Alicja Resich-Modlińska pojawiła się niczym potwór z Loch Ness, by urozmaicić swoją obecnością sezon ogórkowy
No i mamy czarownicę na lato. Niczym potwór z Loch Ness pojawiła się, by urozmaicić swoją obecnością sezon ogórkowy. Szefowa tygodnika "Gala" Alicja Resich-Modlińska podpadła całej Polsce, niczym Edyta Górniak wykonująca improwizację na temat polskiego hymnu na stadionie w Korei. Zrobiła bowiem coś tak nieoczekiwanego i absurdalnego, że aż ją samą to chyba dzisiaj dziwi: skrytykowała i wyśmiała w swoim radiowym felietonie dwóch młodych prezenterów telewizyjnych newsów, którzy walczą z rakiem i dlatego zaczęli się pojawiać na ekranie bez włosów, które utracili w czasie ratującej ich życie terapii. Marcin Pawłowski wystąpił w "Faktach" (TVN) po długiej przerwie, Kamil Durczok w "Wiadomościach" (TVP 1) nie dał nic po sobie poznać aż do dnia, gdy na koniec programu powiedział widzom: "Wiem, że mój wygląd dziwi wielu z państwa, ale chciałem wyjaśnić, że nie wynika on z kaprysu ani mody, lecz jest rezulatatem działań ubocznych terapii, którą zalecili mi lekarze w związku z chorobą nowotworową. Mam nadzieję, że terapia się powiedzie, a włosy odrosną�". To był szok. Widzowie osłupieli. A więc to nie ekscentryzm młodego, zdolnego dziennikarza, który stał się ulubieńcem publiczności, tylko rezultat jego walki o życie! Ze wszystkich stron popłynęły słowa otuchy, poparcia, życzenia powrotu do zdrowia. Sam napisałem wtedy we "Wprost" felieton "Durczok idzie na wojnę", życząc mu wytrwałości i doceniając wagę takiej publicznej deklaracji. Żywe reakcje czytelników świadczyły o tym, że nie byłem odosobniony w takim myśleniu. I wtedy nastąpił drugi szok. Alicja Resich-Modlińska, która jest przecież nie tylko redaktor naczelną poczytnego tygodnika, ale także utalentowanym satyrykiem stawiającym niegdyś pierwsze kroki w legendarnych "Szpilkach", podeszła do sprawy prześmiewczo. Powiedziała w warszawskim Radiu PIN: "Czuję dysonans, kiedy prezenter prowadzący 'Wiadomości' lub program gospodarczy nagle mówi, że zrzucił 30 kg lub że nie ma fryzury, bo z jakiejś przyczyny musiał zgolić. Niedawno 30 kg zrzuciła Dorota Warakomska, a włosy 'zrzucili' Kamil Durczok i Marcin Pawłowski. Co do łysych, nie przeszkadzaliby mi na wizji tylko Kojak, Andrzej Mleczko i generał Świerczewski". Taką wypowiedź można by nazwać dowcipną, a nawet brawurową, gdyby nie to, że dotyka sprawy tak delikatnej, że nieodpornej na kpinę. W kraju, w którym normą jest nieinformowanie chorego na raka o rzeczywistym stanie jego zdrowia i dokonywanie najważniejszych ustaleń za jego plecami; w kraju, gdzie diagnoza choroby grożącej śmiercią jest przyjmowana z większym strachem niż sama choroba i gdzie niewiele jest miejsc, w których osobom stającym do walki z nią można fachowo pomóc nie tylko w sensie fizycznym, ale i psychologicznym - gest Durczoka miał ogromne znaczenie, bo oznaczał przełamanie tabu i zarazem bezpłatną psychoterapię dla wszystkich, którzy umierają na samą myśl, co by było, gdyby u nich rozpoznano raka. Ano, nic by nie było: leczyliby się i pracowali, jak gdyby wszystko było w porządku. Właśnie tak brzmiało zwerbalizowane przesłanie Durczoka i dyskretnie zademonstrowane - Pawłowskiego. Dlatego obaj prezenterzy poczuli się dotknięci słowami Alicji nie tylko jako osoby prywatne, ale i jako propagatorzy nowoczesnej postawy wobec choroby. Napisali więc w "Gazecie Wyborczej" (w płatnym ogłoszeniu): "Na szczęście to, co uraziło uczucia estetyczne Pani Redaktor, zupełnie nie przeszkadzało naszym widzom, którzy wielokrotnie dawali wyraz temu, że rozumieją naszą trudną sytuację i życzyli nam szybkiego powrotu do zdrowia. Nie przeszkadzało także tym chorym na nowotwór, którzy widząc nas na ekranie, przypominali sobie, że mają prawo do normalnego życia. Pozostaje nam mieć nadzieje, że Pani Redaktor zawsze będzie miała taką sposobność". Zabrzmiało to na tyle patetycznie, że Alicja Resich-Modlińska, wyglądająca w kontekście tych słów na osobą kompletnie bezduszną, ruszyła w swoją drogę na stos. Przeproszeniom nie było końca: telefonicznie - obu zainteresowanych, na antenie Radia PIN, na łamach prasy. Nie pomogło, stos już rozpalono. Naczelna "Gali" podała się do dymisji, od swego szefa, prezesa G+J Polska, otrzymała naganę. Czarownica Alicja, która zlekceważyła zasady political correctness! Jeden nietrafiony żarcik, chwila psychologicznego omsknięcia lub może po prostu zbyt pewny siebie duch w zdrowym, wysportowanym ciele i nieszczęście gotowe. Mam jednak nadzieję, że prezes G+J dymisji Resich-Modlińskiej nie przyjmie, bo byłoby to równie niestosowne jak jej radiowa wypowiedź o łysych głowach Durczoka i Pawłowskiego. Mam też nadzieję, że gdy emocje opadną, cała trójka spotka się i - wykazując klasę, jakiej się po nich spodziewam - porozmawia szczerze i otwarcie o tym, co ich poróżniło. Taka mądra rozmowa o raku i różnych reakcjach społecznych na ludzi chorych jest bardzo potrzebna. Sam chciałbym ją przeczytać. n
Więcej możesz przeczytać w 32/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.