Kilkanaście miejscowości we Włoszech, Austrii, na Węgrzech i Słowacji żyje niemal wyłącznie z gości z Polski
Maso Corto we włoskim Tyrolu, Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w hiszpańskiej Katalonii, austriackie kurorty Kaprun i Zell am See czy węgierski Hajduszoboszló to właściwie polskie miejscowości. Utrzymują je bowiem w znacznej mierze turyści z Polski. Właściciele hoteli, moteli i pensjonatów zapraszają dla nich polskich artystów, a personel uczy się języka polskiego. Już kilkanaście miasteczek we Włoszech, Austrii, na Węgrzech czy Słowacji nastawiło się głównie na gości z Polski. Nic dziwnego, na Słowacji Polacy są drugą po Czechach najliczniej reprezentowaną grupą turystów. I to wcale nie najbiedniejszych. Z danych Szwedzkiej Izby Turystyki wynika, że podczas wakacji w Skandynawii Polacy wydają więcej niż Niemcy.
- Hotelarze i restauratorzy, którzy nastawili się głównie na wczasowiczów z Polski, nie odczuwają recesji. Polacy to bodaj najbardziej rozwojowa grupa turystów. Zagraniczne miasteczka, w których mówi się po polsku, nie narzekają na wyludnione plaże czy puste wyciągi - mówi Witold Bartoszewicz z Instytutu Turystyki. - Samorządowcy i hotelarze zapraszają Polaków, bo mają dobre doświadczenia z gośćmi z naszego kraju - opowiada Katarzyna Gałuszko z agencji Testa PR, ściągającej polskich turystów do Włoch.
Maso Corto
- Na przyjazd do Polski, a potem przestawienie się na polskich turystów namówił mnie cztery lata temu jeden z gości mojego hotelu. Teraz uważam, że dokonałem najlepszego wyboru - mówi Sepp Platzgummer, współwłaściciel kompleksu hotelowego w Maso Corto. Jak wspomina Franz Kurtz, wspólnik Platzgummera, postawienie na polskich turystów wymagało przezwyciężenia stereotypu Polka, który pije wódkę, kradnie w sklepach i pracuje na czarno. Efekty propolskiej orientacji widać szczególnie wyraźnie w porównaniu z sąsiednimi miejscowościami: w tym roku w Maso Corto wszystkie pokoje hotelowe są zarezerwowane (80 proc. gości stanowią Polacy), zaś w pobliskim Vernago, dokąd Polacy nie jeżdżą, wolnych jest połowa miejsc.
Od dwóch lat w Maso Corto organizowane są Dni Polskie. W tym roku naszych turystów bawili tam polscy artyści: Reni Jusis, Norbi, Tercet czyli Kwartet oraz Wujek Samo Zło. Specjały polskiej kuchni prezentował włoskim kucharzom Maciej Kuroń z grupą pomocników. - Polacy gromadzą się w tych samych miejscowościach wczasowych za granicą, bo w grupie, wśród swoich, czują się pewniej. A kiedy dominują wśród turystów, nie są traktowani jak przybysze drugiej kategorii - mówi Andrzej Zachwański, socjolog turystyki.
Hajduszoboszló
Węgierski kurort Hajduszoboszló swój rozkwit w ostatnich latach zawdzięcza głównie Polakom. Jak wspomina Beata Dombi, kierowniczka miejscowego biura Thermal Tourist, na początku przyjeżdżały tam rodziny polskich robotników zatrudnionych przy budowie cukrowni w pobliskiej miejscowości Kaba. W ubiegłym roku tylko w lipcu i sierpniu spędziło tu urlop prawie 30 tys. turystów z Polski. W Hajduszoboszló kelnerzy i recepcjoniści muszą obowiązkowo nauczyć się przynajmniej kilkunastu zwrotów w języku polskim. Wszystkie napisy w mieście oraz karty dań w restauracjach są dwujęzyczne: węgierskie i polskie. Bezrobocie, które w tym regionie sięga 9 proc., dzięki polskim turystom w Hajduszoboszló nie istnieje. Polacy zostawiają tu o 30 proc. więcej pieniędzy niż Niemcy i aż o 70 proc. więcej niż Węgrzy - wynika z tegorocznego raportu Węgierskiej Izby Turystyki. - Polscy turyści mają niespotykaną u innych cechę: jeśli okaże im się serdeczność i zrozumienie, następnego lata wracają. Tymczasem na przykład Niemcy wolą co roku bywać w innej miejscowości - mówi László Sóvágó, burmistrz Hajduszoboszló.
Santa Susanna
- O miejscowości Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w Katalonii mówi się jako o śląskiej kolonii w Hiszpanii. Od sześciu lat odbywają się tutaj coroczne Schlesiertreffen (śląskie spotkania). Ich inicjatorem jest Peter Poloczek. Tegoroczne spotkanie Ślązaków prowadziła aktorka Aldona Orman, a uczestniczyło w nim ponad 1000 osób. - Dla hotelarza czy restauratora nie ma ważniejszej rzeczy niż wierność gości, a tacy są właśnie Polacy ze Śląska - mówi Jerzy Wojnik, szef Biura Turystycznego Krak, które współorganizuje wycieczki do Santa Susanna.
Kaprun i Zell am See
Na turystów z Polski postawili kilka lat temu samorządowcy i hotelarze z austriackich miejscowości Kaprun i Zell am See. Austriacy reklamują się na 350 billboardach w największych polskich miastach, zatrudniają polskich instruktorów narciarstwa, a podczas ferii w biurze informacji turystycznej pracują tłumacze mówiący po polsku. Lot samolotem czarterowym z Warszawy do Salzburga trwa niewiele ponad godzinę. W oknach wystawowych sklepów i restauracji w alpejskich miejscowościach pojawiły się plansze "Tu mówimy po polsku". Gdyby nie polscy turyści, Kaprun i Zell am See miałyby kłopoty. Co trzeci Polak odwiedzający Alpy trafia właśnie tam, co drugi wraca do Kaprun i Zell am See w następnym roku, a niektórzy zaprzyjaźniają się z właścicielami tamtejszych pensjonatów.
Lojalny jak Polak
- Nawet w tak drogim i egzotycznym miejscu jak Hawaje Polacy są w stanie zapewnić godziwy dochód miejscowym przedsiębiorcom, jeśli traktuje się ich na równi z innymi - mówi Bożena Jarnot, właścicielka Hawaii Polonia Tours, jedynej polskiej agencji turystycznej na Hawajach. "Polscy turyści byli przez wiele lat nie doceniani, a ich siła nabywcza lekceważona" - napisano w tegorocznym raporcie Francuskiego Instytutu Turystyki. Według francuskich specjalistów, Polacy bardzo chętnie wracają do tych samych miejscowości.
- Ścisła współpraca biur podróży z samorządami w innych krajach, połączona z organizowaniem specjalnych imprez dla turystów z Polski, to nadal rzadkość - mówi Krzysztof Łopaciński, dyrektor Instytutu Turystyki. Tymczasem w Europie Zachodniej ta forma turystyki rozwija się obecnie najszybciej. - Tworzy się miejsca przyjazne turyście, gdzie czuje się on swojsko, może usłyszeć własny język, spotkać rodaków - twierdzi Marcel Blanchard, specjalista od turystycznego marketingu z firmy GMV. Najbardziej podatni na turystyczne programy lojalnościowe są ludzie silnie identyfikujący się z własną kulturą i narodem, a tacy są właśnie Polacy.
- Hotelarze i restauratorzy, którzy nastawili się głównie na wczasowiczów z Polski, nie odczuwają recesji. Polacy to bodaj najbardziej rozwojowa grupa turystów. Zagraniczne miasteczka, w których mówi się po polsku, nie narzekają na wyludnione plaże czy puste wyciągi - mówi Witold Bartoszewicz z Instytutu Turystyki. - Samorządowcy i hotelarze zapraszają Polaków, bo mają dobre doświadczenia z gośćmi z naszego kraju - opowiada Katarzyna Gałuszko z agencji Testa PR, ściągającej polskich turystów do Włoch.
Maso Corto
- Na przyjazd do Polski, a potem przestawienie się na polskich turystów namówił mnie cztery lata temu jeden z gości mojego hotelu. Teraz uważam, że dokonałem najlepszego wyboru - mówi Sepp Platzgummer, współwłaściciel kompleksu hotelowego w Maso Corto. Jak wspomina Franz Kurtz, wspólnik Platzgummera, postawienie na polskich turystów wymagało przezwyciężenia stereotypu Polka, który pije wódkę, kradnie w sklepach i pracuje na czarno. Efekty propolskiej orientacji widać szczególnie wyraźnie w porównaniu z sąsiednimi miejscowościami: w tym roku w Maso Corto wszystkie pokoje hotelowe są zarezerwowane (80 proc. gości stanowią Polacy), zaś w pobliskim Vernago, dokąd Polacy nie jeżdżą, wolnych jest połowa miejsc.
Od dwóch lat w Maso Corto organizowane są Dni Polskie. W tym roku naszych turystów bawili tam polscy artyści: Reni Jusis, Norbi, Tercet czyli Kwartet oraz Wujek Samo Zło. Specjały polskiej kuchni prezentował włoskim kucharzom Maciej Kuroń z grupą pomocników. - Polacy gromadzą się w tych samych miejscowościach wczasowych za granicą, bo w grupie, wśród swoich, czują się pewniej. A kiedy dominują wśród turystów, nie są traktowani jak przybysze drugiej kategorii - mówi Andrzej Zachwański, socjolog turystyki.
Hajduszoboszló
Węgierski kurort Hajduszoboszló swój rozkwit w ostatnich latach zawdzięcza głównie Polakom. Jak wspomina Beata Dombi, kierowniczka miejscowego biura Thermal Tourist, na początku przyjeżdżały tam rodziny polskich robotników zatrudnionych przy budowie cukrowni w pobliskiej miejscowości Kaba. W ubiegłym roku tylko w lipcu i sierpniu spędziło tu urlop prawie 30 tys. turystów z Polski. W Hajduszoboszló kelnerzy i recepcjoniści muszą obowiązkowo nauczyć się przynajmniej kilkunastu zwrotów w języku polskim. Wszystkie napisy w mieście oraz karty dań w restauracjach są dwujęzyczne: węgierskie i polskie. Bezrobocie, które w tym regionie sięga 9 proc., dzięki polskim turystom w Hajduszoboszló nie istnieje. Polacy zostawiają tu o 30 proc. więcej pieniędzy niż Niemcy i aż o 70 proc. więcej niż Węgrzy - wynika z tegorocznego raportu Węgierskiej Izby Turystyki. - Polscy turyści mają niespotykaną u innych cechę: jeśli okaże im się serdeczność i zrozumienie, następnego lata wracają. Tymczasem na przykład Niemcy wolą co roku bywać w innej miejscowości - mówi László Sóvágó, burmistrz Hajduszoboszló.
Santa Susanna
- O miejscowości Santa Susanna na wybrzeżu Costa Brava w Katalonii mówi się jako o śląskiej kolonii w Hiszpanii. Od sześciu lat odbywają się tutaj coroczne Schlesiertreffen (śląskie spotkania). Ich inicjatorem jest Peter Poloczek. Tegoroczne spotkanie Ślązaków prowadziła aktorka Aldona Orman, a uczestniczyło w nim ponad 1000 osób. - Dla hotelarza czy restauratora nie ma ważniejszej rzeczy niż wierność gości, a tacy są właśnie Polacy ze Śląska - mówi Jerzy Wojnik, szef Biura Turystycznego Krak, które współorganizuje wycieczki do Santa Susanna.
Kaprun i Zell am See
Na turystów z Polski postawili kilka lat temu samorządowcy i hotelarze z austriackich miejscowości Kaprun i Zell am See. Austriacy reklamują się na 350 billboardach w największych polskich miastach, zatrudniają polskich instruktorów narciarstwa, a podczas ferii w biurze informacji turystycznej pracują tłumacze mówiący po polsku. Lot samolotem czarterowym z Warszawy do Salzburga trwa niewiele ponad godzinę. W oknach wystawowych sklepów i restauracji w alpejskich miejscowościach pojawiły się plansze "Tu mówimy po polsku". Gdyby nie polscy turyści, Kaprun i Zell am See miałyby kłopoty. Co trzeci Polak odwiedzający Alpy trafia właśnie tam, co drugi wraca do Kaprun i Zell am See w następnym roku, a niektórzy zaprzyjaźniają się z właścicielami tamtejszych pensjonatów.
Lojalny jak Polak
- Nawet w tak drogim i egzotycznym miejscu jak Hawaje Polacy są w stanie zapewnić godziwy dochód miejscowym przedsiębiorcom, jeśli traktuje się ich na równi z innymi - mówi Bożena Jarnot, właścicielka Hawaii Polonia Tours, jedynej polskiej agencji turystycznej na Hawajach. "Polscy turyści byli przez wiele lat nie doceniani, a ich siła nabywcza lekceważona" - napisano w tegorocznym raporcie Francuskiego Instytutu Turystyki. Według francuskich specjalistów, Polacy bardzo chętnie wracają do tych samych miejscowości.
- Ścisła współpraca biur podróży z samorządami w innych krajach, połączona z organizowaniem specjalnych imprez dla turystów z Polski, to nadal rzadkość - mówi Krzysztof Łopaciński, dyrektor Instytutu Turystyki. Tymczasem w Europie Zachodniej ta forma turystyki rozwija się obecnie najszybciej. - Tworzy się miejsca przyjazne turyście, gdzie czuje się on swojsko, może usłyszeć własny język, spotkać rodaków - twierdzi Marcel Blanchard, specjalista od turystycznego marketingu z firmy GMV. Najbardziej podatni na turystyczne programy lojalnościowe są ludzie silnie identyfikujący się z własną kulturą i narodem, a tacy są właśnie Polacy.
Więcej możesz przeczytać w 32/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.