Władze liberalnej Nevady na gwałt potrzebują pieniędzy
W Nevadzie Dennisa Hofa nazywa się Alfonsem Ameryki, bo wszyscy wiedzą, że jest agentem wielu prostytutek i zarabia krocie dzięki ich usługom. 56-letni Hof wcale nie zaprzecza i ciężko pracuje, żeby tytułu nie stracić. Prowadzi Moonlite Bunny Ranch, najdłużej działający dom publiczny w Nevadzie. Przybytek jest położony w dzielnicy przemysłowej na przedmieściach Carson City, stolicy stanu. Dom publiczny, otwarty w 1955 r., jest tak słynny, że Hof przyznaje z szerokim uśmiechem, iż "rozważa, czy nie kandydować na stanowisko prezydenta USA". Hof zatrudnia na stałe około tysiąca kobiet. Zgodnie z wymogami prawa, wszystkie prostytutki są zarejestrowane. W najstarszej profesji świata kryzysu nie widać. - Mówimy zazwyczaj, że zapewniamy mężczyznom atrakcje, jakich nie zaznają w domu - chlubi się Hof. - Wystarczy zostawić żonę z dziećmi w kasynie i spędzić popołudnie u nas. W takim systemie każdy wygrywa.
Rozrywka czy usługi?
Los może jednak przestać sprzyjać Hofowi i jego pracownicom, bowiem Nevada potrzebuje pieniędzy. Ustawodawcy zaczęli zgodnie twierdzić, że usługi seksualne przynoszą dochody i powinny być opodatkowane. Od czasów gorączki złota w Nevadzie przeważali zwolennicy swobód obywatelskich. Hazard, ślub bez wysiadania z samochodu, niekłopotliwy rozwód i płatny seks są tu uważane za rzeczy dobre, a podatki i rząd za rzeczy złe. W Nevadzie nie ma podatku dla przedsiębiorstw, podatku od wynagrodzeń ani podatku od lokat bankowych. Do budżetu stanowego wpływa za to część przychodów kasyn. Te sumy ostatnio zaczęły jednak spadać. Przewiduje się, że w najbliższych dwóch latach deficyt budżetowy Nevady wyniesie nawet miliard dolarów.
Demokratka Sheila Leslie z parlamentu stanowego zaproponowała, aby domy publiczne zaliczyć do kategorii rozrywek. Wówczas należałoby od ich przychodów odprowadzać dziesięcioprocentowy podatek. - Niektórzy mówią, że prostytucja to nie rozrywka, lecz usługi - mówi Leslie. - W naszym stanie prostytucja to legalne przedsięwzięcie i musimy ją traktować jak działalność przynoszącą dochody.
Prostytutka powołuje się na konstytucję
W Nevadzie działa 28 domów publicznych. W dziesięciu spośród siedemnastu hrabstw tego stanu są legalne. William J. Raggio, przywódca większości senackiej, sprawę opodatkowania prostytucji ocenia ostrożnie: - To szczególny biznes - twierdzi. - Ktoś coś sprzedaje, ty to kupujesz, a on nadal to posiada. Mimo to zamierzamy tę działalność opodatkować.
Część prostytutek jest oburzona, nie tyle z powodu pieniędzy, które będą musiały zapłacić, ile - jak powiadają - "nieludzkiego potraktowania". Nie chcą być uważane za przedmiot. - Zapewniamy usługi, a nie towary - denerwuje się 37-letnia prostytutka, przedstawiająca się jako Air Force Amy. Zaczęła pracować w tym zawodzie przed trzynastu laty, po kilku drinkach. - Reszta to historia - dodaje. Air Force Amy zarabia 10-50 tys. USD miesięcznie. Mówi, że płaci już federalny podatek dochodowy. Gdyby władze stanowe opodatkowały domy publiczne, ostatecznie to ona musiałaby te obciążenia zapłacić. Byłby to więc, jej zdaniem, kolejny podatek dochodowy. A to jest niezgodne z konstytucją. - Zamiast się rzucać na łatwy cel, władze powinny się zająć handlarzami narkotyków, stręczycielami i korporacjami - mówi tonem oburzonego prawnika.
Dziewczyny łatają dziurę
W Moonlite Bunny Ranch gościa wita wiele "niezależnych współpracownic" w bieliźnie i pantoflach. Hof siedzi przy barze naprzeciw wejścia i popija sok. Opowiada, jak bardzo kocha swój przybytek i pracujące tu dziewczyny. Ten krępy mężczyzna o stalowoniebieskich oczach jest tak opalony, że w czerwonym świetle niemal nie widać jego twarzy. Hof podkreśla, że już wpłaca około 500 tys. USD rocznie do kasy hrabstwa Lyon, gdzie mieści się Bunny Ranch. - Zbankrutuję, jeśli władze stanowe wprowadzą dziesięcioprocentowy podatek - tłumaczy. Dom publiczny zabiera pracującym w nim prostytutkom połowę zarobku. - Nie jest w porządku, że władze zamierzają łatać dziury w budżecie haraczem od pracy dziewczyn - mówi Hof. - To nie po amerykańsku. Hof nie uważa, by wykorzystywał kobiety. Sądzi, że zdziałał wiele dobrego - zapewniał darmowe uciechy żołnierzom wracającym z Iraku, pomaga spełniać marzenia, dzięki niemu tysiąc kobiet nie musi pracować na ulicy, ma opiekę medyczną i pracuje w godziwych warunkach. - Nigdy się nie zdarzyło, by ktokolwiek się tu zaraził - rzucił Hof, dodając, że w ubiegłym roku w Stanach Zjednoczonych sto prostytutek zabito na ulicach. - Dlaczego władze chcą niszczyć coś, co działa? - pyta. - Dlaczego chcą obedrzeć ze skóry mnie i moje dziewczyny?
Rozrywka czy usługi?
Los może jednak przestać sprzyjać Hofowi i jego pracownicom, bowiem Nevada potrzebuje pieniędzy. Ustawodawcy zaczęli zgodnie twierdzić, że usługi seksualne przynoszą dochody i powinny być opodatkowane. Od czasów gorączki złota w Nevadzie przeważali zwolennicy swobód obywatelskich. Hazard, ślub bez wysiadania z samochodu, niekłopotliwy rozwód i płatny seks są tu uważane za rzeczy dobre, a podatki i rząd za rzeczy złe. W Nevadzie nie ma podatku dla przedsiębiorstw, podatku od wynagrodzeń ani podatku od lokat bankowych. Do budżetu stanowego wpływa za to część przychodów kasyn. Te sumy ostatnio zaczęły jednak spadać. Przewiduje się, że w najbliższych dwóch latach deficyt budżetowy Nevady wyniesie nawet miliard dolarów.
Demokratka Sheila Leslie z parlamentu stanowego zaproponowała, aby domy publiczne zaliczyć do kategorii rozrywek. Wówczas należałoby od ich przychodów odprowadzać dziesięcioprocentowy podatek. - Niektórzy mówią, że prostytucja to nie rozrywka, lecz usługi - mówi Leslie. - W naszym stanie prostytucja to legalne przedsięwzięcie i musimy ją traktować jak działalność przynoszącą dochody.
Prostytutka powołuje się na konstytucję
W Nevadzie działa 28 domów publicznych. W dziesięciu spośród siedemnastu hrabstw tego stanu są legalne. William J. Raggio, przywódca większości senackiej, sprawę opodatkowania prostytucji ocenia ostrożnie: - To szczególny biznes - twierdzi. - Ktoś coś sprzedaje, ty to kupujesz, a on nadal to posiada. Mimo to zamierzamy tę działalność opodatkować.
Część prostytutek jest oburzona, nie tyle z powodu pieniędzy, które będą musiały zapłacić, ile - jak powiadają - "nieludzkiego potraktowania". Nie chcą być uważane za przedmiot. - Zapewniamy usługi, a nie towary - denerwuje się 37-letnia prostytutka, przedstawiająca się jako Air Force Amy. Zaczęła pracować w tym zawodzie przed trzynastu laty, po kilku drinkach. - Reszta to historia - dodaje. Air Force Amy zarabia 10-50 tys. USD miesięcznie. Mówi, że płaci już federalny podatek dochodowy. Gdyby władze stanowe opodatkowały domy publiczne, ostatecznie to ona musiałaby te obciążenia zapłacić. Byłby to więc, jej zdaniem, kolejny podatek dochodowy. A to jest niezgodne z konstytucją. - Zamiast się rzucać na łatwy cel, władze powinny się zająć handlarzami narkotyków, stręczycielami i korporacjami - mówi tonem oburzonego prawnika.
Dziewczyny łatają dziurę
W Moonlite Bunny Ranch gościa wita wiele "niezależnych współpracownic" w bieliźnie i pantoflach. Hof siedzi przy barze naprzeciw wejścia i popija sok. Opowiada, jak bardzo kocha swój przybytek i pracujące tu dziewczyny. Ten krępy mężczyzna o stalowoniebieskich oczach jest tak opalony, że w czerwonym świetle niemal nie widać jego twarzy. Hof podkreśla, że już wpłaca około 500 tys. USD rocznie do kasy hrabstwa Lyon, gdzie mieści się Bunny Ranch. - Zbankrutuję, jeśli władze stanowe wprowadzą dziesięcioprocentowy podatek - tłumaczy. Dom publiczny zabiera pracującym w nim prostytutkom połowę zarobku. - Nie jest w porządku, że władze zamierzają łatać dziury w budżecie haraczem od pracy dziewczyn - mówi Hof. - To nie po amerykańsku. Hof nie uważa, by wykorzystywał kobiety. Sądzi, że zdziałał wiele dobrego - zapewniał darmowe uciechy żołnierzom wracającym z Iraku, pomaga spełniać marzenia, dzięki niemu tysiąc kobiet nie musi pracować na ulicy, ma opiekę medyczną i pracuje w godziwych warunkach. - Nigdy się nie zdarzyło, by ktokolwiek się tu zaraził - rzucił Hof, dodając, że w ubiegłym roku w Stanach Zjednoczonych sto prostytutek zabito na ulicach. - Dlaczego władze chcą niszczyć coś, co działa? - pyta. - Dlaczego chcą obedrzeć ze skóry mnie i moje dziewczyny?
Więcej możesz przeczytać w 32/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.