Transferowy show ma rozruszać futbolowy rynek
Transferową gorączkę zastąpił w tym roku w futbolu transferowy show. Powód jest prosty - nawet najlepsze kluby mają trzy razy mniej pieniędzy na zakupy nowych graczy. Największy spektakl - przejście Davida Beckhama z Manchesteru United do Realu Madryt - był połączeniem intronizacji brytyjskiej królowej z Oscarową galą. Futbol już dawno przestał być widowiskiem tylko na boisku, czego dowodzi choćby uczynienie z angielskiego piłkarza jednego z największych symboli popkultury. Wraz z żoną Victorią Adams, byłą spicetką, tworzą najbardziej znaną parę show-biznesu na świecie, znaną nawet na Nowej Gwinei czy w Amazonii.
Złotodajne gwiazdy
"Od dzieciństwa marzyłem, by grać w koszulce Barcelony" - stwierdził brazylijski gwiazdor futbolu Ronaldinho po sfinalizowaniu umowy z tym klubem. W ciągu zaledwie kilku tygodni to samo mówił o Realu Madryt i Manchesterze United. Wszystkie trzy kluby zabiegały o pozyskanie piłkarza, który na zeszłorocznych mistrzostwach świata miał kilka błyskotliwych akcji, podczas których wręcz ośmieszał rywali (na przykład bramkarza reprezentacji Anglii Davida Seamana wrzucając mu za plecy piłkę z rzutu wolnego wykonywanego z ponad 30 metrów). O ile Real chciał mieć u siebie pomocnika reprezentacji Brazylii dopiero od przyszłego sezonu, o tyle dla Manchesteru decyzja o przejściu Ronaldinho do Barcelony jest prestiżową porażką. Po sprzedaniu Beckhama mistrzowie Anglii potrzebują nowej megagwiazdy.
Zakupowe szaleństwo
Futbolowy rynek od kilkunastu miesięcy przeżywa zapaść. Wywołały ją niebotyczne sumy, jakie wydawano na transfery. Taką politykę zapoczątkował obecny premier Włoch Silvio Berlusconi w AC Milan. Na przełomie lat 80. i 90. zbudował on potęgę dzięki milionom dolarów wydanych na gwiazdy. Kulminacja transferowego szaleństwa nastąpiła trzy lata temu: za Luisa Figo Real Madryt zapłacił wtedy aż 56 mln euro. Lazio Rzym dało tylko dwa miliony mniej za argentyńskiego snajpera Hernana Crespo. Rok później Real pobił własny rekord płacąc za najlepszego rozgrywającego świata - Zidane'a - aż 65 mln euro! Dla porównania, gdyby liczyć według dzisiejszych cen, Alfredo Di Stefano, z którym Real zdobył pierwszych pięć europejskich pucharów, został w 1953 r. kupiony za sumę stanowiącą obecnie równowartość zaledwie 900 tys. euro.
Prezesi klubów liczyli na to, że rosnące zyski z transmisji telewizyjnych pokryją wyśrubowane wydatki transferowe. Nie pokryły, bo rynek został przegrzany. Futbolowe eldorado skończyło się wraz z upadkiem brytyjskiej ITV Digital oraz koncernu Kircha w Niemczech. Także włoska RAI zredukowała wartość kontraktów z klubami, przyspieszając upadek Fiorentiny, jednej z najbardziej znanych marek w futbolu. Klub został zdegradowany do niższej ligi. Z powodu sporu między telewizją a klubami w ubiegłym sezonie włoska Serie A (zadłużona łącznie na 2 mld euro) ruszyła z opóźnieniem. Także w Polsce Canal+ zmniejszył wpłaty dla klubów z tytułu transmisji telewizyjnych. Zarówno za granicą, jak i na polskim podwórku wielu piłkarzy musiało się zgodzić na zmniejszenie wynagrodzeń. Gaizka Mendieta wraca obecnie do Lazio po okresie wypożyczenia do Barcelony i będzie dostawał o 40 proc. mniej niż poprzednio.
Z głowy na nogi i z powrotem
Zredukowanie wysokości transferów oraz płac graczy miało przestawić piłkarski światek z głowy na nogi. Wskutek transferowego przegrzania zakupy w ubiegłym sezonie były skromne, choć był to rok mistrzostw świata, które są największym oknem wystawowym dla piłkarzy. Jedynym prawdziwym hitem transferowym był zakup przez Real Madryt króla strzelców mundialu - Brazylijczyka Ronaldo (za 47 mln euro). Gdyby nie liczyć tego transferu, wszystkie kluby hiszpańskie wydały na zakupy mniej niż sezon wcześniej sama Barcelona. Dominowały wypożyczenia i tzw. wolne transfery (odejścia za darmo zawodników, którym wygasły kontrakty). Za darmo odszedł m.in. Rivaldo - największy obok Ronaldo gracz ostatnich mistrzostw świata, jego kolega z reprezentacji Brazylii. Opuścił Barcelonę dla Milanu. Zyskiem Katalończyków było to, że nie musieli mu wypłacać wielkich pieniędzy z tytułu kontraktu.
Okazało się jednak, że spadek sum transferowych wcale nie pomaga klubom, bo wielkie pieniądze wprawiały w ruch futbolowy świat. John Nagle, rzecznik angielskiej ligi, mówi, że sprzedaż zawodników była metodą dystrybucji bogactwa, która wielu klubom dawała szansę na rozwój nowych talentów. Pieniądze ze sprzedaży gwiazd szły na szkolenie nowych. Teraz gwiazdy przechodzą do wielkich klubów za mniejsze pieniądze albo za darmo, a małym klubom brakuje środków na wyszkolenie ich następców.
Paradoksalnie więc krach transferowy, który miał wyrównać szanse między najbogatszymi klubami a resztą, jeszcze zaostrzył różnice. Doświadcza tego polska piłka. Legia Warszawa sprzedała swoją największą gwiazdę Cezarego Kucharskiego do greckich Salonik ledwie za 150 tys. euro. Kamil Kosowski został wypożyczony do końca sezonu do słabego i przeżywającego problemy finansowe Kaiserslautern za 500 tys. euro. Przy takich sumach za najlepszych zawodników trudno polskim klubom nawet marzyć o doszlusowaniu do futbolowej elity. Dla porównania, gdy czeski pomocnik Pavel Nedved trafił do Juventusu, klub z Turynu musiał za niego wyłożyć ponad 35 mln euro. Za czeskiego napastnika Jana Kollera Borussia Dortmund zapłaciła ponad 10 mln euro.
Show must go on!
Fanów futbolu nieodmiennie ekscytują tylko wielkie zakupy. Miliony wydane podczas wakacji na transfery są najlepszą gwarancją, że głodni wrażeń kibice powrócą po letniej przerwie na stadiony. Mimo recesji na futbolowym rynku najbogatsze klu-by znów wprawiły w ruch transferową ruletkę. Korzyści są oczywiste - zakup Zidane'a (algierskie pochodzenie) przysporzył Realowi wielu nowych kibiców w krajach arabskich i frankofońskich. Kupno Beckhama ma powiększyć grono miłośników Realu w krajach azjatyckich, gdzie piłkarz jest równie popularny jak kiedyś Beatlesi.
Do rywalizacji włączył się niedawno rosyjski miliarder Roman Abramowicz, który kupił zadłużone londyńskie Chelsea. Na początek za pomocnika Damiana Duffa Abramowicz zapłacił 25 mln euro, a za Wayne'a Bridge'a i Brazylijczyka Geremiego po ponad 10 mln euro. To dopiero początek, bo Rosjanin marzy o przełamaniu supremacji Manchesteru i Arsenalu w lidze oraz o sukcesach na europejskich arenach. W tym celu gotów jest kupić Christiana Vieriego z Interu - za 45 mln euro czy Patricka Vieirę - za 30 mln euro. Na liście życzeń miliardera są też m.in. Patrick Kluivert, Thierry Henry, Andrij Szewczenko, Edgar Davids.
Wkrótce transferowa ruletka może się jeszcze bardziej rozkręcić - podobno wenezuelski miliarder stara się o kupno jednego z londyńskich klubów - Aston Villi lub Tottenhamu. Po prostu show must go on!
Złotodajne gwiazdy
"Od dzieciństwa marzyłem, by grać w koszulce Barcelony" - stwierdził brazylijski gwiazdor futbolu Ronaldinho po sfinalizowaniu umowy z tym klubem. W ciągu zaledwie kilku tygodni to samo mówił o Realu Madryt i Manchesterze United. Wszystkie trzy kluby zabiegały o pozyskanie piłkarza, który na zeszłorocznych mistrzostwach świata miał kilka błyskotliwych akcji, podczas których wręcz ośmieszał rywali (na przykład bramkarza reprezentacji Anglii Davida Seamana wrzucając mu za plecy piłkę z rzutu wolnego wykonywanego z ponad 30 metrów). O ile Real chciał mieć u siebie pomocnika reprezentacji Brazylii dopiero od przyszłego sezonu, o tyle dla Manchesteru decyzja o przejściu Ronaldinho do Barcelony jest prestiżową porażką. Po sprzedaniu Beckhama mistrzowie Anglii potrzebują nowej megagwiazdy.
Zakupowe szaleństwo
Futbolowy rynek od kilkunastu miesięcy przeżywa zapaść. Wywołały ją niebotyczne sumy, jakie wydawano na transfery. Taką politykę zapoczątkował obecny premier Włoch Silvio Berlusconi w AC Milan. Na przełomie lat 80. i 90. zbudował on potęgę dzięki milionom dolarów wydanych na gwiazdy. Kulminacja transferowego szaleństwa nastąpiła trzy lata temu: za Luisa Figo Real Madryt zapłacił wtedy aż 56 mln euro. Lazio Rzym dało tylko dwa miliony mniej za argentyńskiego snajpera Hernana Crespo. Rok później Real pobił własny rekord płacąc za najlepszego rozgrywającego świata - Zidane'a - aż 65 mln euro! Dla porównania, gdyby liczyć według dzisiejszych cen, Alfredo Di Stefano, z którym Real zdobył pierwszych pięć europejskich pucharów, został w 1953 r. kupiony za sumę stanowiącą obecnie równowartość zaledwie 900 tys. euro.
Prezesi klubów liczyli na to, że rosnące zyski z transmisji telewizyjnych pokryją wyśrubowane wydatki transferowe. Nie pokryły, bo rynek został przegrzany. Futbolowe eldorado skończyło się wraz z upadkiem brytyjskiej ITV Digital oraz koncernu Kircha w Niemczech. Także włoska RAI zredukowała wartość kontraktów z klubami, przyspieszając upadek Fiorentiny, jednej z najbardziej znanych marek w futbolu. Klub został zdegradowany do niższej ligi. Z powodu sporu między telewizją a klubami w ubiegłym sezonie włoska Serie A (zadłużona łącznie na 2 mld euro) ruszyła z opóźnieniem. Także w Polsce Canal+ zmniejszył wpłaty dla klubów z tytułu transmisji telewizyjnych. Zarówno za granicą, jak i na polskim podwórku wielu piłkarzy musiało się zgodzić na zmniejszenie wynagrodzeń. Gaizka Mendieta wraca obecnie do Lazio po okresie wypożyczenia do Barcelony i będzie dostawał o 40 proc. mniej niż poprzednio.
Z głowy na nogi i z powrotem
Zredukowanie wysokości transferów oraz płac graczy miało przestawić piłkarski światek z głowy na nogi. Wskutek transferowego przegrzania zakupy w ubiegłym sezonie były skromne, choć był to rok mistrzostw świata, które są największym oknem wystawowym dla piłkarzy. Jedynym prawdziwym hitem transferowym był zakup przez Real Madryt króla strzelców mundialu - Brazylijczyka Ronaldo (za 47 mln euro). Gdyby nie liczyć tego transferu, wszystkie kluby hiszpańskie wydały na zakupy mniej niż sezon wcześniej sama Barcelona. Dominowały wypożyczenia i tzw. wolne transfery (odejścia za darmo zawodników, którym wygasły kontrakty). Za darmo odszedł m.in. Rivaldo - największy obok Ronaldo gracz ostatnich mistrzostw świata, jego kolega z reprezentacji Brazylii. Opuścił Barcelonę dla Milanu. Zyskiem Katalończyków było to, że nie musieli mu wypłacać wielkich pieniędzy z tytułu kontraktu.
Okazało się jednak, że spadek sum transferowych wcale nie pomaga klubom, bo wielkie pieniądze wprawiały w ruch futbolowy świat. John Nagle, rzecznik angielskiej ligi, mówi, że sprzedaż zawodników była metodą dystrybucji bogactwa, która wielu klubom dawała szansę na rozwój nowych talentów. Pieniądze ze sprzedaży gwiazd szły na szkolenie nowych. Teraz gwiazdy przechodzą do wielkich klubów za mniejsze pieniądze albo za darmo, a małym klubom brakuje środków na wyszkolenie ich następców.
Paradoksalnie więc krach transferowy, który miał wyrównać szanse między najbogatszymi klubami a resztą, jeszcze zaostrzył różnice. Doświadcza tego polska piłka. Legia Warszawa sprzedała swoją największą gwiazdę Cezarego Kucharskiego do greckich Salonik ledwie za 150 tys. euro. Kamil Kosowski został wypożyczony do końca sezonu do słabego i przeżywającego problemy finansowe Kaiserslautern za 500 tys. euro. Przy takich sumach za najlepszych zawodników trudno polskim klubom nawet marzyć o doszlusowaniu do futbolowej elity. Dla porównania, gdy czeski pomocnik Pavel Nedved trafił do Juventusu, klub z Turynu musiał za niego wyłożyć ponad 35 mln euro. Za czeskiego napastnika Jana Kollera Borussia Dortmund zapłaciła ponad 10 mln euro.
Show must go on!
Fanów futbolu nieodmiennie ekscytują tylko wielkie zakupy. Miliony wydane podczas wakacji na transfery są najlepszą gwarancją, że głodni wrażeń kibice powrócą po letniej przerwie na stadiony. Mimo recesji na futbolowym rynku najbogatsze klu-by znów wprawiły w ruch transferową ruletkę. Korzyści są oczywiste - zakup Zidane'a (algierskie pochodzenie) przysporzył Realowi wielu nowych kibiców w krajach arabskich i frankofońskich. Kupno Beckhama ma powiększyć grono miłośników Realu w krajach azjatyckich, gdzie piłkarz jest równie popularny jak kiedyś Beatlesi.
Do rywalizacji włączył się niedawno rosyjski miliarder Roman Abramowicz, który kupił zadłużone londyńskie Chelsea. Na początek za pomocnika Damiana Duffa Abramowicz zapłacił 25 mln euro, a za Wayne'a Bridge'a i Brazylijczyka Geremiego po ponad 10 mln euro. To dopiero początek, bo Rosjanin marzy o przełamaniu supremacji Manchesteru i Arsenalu w lidze oraz o sukcesach na europejskich arenach. W tym celu gotów jest kupić Christiana Vieriego z Interu - za 45 mln euro czy Patricka Vieirę - za 30 mln euro. Na liście życzeń miliardera są też m.in. Patrick Kluivert, Thierry Henry, Andrij Szewczenko, Edgar Davids.
Wkrótce transferowa ruletka może się jeszcze bardziej rozkręcić - podobno wenezuelski miliarder stara się o kupno jednego z londyńskich klubów - Aston Villi lub Tottenhamu. Po prostu show must go on!
Więcej możesz przeczytać w 31/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.