Legionelloza nam raczej nie grozi, malaria i denga - tak
Tegoroczna epidemia SARS, która spowodowała 900 ofiar śmiertelnych na świecie, paradoksalnie zmniejszyła poczucie zagrożenia innymi chorobami, zwłaszcza występującymi w krajach od nas odległych. Ostrzeżenia Światowej Organizacji Zdrowia dotyczące chorób egzotycznych, na które są narażeni turyści w wielu rejonach Afryki czy Azji, pozostają jednak aktualne.
W ubiegłym tygodniu po powrocie z Kenii zmarł w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Szczecinie Paweł Kośla. Lekarze od początku brali pod uwagę, że przyczyną choroby może być tzw. piorunująca posocznica bądź choroby tropikalne, jak ebola lub żółta febra. Kwarantannie poddano cały personel szpitala, który stykał się z zara-
żonym. Nadzorem objęto wszystkie osoby, które brały udział w wycieczce do Kenii. - Próbki pobrane do badań diagnostycznych wysłano do Instytutu Medycyny Tropikalnej w Hamburgu i Instytutu Medycyny Morskiej w Gdyni. Z Hamburga w krótkim czasie dotarła diagnoza: wirusowe gorączki krwotoczne wykluczone, prowadzi się badania, żeby sprawdzić, czy to nie malaria - powiedział "Wprost" prof. Józef Knap z Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Kilka dni wcześniej dwie pacjentki szpitala we Frankfurcie nad Odrą zmarły z powodu tzw. choroby legionistów - ostrego zapalenia płuc wywołanego bakterią Legionella pneumophilia. Mimo że legionelloza pojawiła się tak blisko polskiej granicy, stanowi dla nas niewielkie zagrożenie. Epidemiolodzy ostrzegają natomiast, że liczba chorób zakaźnych przywlekanych przez turystów z różnych zakątków świata stale rośnie. Polacy coraz częściej wracają z wakacji chorzy.
"Nawet jeśli potwierdzą się spekulacje prasowe, że legionelloza we Frankfurcie nad Odrą zabiła sześć osób, a nie dwie, raczej nie grozi nam, że choroba ta pojawi się w Polsce" - zapewnia Marek Grabowski, zastępca głównego inspektora sanitarnego kraju. Jest to bowiem schorzenie występujące lokalnie. Legionellozą można się zarazić przez kontakt z bakteriami żyjącymi w wilgotnych przewodach kanalizacyjnych bądź klimatyzacyjnych, nie przenosi się ona natomiast z człowieka na człowieka.
Na zachód od Nilu
Znaczenie łatwiej niż na legionellozę podczas wakacji można zapaść na chorobę wywoływaną wirusem Zachodniego Nilu. Dotyczy to zwłaszcza wyjeżdżających do Ameryki Północnej. Wirus roznoszony jest przez komary i ptaki. W 1999 r. jego wyjątkowo groźna odmiana w nieznany sposób przedostała się z Izraela do Nowego Jorku. Od tego czasu epidemiolodzy z USA i Kanady notują stały wzrost liczby pacjentów, u których stwierdzono chorobę Zachodniego Nilu. W 2002 r. w Stanach Zjednoczonych zapadło na nią 4156 osób, zmarły 284. Wyjątkowo wilgotna wiosna sprawiła, że znacznie zwiększyła się populacja komarów na kontynencie amerykańskim. Naukowcy spodziewają się więc, że tegoroczne statystyki będą jeszcze bardziej zatrważające.
Przed kilkoma tygodniami stan podwyższonej gotowości ogłosiły służby epidemiologiczne Meksyku po pierwszych przypadkach choroby Zachodniego Nilu, odnotowanych w tym kraju. Lekarze oceniają, że w ciepłych i wilgotnych rejonach Ameryki Łacińskiej choroba może się łatwiej rozprzestrzeniać i mieć poważniejszy przebieg niż na północy.
O wiele większe niebezpieczeństwo wiąże się z egzotycznymi podróżami do tropikalnych regionów Ameryki Południowej, Afryki i Azji. W Mozambiku epidemia cholery od początku roku zabiła już 87 ludzi. Zachorowało na nią 11 800 osób! Epidemia duru brzusznego na Haiti miała 40 ofiar śmiertelnych.
Malaria groźniejsza niż grypa
- Słuchając i czytając o SARS, wielu ludzi zapomniało, że wciąż zbiera swe śmiertelne żniwo znacznie groźniejsza od tej choroby malaria, pochłaniająca co roku do 2,5 mln istnień - przypomina dr Leszek Nahorski, ordynator oddziału chorób tropikalnych Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Tylko w Zimbabwe epidemia malarii w ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku zabiła 500 osób. Obszary, gdzie istnieje największe ryzyko zarażenia się tą przenoszoną przez komary chorobą, to północna część Brazylii i Peru, kraje środkowej Ameryki i Afryki Środkowej, Indie, Korea Północna i Południowa. - Dla polskich turystów wybierających się w rejon tropików malaria jest wciąż największym zagrożeniem. Co roku od 50 do 80 Polaków zaraża się tą chorobą - mówi dr Nahorski.
Napady gorączki, bóle mięśni, stawów i gałek ocznych, wysypka, czasem skaza krwotoczna - to z kolei objawy dengi, groźnej wirusowej choroby zakaźnej przenoszonej przez komara Aedes aegypti. Co roku zapada na nią ponad 50 mln ludzi. Stanowi ona stałe zagrożenie dla odwiedzających Brazylię, Boliwię, Paragwaj, wschodnie wybrzeża Afryki, a także Kongo i kraje położone na północy Zatoki Gwinejskiej oraz półwyspy indyjski i koreański. Do Polski co roku wraca od kilku do kilkunastu turystów z objawami dengi.
Bardzo uciążliwe są tzw. biegunki podróżne. Uczeni oceniają, że stanowią one 60 proc. wszelkich dolegliwości związanych z wakacyjnymi wojażami. Polscy turyści często przywożą ją z podróży do Egiptu.
Wzrasta liczba Polaków przyjeżdżających do kraju ze schistosomozą. Objawy tej choroby - krwawienie z układu moczowego lub przewodu pokarmowego - pojawiają się kilka tygodni po zarażeniu. Do zarażenia dochodzi podczas kąpieli albo brodzenia w zamkniętych zbiornikach słodkiej wody.
Przed chorobami takimi jak legionelloza nie można się w żaden sposób zabezpieczyć, przed niektórymi innymi - owszem. Turystom planującym podróż w tropiki zaleca się np. przyjmowanie leków chroniących przed malarią, choć nie gwarantują one całkowitej odporności. Wskazane są także szczepienia przeciw żółtaczce typu A (pokarmowej) i B, przeciwko tężcowi i durowi brzusznemu.
Jeśli zaś chodzi o legionellozę, nie istnieje żadna szczepionka. Aby się przed nią uchronić, można albo wyjeżdżać wyłącznie do miejsc sterylnie czystych, albo podróżować palcem po mapie i bezustannie czyścić instalację klimatyzacyjną we własnym domu.
W ubiegłym tygodniu po powrocie z Kenii zmarł w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Szczecinie Paweł Kośla. Lekarze od początku brali pod uwagę, że przyczyną choroby może być tzw. piorunująca posocznica bądź choroby tropikalne, jak ebola lub żółta febra. Kwarantannie poddano cały personel szpitala, który stykał się z zara-
żonym. Nadzorem objęto wszystkie osoby, które brały udział w wycieczce do Kenii. - Próbki pobrane do badań diagnostycznych wysłano do Instytutu Medycyny Tropikalnej w Hamburgu i Instytutu Medycyny Morskiej w Gdyni. Z Hamburga w krótkim czasie dotarła diagnoza: wirusowe gorączki krwotoczne wykluczone, prowadzi się badania, żeby sprawdzić, czy to nie malaria - powiedział "Wprost" prof. Józef Knap z Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
Kilka dni wcześniej dwie pacjentki szpitala we Frankfurcie nad Odrą zmarły z powodu tzw. choroby legionistów - ostrego zapalenia płuc wywołanego bakterią Legionella pneumophilia. Mimo że legionelloza pojawiła się tak blisko polskiej granicy, stanowi dla nas niewielkie zagrożenie. Epidemiolodzy ostrzegają natomiast, że liczba chorób zakaźnych przywlekanych przez turystów z różnych zakątków świata stale rośnie. Polacy coraz częściej wracają z wakacji chorzy.
"Nawet jeśli potwierdzą się spekulacje prasowe, że legionelloza we Frankfurcie nad Odrą zabiła sześć osób, a nie dwie, raczej nie grozi nam, że choroba ta pojawi się w Polsce" - zapewnia Marek Grabowski, zastępca głównego inspektora sanitarnego kraju. Jest to bowiem schorzenie występujące lokalnie. Legionellozą można się zarazić przez kontakt z bakteriami żyjącymi w wilgotnych przewodach kanalizacyjnych bądź klimatyzacyjnych, nie przenosi się ona natomiast z człowieka na człowieka.
Na zachód od Nilu
Znaczenie łatwiej niż na legionellozę podczas wakacji można zapaść na chorobę wywoływaną wirusem Zachodniego Nilu. Dotyczy to zwłaszcza wyjeżdżających do Ameryki Północnej. Wirus roznoszony jest przez komary i ptaki. W 1999 r. jego wyjątkowo groźna odmiana w nieznany sposób przedostała się z Izraela do Nowego Jorku. Od tego czasu epidemiolodzy z USA i Kanady notują stały wzrost liczby pacjentów, u których stwierdzono chorobę Zachodniego Nilu. W 2002 r. w Stanach Zjednoczonych zapadło na nią 4156 osób, zmarły 284. Wyjątkowo wilgotna wiosna sprawiła, że znacznie zwiększyła się populacja komarów na kontynencie amerykańskim. Naukowcy spodziewają się więc, że tegoroczne statystyki będą jeszcze bardziej zatrważające.
Przed kilkoma tygodniami stan podwyższonej gotowości ogłosiły służby epidemiologiczne Meksyku po pierwszych przypadkach choroby Zachodniego Nilu, odnotowanych w tym kraju. Lekarze oceniają, że w ciepłych i wilgotnych rejonach Ameryki Łacińskiej choroba może się łatwiej rozprzestrzeniać i mieć poważniejszy przebieg niż na północy.
O wiele większe niebezpieczeństwo wiąże się z egzotycznymi podróżami do tropikalnych regionów Ameryki Południowej, Afryki i Azji. W Mozambiku epidemia cholery od początku roku zabiła już 87 ludzi. Zachorowało na nią 11 800 osób! Epidemia duru brzusznego na Haiti miała 40 ofiar śmiertelnych.
Malaria groźniejsza niż grypa
- Słuchając i czytając o SARS, wielu ludzi zapomniało, że wciąż zbiera swe śmiertelne żniwo znacznie groźniejsza od tej choroby malaria, pochłaniająca co roku do 2,5 mln istnień - przypomina dr Leszek Nahorski, ordynator oddziału chorób tropikalnych Instytutu Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni. Tylko w Zimbabwe epidemia malarii w ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku zabiła 500 osób. Obszary, gdzie istnieje największe ryzyko zarażenia się tą przenoszoną przez komary chorobą, to północna część Brazylii i Peru, kraje środkowej Ameryki i Afryki Środkowej, Indie, Korea Północna i Południowa. - Dla polskich turystów wybierających się w rejon tropików malaria jest wciąż największym zagrożeniem. Co roku od 50 do 80 Polaków zaraża się tą chorobą - mówi dr Nahorski.
Napady gorączki, bóle mięśni, stawów i gałek ocznych, wysypka, czasem skaza krwotoczna - to z kolei objawy dengi, groźnej wirusowej choroby zakaźnej przenoszonej przez komara Aedes aegypti. Co roku zapada na nią ponad 50 mln ludzi. Stanowi ona stałe zagrożenie dla odwiedzających Brazylię, Boliwię, Paragwaj, wschodnie wybrzeża Afryki, a także Kongo i kraje położone na północy Zatoki Gwinejskiej oraz półwyspy indyjski i koreański. Do Polski co roku wraca od kilku do kilkunastu turystów z objawami dengi.
Bardzo uciążliwe są tzw. biegunki podróżne. Uczeni oceniają, że stanowią one 60 proc. wszelkich dolegliwości związanych z wakacyjnymi wojażami. Polscy turyści często przywożą ją z podróży do Egiptu.
Wzrasta liczba Polaków przyjeżdżających do kraju ze schistosomozą. Objawy tej choroby - krwawienie z układu moczowego lub przewodu pokarmowego - pojawiają się kilka tygodni po zarażeniu. Do zarażenia dochodzi podczas kąpieli albo brodzenia w zamkniętych zbiornikach słodkiej wody.
Przed chorobami takimi jak legionelloza nie można się w żaden sposób zabezpieczyć, przed niektórymi innymi - owszem. Turystom planującym podróż w tropiki zaleca się np. przyjmowanie leków chroniących przed malarią, choć nie gwarantują one całkowitej odporności. Wskazane są także szczepienia przeciw żółtaczce typu A (pokarmowej) i B, przeciwko tężcowi i durowi brzusznemu.
Jeśli zaś chodzi o legionellozę, nie istnieje żadna szczepionka. Aby się przed nią uchronić, można albo wyjeżdżać wyłącznie do miejsc sterylnie czystych, albo podróżować palcem po mapie i bezustannie czyścić instalację klimatyzacyjną we własnym domu.

Więcej możesz przeczytać w 32/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.