Czego od Jewno Azefa mógł się nauczyć Feliks Dzierżyński
Petersburg, 28 lipca 1904 r. Stolica Rosji tętniła życiem jak co dzień. Jedną z ulic pędziła w stronę dworca bogato zdobiona kareta, dorożki ustępowały jej miejsca, ludzie przyglądali się z zaciekawieniem. W pewnej chwili jeden z przechodniów - śniady chłopak - niespodziewanie podbiegł do powozu i cisnął w jego stronę dziwny pakunek. Nagle ziemia się zatrzęsła, z okien posypało się szkło, ludzie padli na ziemię. Gdy podnieśli wzrok, zobaczyli straszny widok - wszędzie porozrzucane były kawałki rozbitej karety, poranione konie dogorywały na zalanym krwią bruku, a w miejscu, gdzie jeszcze przed kilkoma sekundami przejeżdżał powóz, zionęła wielka dziura.
Pasażerem karety był minister spraw wewnętrznych Rosji Wiaczesław Plehwe. Jechał do letniej siedziby cara w Peterhofie, aby złożyć mu cotygodniowy raport. Zginął na miejscu. Rewolucyjna lewica nienawidziła Plehwego, dlatego przygotowano zamach. Przeprowadził go członek Organizacji Bojowej Partii Socjalistów Rewolucjonistów Jegor Sozonow. Schwytano go i zesłano na katorgę za Bajkał. Gdyby Plehwe przeżył, zdziwiłby się, dowiedziawszy się, że inspiratorem i organizatorem akcji był człowiek, który pobierał z carskiego MSW comiesięczną pensję - najsłynniejszy rosyjski prowokator i podwójny agent - Jewno Azef.
Wszystko zapisywał w głowie
Azefa do współpracy z tajną policją pchnęła pazerność. Pochodził z ubogiej żydowskiej rodziny. Strach przed biedą wyrobił w nim najgorsze cechy: zachłanność i chciwość. W wieku 23 lat ukradł w Rostowie nad Donem kupcowi handlującemu tłuszczem 800 rubli i uciekł z pieniędzmi aż do Karlsruhe w Niemczech. Tam podjął studia inżynierskie. Gdy skończyły mu się pieniądze, wpadł na chytry pomysł. Założył na uczelni rosyjskie kółko rewolucyjne, po czym wysłał do departamentu tajnej policji w Petersburgu list z propozycją współpracy. Żądał w nim 50 rubli miesięcznie w zamian za informacje o działalności założonego przez siebie kółka.
Policja zgodziła się i w 1893 r. wpisała Azefa na listę tajnych współpracowników. Początkowo nie obiecywano sobie zbyt wiele po informatorze. Funkcjonariusze ochrany (tajnej policji) irytowali się, że Azef pisze tak chaotycznie, że nie wiadomo, co ma na myśli. Na jednym z jego pierwszych meldunków jest uwaga naniesiona przez oficera policji: "Trzeba poprosić Azefa, by pisał z większym sensem, szczególnie adresy i nazwiska, tak aby można się było przynajmniej zorientować, kto jest mężczyzną, kto kobietą, a co miejscem spotkania". Agent robił jednak postępy, oceny policji stawały się łagodniejsze: "Raporty Azefa porażają dokładnością, mimo że brak im logicznego rozumowania". Zaczęto go doceniać.
Po powrocie do Rosji Azef przeszedł szkolenie pod okiem Siergieja Zubatowa, szefa ochrany. Ten zauważył, że Azef ma doskonałą pamięć wzrokową, zna wszystkie zakamarki Petersburga, jest w stanie narysować z pamięci szczegółową mapę sytuacyjną, co w jego późniejszej działalności terrorystycznej okazało się nie do przecenienia. Azef nie prowadził nigdy notatek, wszystko zapisywał w głowie.
Agent numer 1 ochrany
Ochrana postanowiła umieścić Azefa wśród socjalistów rewolucjonistów (eserów), jednej z najbardziej aktywnych organizacji wywrotowych w ówczesnej Rosji. Wewnątrz partii działała komórka terrorystyczna, tzw. Organizacja Bojowa. To ona była celem Azefa. By do niej przeniknąć, podarował partii 500 rubli na przygotowanie zamachów. Była to niemała kwota - minister carskiego rządu zarabiał wówczas nieco powyżej 1000 rubli miesięcznie. "Musiałem wydać te pieniądze, żeby się zorientować, co to jest Organizacja Bojowa i jakie są jej najbliższe plany. Udało się... Zacząłem odgrywać aktywną rolę w partii eserów" - relacjonował Azef w jednym z raportów.
Azef związał się z Grigorijem Gerszunim, szefem Organizacji Bojowej. Wspólnie planowali zamachy, o których potem Azef zawiadamiał policję. W tym czasie wydał też policji kierownictwo partii, dzięki czemu - wspólnie z Gerszunim - przejęli kontrolę nad działalnością terrorystyczną eserów. Na zewnątrz łączyła ich serdeczna przyjaźń, w rzeczywistości Azef targował się już z ochraną o cenę, jaką dostanie za głowę Gerszuniego. W 1903 r. zadenuncjował go i sam został szefem Organizacji Bojowej. Cel został osiągnięty, ochrana triumfowała. Nie na długo, bo Azef nie zamierzał być posłusznym narzędziem w rękach policji.
Duży gracz
W Rosji tymczasem wrzało. Anachroniczny system polityczny wyłączał z życia publicznego niemal wszystkie warstwy społeczeństwa. Inteligencja domagała się swobód, robotnicy - praw socjalnych i godziwej płacy. Ryzyko wybuchu rewolucji rosło z każdą chwilą. Nastroje podgrzewali anarchiści i inni lewicowi radykałowie, organizując zamachy terrorystyczne, które miały pokazać słabość władzy i sprowokować ludzi do rewolty.
Wewnątrz carskiego gabinetu ścierały się dwie opcje: jedni opowiadali się za zwiększeniem represji, co miało zastraszyć społeczeństwo i ostudzić rewolucyjny zapał, drudzy
- przeciwnie - sugerowali ograniczone ustępstwa, które miały osłabić radykałów i przybliżyć Rosję do standardów nowoczesnych państw Zachodu. Podobne podziały ujawniały się niemal we wszystkich urzędach - także w departamencie policji, który nadzorował agenturę wśród radykalnych ugrupowań terrorystycznych. Szef ochrany Zubatow, choć był zaciekłym monarchistą (palnął sobie w łeb z rewolweru, gdy dowiedział się w 1917 r. o abdykacji cara), opowiadał się za rozsądną liberalizacją kursu. Widząc, że robotnikom nie zależy na prawach politycznych, zorganizował kontrolowane przez policję związki zawodowe, które walczyły o przywileje socjalne. Z kolei Plehwe, minister spraw wewnętrznych, miał odmienne zdanie, pozbył się Zubatowa i nastawił się na konfrontację. Trudno przypuszczać, że zamach na Plehwego mógł być inspirowany przez przeciwników politycznych ministra, choć był im na rękę. Po jego śmierci w Rosji zelżało napięcie - nie na długo.
Azef, organizując zamach na Plehwego, wymknął się już spod kontroli i zaczął prowadzić podwójną grę, o niektórych zamachach informował policję, inne ukrywał. Najczęściej w dniu akcji opuszczał Petersburg, aby mieć alibi, a po powrocie denuncjował sprawców zamachu, zwykle młodych, naiwnych bojowników, takich jak Sozonow wspomniany na początku tekstu.
Gdy car pod wpływem twardogłowych rozwiązał Dumę, reformy zostały wstrzymane. Nowy premier Piotr Stołypin, chcąc przekonać Mikołaja II, że godząc się na ustępstwa, naraża kraj na niebezpieczeństwo, zaczął za pośrednictwem tajnej policji "zamawiać" na siebie zamachy terrorystyczne, pod jednym wszakże warunkiem - że wyjdzie z nich bez szwanku. Azef obiecał wtedy policji, że Stołypinowi włos z głowy nie spadnie.
Tymczasem 25 sierpnia 1906 r. do willi premiera przyjechali dwaj ofi-
cerowie gwardii w eleganckich letnich mundurach. Byli umówieni na audiencję. Wpuszczono ich do przedpokoju i wtedy jeden z nich zdetonował bombę, zabijając kilkadziesiąt osób, w tym dzie-
ci Stołypina. Sam premier wyszedł z opresji bez draśnięcia. Natychmiast zawiadomiono generała policji Gierasimowa, który gwarantował, że jego agenci nie zrobią nikomu krzywdy. Gierasimow zarzekał się, że nie ma z zamachem nic wspólnego i że dokonali go socjalrewolucjoni-ści, maksymaliści pułkownika ochrany Trusiewicza. Rzeczywiście, za zamach odpowiadał prowokator Res umieszczony przez ochranę wśród maksymalistów. Kolejny raz okazało się, że agenci nie byli lojalni wobec nikogo - ani wobec swoich towarzyszy, ani wobec policji.
Obłudny i bezlitosny
Azef prowadził podwójne życie. Oficjalnie był skromnym inżynierem elektrykiem, miał żonę rewolucjonistkę, święcie przekonaną o nieskazitelności męża. Również towarzysze Azefa uważali go za bohatera, organizatora kilkunastu głośnych zamachów na carskich dygnitarzy. Pisali o nim, że żyje tylko o chlebie i wodzie. W rzeczywistości Azef, mając kochankę, niemiecką aktorkę kabaretową, regularnie okradał kasę partii. Wpłaty, które sięgały tysiąca rubli dziennie, podlegały wyłącznie jego kontroli. Kradł więc bez umiaru. Hulał za te pieniądze w restauracjach i hotelach Moskwy i Petersburga.
Borys Sawinkow - legendarny przywódca eserów, znajomy Józefa Piłsudskiego - pisał o Azefie, że widział w nim "żelazną konsekwencję w rewolucyjnej działalności, całkowite oddanie rewolucji i męstwo godne terrorysty". Jakie to było męstwo, można się było przekonać podczas organizowanego przez Azefa zabójstwa generała-gubernatora Moskwy, księcia Siergieja Romanowa. Wykonawcą zamachu był Kalajew. Już miał cisnąć bombę w stronę karety księcia, gdy zobaczył, że dostojnik nie jedzie sam, towarzyszyły mu żona i dzieci. Zrezygnował więc z ataku. Azef był wściekły. "Terror to nasza jedyna droga" - krzyczał. Następnym razem Kalajew nie miał już skrupułów i rzucił bombę bez zastanowienia. Azef nakazał też zamordować bez litości Tatarowa, byłego zesłańca, którego oskarżono o to, że jest prowokatorem. Zastrzelono go w Warszawie na oczach jego matki.
Grób nr 466
Podejrzenia, że Azef jest agentem, pojawiały się wśród socjalistów rewolucjonostów, od kiedy objął on stanowisko szefa Organizacji Bojowej. Kierownictwo partii nie dawało im jednak wiary do czasu, gdy pojawił się Władimir Burcew - lewicowy dziennikarz, wydawca pisma "Byłoje". W maju 1906 r. Burcewa odwiedził Bakaj, były informator ochrany, ostrzegając go, że w partii działa prowokator o pseudonimie Raskin. Burcew zaczął łączyć fakty i doszedł do wniosku, że Raskin to Azef. Potrzebował jednak dowodu. Zaaranżował spotkanie z Łopuchinem, szefem Departamentu Policji w Petersburgu. Po sześciu godzinach Łopuchin, dowiedziawszy się od Burcewa, że Azef planuje zamach na cara, ustąpił. Takiej nielojalności nie mógł agentowi darować. Potwierdził, że Azef i Raskin to ten sam człowiek.
Azef rzeczywiście planował zamach na Mikołaja II, ale przede wszystkim myślał wtedy o wysadzeniu w powietrze siedziby ochrany. Chciał się pozbyć niewygodnych świadków i kompromitujących dokumentów. Za późno. Gdy się zorientował, że ziemia zaczyna mu się palić pod nogami, uciekł wraz z niemiecką kochanką do Berlina, gdzie zamieszkał pod fałszywym nazwiskiem. Utrzymywał się z inwestowania na giełdzie pieniędzy ukradzionych byłym towarzyszom. Po wybuchu I wojny światowej stracił majątek i trafił do więzienia. Tłumaczył Niemcom, że z rosyjską policją nie ma już nic wspólnego i że nie jest terrorystą. Na próżno. Wyszedł na wolność dopiero w 1918 r., schorowany i wyniszczony. Zmarł po kilku miesiącach, pochowano go na cmentarzu Wilmersdorf w bezimiennym grobie, pod numerem 446.
Duch Azefa krążył po gabinetach carskiej bezpieki, a potem jego życiorys wnikliwie studiował Feliks Dzierżyński, twórca osławionych sowieckich służb specjalnych Czeka.
Pasażerem karety był minister spraw wewnętrznych Rosji Wiaczesław Plehwe. Jechał do letniej siedziby cara w Peterhofie, aby złożyć mu cotygodniowy raport. Zginął na miejscu. Rewolucyjna lewica nienawidziła Plehwego, dlatego przygotowano zamach. Przeprowadził go członek Organizacji Bojowej Partii Socjalistów Rewolucjonistów Jegor Sozonow. Schwytano go i zesłano na katorgę za Bajkał. Gdyby Plehwe przeżył, zdziwiłby się, dowiedziawszy się, że inspiratorem i organizatorem akcji był człowiek, który pobierał z carskiego MSW comiesięczną pensję - najsłynniejszy rosyjski prowokator i podwójny agent - Jewno Azef.
Wszystko zapisywał w głowie
Azefa do współpracy z tajną policją pchnęła pazerność. Pochodził z ubogiej żydowskiej rodziny. Strach przed biedą wyrobił w nim najgorsze cechy: zachłanność i chciwość. W wieku 23 lat ukradł w Rostowie nad Donem kupcowi handlującemu tłuszczem 800 rubli i uciekł z pieniędzmi aż do Karlsruhe w Niemczech. Tam podjął studia inżynierskie. Gdy skończyły mu się pieniądze, wpadł na chytry pomysł. Założył na uczelni rosyjskie kółko rewolucyjne, po czym wysłał do departamentu tajnej policji w Petersburgu list z propozycją współpracy. Żądał w nim 50 rubli miesięcznie w zamian za informacje o działalności założonego przez siebie kółka.
Policja zgodziła się i w 1893 r. wpisała Azefa na listę tajnych współpracowników. Początkowo nie obiecywano sobie zbyt wiele po informatorze. Funkcjonariusze ochrany (tajnej policji) irytowali się, że Azef pisze tak chaotycznie, że nie wiadomo, co ma na myśli. Na jednym z jego pierwszych meldunków jest uwaga naniesiona przez oficera policji: "Trzeba poprosić Azefa, by pisał z większym sensem, szczególnie adresy i nazwiska, tak aby można się było przynajmniej zorientować, kto jest mężczyzną, kto kobietą, a co miejscem spotkania". Agent robił jednak postępy, oceny policji stawały się łagodniejsze: "Raporty Azefa porażają dokładnością, mimo że brak im logicznego rozumowania". Zaczęto go doceniać.
Po powrocie do Rosji Azef przeszedł szkolenie pod okiem Siergieja Zubatowa, szefa ochrany. Ten zauważył, że Azef ma doskonałą pamięć wzrokową, zna wszystkie zakamarki Petersburga, jest w stanie narysować z pamięci szczegółową mapę sytuacyjną, co w jego późniejszej działalności terrorystycznej okazało się nie do przecenienia. Azef nie prowadził nigdy notatek, wszystko zapisywał w głowie.
Agent numer 1 ochrany
Ochrana postanowiła umieścić Azefa wśród socjalistów rewolucjonistów (eserów), jednej z najbardziej aktywnych organizacji wywrotowych w ówczesnej Rosji. Wewnątrz partii działała komórka terrorystyczna, tzw. Organizacja Bojowa. To ona była celem Azefa. By do niej przeniknąć, podarował partii 500 rubli na przygotowanie zamachów. Była to niemała kwota - minister carskiego rządu zarabiał wówczas nieco powyżej 1000 rubli miesięcznie. "Musiałem wydać te pieniądze, żeby się zorientować, co to jest Organizacja Bojowa i jakie są jej najbliższe plany. Udało się... Zacząłem odgrywać aktywną rolę w partii eserów" - relacjonował Azef w jednym z raportów.
Azef związał się z Grigorijem Gerszunim, szefem Organizacji Bojowej. Wspólnie planowali zamachy, o których potem Azef zawiadamiał policję. W tym czasie wydał też policji kierownictwo partii, dzięki czemu - wspólnie z Gerszunim - przejęli kontrolę nad działalnością terrorystyczną eserów. Na zewnątrz łączyła ich serdeczna przyjaźń, w rzeczywistości Azef targował się już z ochraną o cenę, jaką dostanie za głowę Gerszuniego. W 1903 r. zadenuncjował go i sam został szefem Organizacji Bojowej. Cel został osiągnięty, ochrana triumfowała. Nie na długo, bo Azef nie zamierzał być posłusznym narzędziem w rękach policji.
Duży gracz
W Rosji tymczasem wrzało. Anachroniczny system polityczny wyłączał z życia publicznego niemal wszystkie warstwy społeczeństwa. Inteligencja domagała się swobód, robotnicy - praw socjalnych i godziwej płacy. Ryzyko wybuchu rewolucji rosło z każdą chwilą. Nastroje podgrzewali anarchiści i inni lewicowi radykałowie, organizując zamachy terrorystyczne, które miały pokazać słabość władzy i sprowokować ludzi do rewolty.
Wewnątrz carskiego gabinetu ścierały się dwie opcje: jedni opowiadali się za zwiększeniem represji, co miało zastraszyć społeczeństwo i ostudzić rewolucyjny zapał, drudzy
- przeciwnie - sugerowali ograniczone ustępstwa, które miały osłabić radykałów i przybliżyć Rosję do standardów nowoczesnych państw Zachodu. Podobne podziały ujawniały się niemal we wszystkich urzędach - także w departamencie policji, który nadzorował agenturę wśród radykalnych ugrupowań terrorystycznych. Szef ochrany Zubatow, choć był zaciekłym monarchistą (palnął sobie w łeb z rewolweru, gdy dowiedział się w 1917 r. o abdykacji cara), opowiadał się za rozsądną liberalizacją kursu. Widząc, że robotnikom nie zależy na prawach politycznych, zorganizował kontrolowane przez policję związki zawodowe, które walczyły o przywileje socjalne. Z kolei Plehwe, minister spraw wewnętrznych, miał odmienne zdanie, pozbył się Zubatowa i nastawił się na konfrontację. Trudno przypuszczać, że zamach na Plehwego mógł być inspirowany przez przeciwników politycznych ministra, choć był im na rękę. Po jego śmierci w Rosji zelżało napięcie - nie na długo.
Azef, organizując zamach na Plehwego, wymknął się już spod kontroli i zaczął prowadzić podwójną grę, o niektórych zamachach informował policję, inne ukrywał. Najczęściej w dniu akcji opuszczał Petersburg, aby mieć alibi, a po powrocie denuncjował sprawców zamachu, zwykle młodych, naiwnych bojowników, takich jak Sozonow wspomniany na początku tekstu.
Gdy car pod wpływem twardogłowych rozwiązał Dumę, reformy zostały wstrzymane. Nowy premier Piotr Stołypin, chcąc przekonać Mikołaja II, że godząc się na ustępstwa, naraża kraj na niebezpieczeństwo, zaczął za pośrednictwem tajnej policji "zamawiać" na siebie zamachy terrorystyczne, pod jednym wszakże warunkiem - że wyjdzie z nich bez szwanku. Azef obiecał wtedy policji, że Stołypinowi włos z głowy nie spadnie.
Tymczasem 25 sierpnia 1906 r. do willi premiera przyjechali dwaj ofi-
cerowie gwardii w eleganckich letnich mundurach. Byli umówieni na audiencję. Wpuszczono ich do przedpokoju i wtedy jeden z nich zdetonował bombę, zabijając kilkadziesiąt osób, w tym dzie-
ci Stołypina. Sam premier wyszedł z opresji bez draśnięcia. Natychmiast zawiadomiono generała policji Gierasimowa, który gwarantował, że jego agenci nie zrobią nikomu krzywdy. Gierasimow zarzekał się, że nie ma z zamachem nic wspólnego i że dokonali go socjalrewolucjoni-ści, maksymaliści pułkownika ochrany Trusiewicza. Rzeczywiście, za zamach odpowiadał prowokator Res umieszczony przez ochranę wśród maksymalistów. Kolejny raz okazało się, że agenci nie byli lojalni wobec nikogo - ani wobec swoich towarzyszy, ani wobec policji.
Obłudny i bezlitosny
Azef prowadził podwójne życie. Oficjalnie był skromnym inżynierem elektrykiem, miał żonę rewolucjonistkę, święcie przekonaną o nieskazitelności męża. Również towarzysze Azefa uważali go za bohatera, organizatora kilkunastu głośnych zamachów na carskich dygnitarzy. Pisali o nim, że żyje tylko o chlebie i wodzie. W rzeczywistości Azef, mając kochankę, niemiecką aktorkę kabaretową, regularnie okradał kasę partii. Wpłaty, które sięgały tysiąca rubli dziennie, podlegały wyłącznie jego kontroli. Kradł więc bez umiaru. Hulał za te pieniądze w restauracjach i hotelach Moskwy i Petersburga.
Borys Sawinkow - legendarny przywódca eserów, znajomy Józefa Piłsudskiego - pisał o Azefie, że widział w nim "żelazną konsekwencję w rewolucyjnej działalności, całkowite oddanie rewolucji i męstwo godne terrorysty". Jakie to było męstwo, można się było przekonać podczas organizowanego przez Azefa zabójstwa generała-gubernatora Moskwy, księcia Siergieja Romanowa. Wykonawcą zamachu był Kalajew. Już miał cisnąć bombę w stronę karety księcia, gdy zobaczył, że dostojnik nie jedzie sam, towarzyszyły mu żona i dzieci. Zrezygnował więc z ataku. Azef był wściekły. "Terror to nasza jedyna droga" - krzyczał. Następnym razem Kalajew nie miał już skrupułów i rzucił bombę bez zastanowienia. Azef nakazał też zamordować bez litości Tatarowa, byłego zesłańca, którego oskarżono o to, że jest prowokatorem. Zastrzelono go w Warszawie na oczach jego matki.
Grób nr 466
Podejrzenia, że Azef jest agentem, pojawiały się wśród socjalistów rewolucjonostów, od kiedy objął on stanowisko szefa Organizacji Bojowej. Kierownictwo partii nie dawało im jednak wiary do czasu, gdy pojawił się Władimir Burcew - lewicowy dziennikarz, wydawca pisma "Byłoje". W maju 1906 r. Burcewa odwiedził Bakaj, były informator ochrany, ostrzegając go, że w partii działa prowokator o pseudonimie Raskin. Burcew zaczął łączyć fakty i doszedł do wniosku, że Raskin to Azef. Potrzebował jednak dowodu. Zaaranżował spotkanie z Łopuchinem, szefem Departamentu Policji w Petersburgu. Po sześciu godzinach Łopuchin, dowiedziawszy się od Burcewa, że Azef planuje zamach na cara, ustąpił. Takiej nielojalności nie mógł agentowi darować. Potwierdził, że Azef i Raskin to ten sam człowiek.
Azef rzeczywiście planował zamach na Mikołaja II, ale przede wszystkim myślał wtedy o wysadzeniu w powietrze siedziby ochrany. Chciał się pozbyć niewygodnych świadków i kompromitujących dokumentów. Za późno. Gdy się zorientował, że ziemia zaczyna mu się palić pod nogami, uciekł wraz z niemiecką kochanką do Berlina, gdzie zamieszkał pod fałszywym nazwiskiem. Utrzymywał się z inwestowania na giełdzie pieniędzy ukradzionych byłym towarzyszom. Po wybuchu I wojny światowej stracił majątek i trafił do więzienia. Tłumaczył Niemcom, że z rosyjską policją nie ma już nic wspólnego i że nie jest terrorystą. Na próżno. Wyszedł na wolność dopiero w 1918 r., schorowany i wyniszczony. Zmarł po kilku miesiącach, pochowano go na cmentarzu Wilmersdorf w bezimiennym grobie, pod numerem 446.
Duch Azefa krążył po gabinetach carskiej bezpieki, a potem jego życiorys wnikliwie studiował Feliks Dzierżyński, twórca osławionych sowieckich służb specjalnych Czeka.
Ochrana cara Prowokatorzy, a więc agenci tajnej policji, inspirujący otoczenie do nielegalnych działań, byli u schyłku carskiej Rosji wykorzystywani na ogromną skalę. Dzięki nim władze nie tylko były informowane o przygotowaniach do akcji terrorystycznych, ale także mogły - przez prowokatorów - do nich podjudzać. W ten sposób różne koterie na carskim dworze załatwiały swoje interesy polityczne, a tajna policja mogła się wykazać sukcesami w łapaniu sprawców zamachów, których prowokatorzy - rzecz jasna - natychmiast wydawali. Jak pisze Stanisław Cat-Mackiewicz, "doszło do tego, że konkurujące z sobą departamenty policyjne tworzyły rozłamy w partiach rewolucyjnych, aby mieć własne partie, własnych prowokatorów". |
Więcej możesz przeczytać w 32/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.