. Trudno się dziwić rozkładającym ręce bezrobotnym absolwentom, dotychczas nie zaangażowanym intelektualnie ani emocjonalnie w debatę nad kosztami i pożytkami płynącymi z polskiego członkostwa w unii. Podsuwam więc prosty pomysł praktyczny. Należy pilnie zadać tym młodym ludziom uważną lekturę dwóch dokumentów, w sumie 100 stron. Jeden - autorstwa Jana Szomburga - został 12 marca 2003 r. opublikowany w "Rzeczpospolitej". Nosi tytuł "Polskie priorytety" i odwołuje się do mało znanego w Polsce pojęcia "strategii lizbońskiej". Drugi, opracowany na zlecenie Komisji Europejskiej przez zespół działający pod kierunkiem byłego premiera Holandii Wima Koka, opublikowano 26 marca (w tych dniach ukaże się w Internecie na stronach komisji jego wersja polskojęzyczna). Mam nadzieję, że kilka tysięcy młodych absolwentów będzie w stanie w najbliższy weekend przeczytać, zrozumieć i wyciągnąć inteligentne wnioski z obu dokumentów.
Szomburg kompetentnie, choć skrótowo (a ja go tutaj dodatkowo jeszcze skracam i upraszczam), opisuje, co jest polskim interesem narodowym. Twierdzi, że powinno nam zależeć na dalszym urynkowieniu Europy i Polski, redukowaniu zbędnych regulacji prawnych, wsparciu pracodajnego sektora małych i średnich przedsiębiorstw, zarazem wskazuje na konieczność delikatnego manewrowania w zakresie tzw. modelu społecznego, czego wymaga krucha podstawa budżetowa wszelkich naszych zabiegów makrogospodarczych. Zwraca wreszcie uwagę na podstawową szansę, jaką jest dla Polski inwestycja w wiedzę. Teoretycznie od zawsze wiadomo, że lepiej być mądrym niż głupim, ale wobec wyzwania, przed jakim stają Polacy w nadchodzących latach, ta prawda wydaje się stanowczo nie doceniona... Raport Koka jest dokumentem udowadniającym czarno na białym, że na dłuższą (czyli najważniejszą) metę gra europejska jest grą z rodzaju win-win. Że nie ma w niej strony przegrywającej, że wygrywają ci, którzy ją potraktują serio. Jeśli więc tego dokumentu nie przeczytają wszyscy uprawnieni do udziału w referendum - niech go przeczytają choć gminni wolontariusze!
Do mojej smutnej listy odejść ludzi instytucji musiałem dopisać Bolesława Wierzbiańskiego. Całkiem niedawno opowiadałem polskiej dziennikarce, jak to w czasie "okrągłego stołu" Wierzbiański relacjonował mi wspólne z moim ojcem przedwojenne ujeżdżanie na nartach za koniem. Od tamtych czasów aż do ostatnich dni Wierzbiański zachował zdolność orientacji. Coraz bardziej brak nam takich, którzy wiedzą, czego chcą i trzymają się porządnych drogowskazów. Zwłaszcza gdy środek się cofa, skrzydło w odwrocie, a mimo to trzeba atakować.
Więcej możesz przeczytać w 14/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.