Samooczyszczanie SLD może się okazać transfuzją, podczas której chory zostaje zainfekowany wirusem HIV
Nie pozwolimy, żeby stosowano wobec nas taktykę salami - obcinania SLD po kawałku, aż się okaże, że nie jest to już ta sama partia" - mówił kilka miesięcy temu Marek Dyduch, sekretarz generalny sojuszu. Teraz sam Dyduch, razem z Leszkiem Millerem i ministrem sprawiedliwości Grzegorzem Kurczukiem, stosuje taktykę salami wewnątrz SLD. W ramach weryfikacji z partii może zostać wyrzuconych ponad 20 tys. osób. Leszek Miller zdecydował się odkrawać kawałki SLD, bo nie dało się już chronić osób nadających partii piętno "organizacji przestępczej" (jak to ujął Jarosław Kaczyński, a za co nie chciała go ścigać prokuratura). Miller nie spodziewał się jednak, że plasterkowanie sojuszu tak szybko okaże się dla partii niebezpieczne. Bo partia w plasterkach traci nie tylko spoistość, ale i siłę: w końcu nawet marchewka w jednym kawałku nijak się ma do marchewki w plasterkach. To, co ma uzdrowić SLD, może partię zabić. Proces wewnętrznego oczyszczenia sojuszu może się okazać transfuzją, podczas której chory, zostaje zainfekowany wirusem HIV.
Koniec monolitu
"Bałwan", "łajdak", "zdrajca", "bydlę", "prawiczek" - rzucali w twarz Li Teng Huiowi, ostatniemu prezydentowi Tajwanu pochodzącemu z partii Kuomintang, jego zwolennicy w dniu, w którym przegrał wybory. Li Teng Hui przestał tuszować afery z udziałem swoich partyjnych towarzyszy, zrezygnował z kontroli mediów piętnujących kolejnych działaczy. Li Teng Hui tylko dlatego uniknął linczu ze strony partyjnych kolegów, że w porę opuścił siedzibę własnej partii. Lokal jednak doszczętnie zdemolowano. Czy oczyszczającego szeregi SLD Leszka Millera może czekać podobny los?
"Jest w SLD tendencja, że jak ktoś jest ostro atakowany, to pojawia się odruch solidarności" - zauważał niedawno w jednym z wywiadów Jerzy J. Wiatr, członek partyjnej komisji etyki, jeden z ideologów sojuszu. Wiatr eufemistycznie mówi o tym, co można nazwać plemienną solidarnością. Teraz lokalni działacze mogą nie chcieć ryzykować poświęcania się dla partii. Do SLD już zaczyna przylegać piętno partii, która przestała bronić swoich. Cóż to za siła, którą może skutecznie zaatakować choćby dziennikarz?
Rozhermetyzowywanie sojuszu
Proces rozhermetyzowywania sojuszu zaczął się, gdy przestano bronić liderów struktur wojewódzkich: Andrzeja Szarawarskiego z Katowic, Mariusza Łapińskiego z Warszawy czy Ryszarda Nawrata z Wrocławia. Mariusza Łapińskiego wyrzucono z partii za "drobiazg", który kiedyś na nikim nie zrobiłby wrażenia - scysję z fotoreporterem. Znajdujący się obecnie na celowniku Henryk Długosz, odwołany szef sojuszu w Świętokrzyskiem, oświadczył niedawno: "Niektórzy liderzy SLD zachowują się tak, jakby jechali saniami i goniło ich stado wilków, więc rzucają kogoś na pożarcie".
W sprawie starachowickiej na pożarcie rzucono przede wszystkim posła Andrzeja Jagiełłę. Publiczna wymiana listów między nim a marszałkiem Markiem Borowskim ukazała dwie twarze sojuszu: idącego w zaparte posła i zwalczającego jego upór z inkwizytorskim zapałem marszałka (wyraźnie przymierzającego się do walki o prezydenturę, dlatego tak pryncypialnego). Kiedy Sejm decydował, czy wyrazić zgodę na aresztowanie Jagiełły, nie opowiedział się za nim ani jeden kolega z klubu SLD. Politycy sojuszu byli dla Jagiełły bardziej surowi niż posłowie Samoobrony - siedmiu z nich nie chciało, by Jagiełłę wydać prokuraturze. Nawet AWS pozwoliła dotrwać do końca poprzedniej kadencji Markowi Kolasińskiemu, mimo ewidentnych dowodów na powiązania z mafią. - W sprawie starachowickiej politycy SLD zaczęli na siebie najzwyczajniej donosić. Przestali być solidarni. To zjawisko, które może zapoczątkować poważny kryzys w sojuszu - mówi Ludwik Dorn, przewodniczący Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości.
Miller jak Gonzalez
Felipe Gonzalez, socjalista, premier Hiszpanii, cieszył się niemal do końca swych rządów niekwestionowaną popularnością. Partię, którą kierował (PSOE), osłabiały jednak powtarzające się skandale. Jego współpracownicy byli zamieszani w aferę podsłuchową (wywiad wojskowy, wykorzystując prawodawstwo wymierzone w terrorystów z ETA, założył podsłuchy wszystkim liczącym się osobom w państwie). Polityków z partii socjalistów podejrzewano o utworzenie paramilitarnych bojówek likwidujących osoby sprzyjające ETA. Choć sprawę umorzono, podczas jej wyjaśniania wyszły na jaw szczegóły dotyczące nielegalnego finansowania partii. W prowincjach Extramadura i Andaluzja socjaliści defraudowali pieniądze z funduszu na zwalczanie bezrobocia, w innych regionach firmy wygrywające publiczne przetargi zasilały fundusz wyborczy socjalistów. PSOE długo otaczała swych ludzi ochroną i dzięki tej solidarności notowania socjalistów nie spadały. Spadły - z 48 proc. do 32 proc. - kiedy doszło do rozhermetyzowania partii. Podobnie może być z SLD.
Naruszenie przez Millera, Dyducha, Kurczuka i Borowskiego pancerza solidarności jest dla działaczy sojuszu większym szokiem niż występki ich kolegów. W Starachowicach i całym Świętokrzyskiem buntu wobec partyjnej centrali (z powodu rozwiązania organizacji partyjnej) w ogóle się nie skrywa. Kierownictwo partii na Rozbrat w Warszawie określa się mianem "zdrajców" i "tchórzy". Miller wszak może skończyć z rozliczeniami równie szybko, jak je zaczął. - Gdyby SLD prowadził swoją samooczyszczającą kampanię i wewnętrzną walkę o władzę przez dłuższy czas, mogłoby się to skończyć poważnym kryzysem w partii. To są jednak wytrawni gracze, zdający sobie sprawę z tego, że wyborcy premiują jedność. Dlatego przypuszczam, że ugrupowanie Millera wcześniej czy później skończy z samodestrukcją - mówi prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog.
Wierzba Płacząca
Po informacji mediów, że dyrektor gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych Janusz Ocipka złamał ustawę antykorupcyjną, Krzysztof Janik, szef MSWiA, natychmiast przyjął jego rezygnację i podpisał dymisję zastępcy dyrektora generalnego MSWiA Zbigniewa Zaczyńskiego. Wcześniej Janik odwołał Romana Kurnika i Józefa Semika, doradców wiceministra Zbigniewa Sobotki. Szef MSWiA postępuje tak odważnie, bo broni własnej głowy. I ma powody, skoro Bogdan Lewandowski, ważny polityk SLD, a wcześniej wielki stronnik Janika, rozważa publicznie, czy jego przyjaciel nie powinien się podać do dymisji. Przed Lewandowskim własnym głosem, bardzo różniącym się od oficjalnego stanowiska partii, mówili Izabela Sierakowska (proponowała, by Miller przestał być albo premierem, albo szefem partii), Józef Oleksy (zarzucał władzom partii tłumienie dyskusji), Joanna Sosnowska (stwierdziła, że straciła wiarę, iż Miller może jeszcze coś dobrego dla partii zrobić) czy Sylwia Pusz (miała władzom partii za złe, że kompletnie nie liczą się z młodymi).
Możliwe, że SLD będzie się bronić tak, jak broniła się włoska lewica. Ujawnione na początku lat 90. afery pokazały, że zamieszanych było w nie aż 200 polityków, oskarżanych m.in. o współpracę z mafią. Liderzy i działacze socjalistów doszli wówczas do wniosku, że dalsze występowanie pod dotychczasowym szyldem grozi katastrofą w wyborach. Dokonali gruntownej weryfikacji, a w wyborach wystąpili pod nazwą Drzewo Oliwne. SLD mógłby się na przykład przekształcić w Wierzbę Płaczącą, tak typowy element polskiego krajobrazu jak we Włoszech drzewo oliwne. Bo Salami Lewicy Demokratycznej nie brzmi dobrze, podobnie jak Sojusz Ledwie Dyszący.
Koniec monolitu
"Bałwan", "łajdak", "zdrajca", "bydlę", "prawiczek" - rzucali w twarz Li Teng Huiowi, ostatniemu prezydentowi Tajwanu pochodzącemu z partii Kuomintang, jego zwolennicy w dniu, w którym przegrał wybory. Li Teng Hui przestał tuszować afery z udziałem swoich partyjnych towarzyszy, zrezygnował z kontroli mediów piętnujących kolejnych działaczy. Li Teng Hui tylko dlatego uniknął linczu ze strony partyjnych kolegów, że w porę opuścił siedzibę własnej partii. Lokal jednak doszczętnie zdemolowano. Czy oczyszczającego szeregi SLD Leszka Millera może czekać podobny los?
"Jest w SLD tendencja, że jak ktoś jest ostro atakowany, to pojawia się odruch solidarności" - zauważał niedawno w jednym z wywiadów Jerzy J. Wiatr, członek partyjnej komisji etyki, jeden z ideologów sojuszu. Wiatr eufemistycznie mówi o tym, co można nazwać plemienną solidarnością. Teraz lokalni działacze mogą nie chcieć ryzykować poświęcania się dla partii. Do SLD już zaczyna przylegać piętno partii, która przestała bronić swoich. Cóż to za siła, którą może skutecznie zaatakować choćby dziennikarz?
Rozhermetyzowywanie sojuszu
Proces rozhermetyzowywania sojuszu zaczął się, gdy przestano bronić liderów struktur wojewódzkich: Andrzeja Szarawarskiego z Katowic, Mariusza Łapińskiego z Warszawy czy Ryszarda Nawrata z Wrocławia. Mariusza Łapińskiego wyrzucono z partii za "drobiazg", który kiedyś na nikim nie zrobiłby wrażenia - scysję z fotoreporterem. Znajdujący się obecnie na celowniku Henryk Długosz, odwołany szef sojuszu w Świętokrzyskiem, oświadczył niedawno: "Niektórzy liderzy SLD zachowują się tak, jakby jechali saniami i goniło ich stado wilków, więc rzucają kogoś na pożarcie".
W sprawie starachowickiej na pożarcie rzucono przede wszystkim posła Andrzeja Jagiełłę. Publiczna wymiana listów między nim a marszałkiem Markiem Borowskim ukazała dwie twarze sojuszu: idącego w zaparte posła i zwalczającego jego upór z inkwizytorskim zapałem marszałka (wyraźnie przymierzającego się do walki o prezydenturę, dlatego tak pryncypialnego). Kiedy Sejm decydował, czy wyrazić zgodę na aresztowanie Jagiełły, nie opowiedział się za nim ani jeden kolega z klubu SLD. Politycy sojuszu byli dla Jagiełły bardziej surowi niż posłowie Samoobrony - siedmiu z nich nie chciało, by Jagiełłę wydać prokuraturze. Nawet AWS pozwoliła dotrwać do końca poprzedniej kadencji Markowi Kolasińskiemu, mimo ewidentnych dowodów na powiązania z mafią. - W sprawie starachowickiej politycy SLD zaczęli na siebie najzwyczajniej donosić. Przestali być solidarni. To zjawisko, które może zapoczątkować poważny kryzys w sojuszu - mówi Ludwik Dorn, przewodniczący Klubu Parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości.
Miller jak Gonzalez
Felipe Gonzalez, socjalista, premier Hiszpanii, cieszył się niemal do końca swych rządów niekwestionowaną popularnością. Partię, którą kierował (PSOE), osłabiały jednak powtarzające się skandale. Jego współpracownicy byli zamieszani w aferę podsłuchową (wywiad wojskowy, wykorzystując prawodawstwo wymierzone w terrorystów z ETA, założył podsłuchy wszystkim liczącym się osobom w państwie). Polityków z partii socjalistów podejrzewano o utworzenie paramilitarnych bojówek likwidujących osoby sprzyjające ETA. Choć sprawę umorzono, podczas jej wyjaśniania wyszły na jaw szczegóły dotyczące nielegalnego finansowania partii. W prowincjach Extramadura i Andaluzja socjaliści defraudowali pieniądze z funduszu na zwalczanie bezrobocia, w innych regionach firmy wygrywające publiczne przetargi zasilały fundusz wyborczy socjalistów. PSOE długo otaczała swych ludzi ochroną i dzięki tej solidarności notowania socjalistów nie spadały. Spadły - z 48 proc. do 32 proc. - kiedy doszło do rozhermetyzowania partii. Podobnie może być z SLD.
Naruszenie przez Millera, Dyducha, Kurczuka i Borowskiego pancerza solidarności jest dla działaczy sojuszu większym szokiem niż występki ich kolegów. W Starachowicach i całym Świętokrzyskiem buntu wobec partyjnej centrali (z powodu rozwiązania organizacji partyjnej) w ogóle się nie skrywa. Kierownictwo partii na Rozbrat w Warszawie określa się mianem "zdrajców" i "tchórzy". Miller wszak może skończyć z rozliczeniami równie szybko, jak je zaczął. - Gdyby SLD prowadził swoją samooczyszczającą kampanię i wewnętrzną walkę o władzę przez dłuższy czas, mogłoby się to skończyć poważnym kryzysem w partii. To są jednak wytrawni gracze, zdający sobie sprawę z tego, że wyborcy premiują jedność. Dlatego przypuszczam, że ugrupowanie Millera wcześniej czy później skończy z samodestrukcją - mówi prof. Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog.
Wierzba Płacząca
Po informacji mediów, że dyrektor gabinetu politycznego ministra spraw wewnętrznych Janusz Ocipka złamał ustawę antykorupcyjną, Krzysztof Janik, szef MSWiA, natychmiast przyjął jego rezygnację i podpisał dymisję zastępcy dyrektora generalnego MSWiA Zbigniewa Zaczyńskiego. Wcześniej Janik odwołał Romana Kurnika i Józefa Semika, doradców wiceministra Zbigniewa Sobotki. Szef MSWiA postępuje tak odważnie, bo broni własnej głowy. I ma powody, skoro Bogdan Lewandowski, ważny polityk SLD, a wcześniej wielki stronnik Janika, rozważa publicznie, czy jego przyjaciel nie powinien się podać do dymisji. Przed Lewandowskim własnym głosem, bardzo różniącym się od oficjalnego stanowiska partii, mówili Izabela Sierakowska (proponowała, by Miller przestał być albo premierem, albo szefem partii), Józef Oleksy (zarzucał władzom partii tłumienie dyskusji), Joanna Sosnowska (stwierdziła, że straciła wiarę, iż Miller może jeszcze coś dobrego dla partii zrobić) czy Sylwia Pusz (miała władzom partii za złe, że kompletnie nie liczą się z młodymi).
Możliwe, że SLD będzie się bronić tak, jak broniła się włoska lewica. Ujawnione na początku lat 90. afery pokazały, że zamieszanych było w nie aż 200 polityków, oskarżanych m.in. o współpracę z mafią. Liderzy i działacze socjalistów doszli wówczas do wniosku, że dalsze występowanie pod dotychczasowym szyldem grozi katastrofą w wyborach. Dokonali gruntownej weryfikacji, a w wyborach wystąpili pod nazwą Drzewo Oliwne. SLD mógłby się na przykład przekształcić w Wierzbę Płaczącą, tak typowy element polskiego krajobrazu jak we Włoszech drzewo oliwne. Bo Salami Lewicy Demokratycznej nie brzmi dobrze, podobnie jak Sojusz Ledwie Dyszący.
Więcej możesz przeczytać w 32/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.