Akcja "Pij mleko!" to fikcja, bo w Polsce nie ma świeżego, pełnowartościowego mleka.
Surowiec najpierw podgrzewa się do temperatury 135 stopni Celsjusza, potem dodaje konserwanty. W ten sposób z cieczy wytrąca się witaminę B12, witaminę C, lizynę, kwas foliowy i inne korzystne dla zdrowia substancje. Tak powstaje biały mlekopodobny płyn o nazwie UHT, który w ramach kampanii "Pij mleko!" reklamują między innymi Bogusław Linda i Kayah. Ten płyn - za pieniądze podatników i prywatnych sponsorów - mają pić uczniowie szkół podstawowych. Po co reklamować i pić coś, co nie ma większej wartości? Świeże mleko, które powinny pić dzieci, nie jest reklamowane, bo go w Polsce po prostu nie ma.
Zapach obory
"Pij mleko!" to kampania wzorowana na podobnych akcjach w innych krajach, na przykład w USA czy Szwecji. Tam jednak dzieciom proponuje się świeże mleko, a nie surogat. - Do lunchu mogliśmy wybrać mleko, kakao lub wodę: napoje stały w wielkich dzbankach w ladach chłodniczych. Nie płaciliśmy za nie. Mleko miało najwyżej dziesięciodniowy okres trwałości - wspomina Ewa Rybka, która cztery lata temu zdawała maturę w Gallup Catholic High School w amerykańskim stanie Nowy Meksyk. W Ameryce nikt nie wpadł na pomysł, by dawać dzieciom mleko o półrocznym, a nawet rocznym okresie trwałości. Tyle że świeże mleko trzeba umieć wyprodukować, a potem na tyle szybko dystrybuować, by się nie skwasiło.
W Polsce tych problemów nie rozwiązano. Owszem, w sklepach czasem pojawia się mleko o kilkudniowej trwałości, lecz najczęściej pachnie oborą i jest po prostu niesmaczne. To mleko nie wystarczyłoby jednak nawet dla 10 proc. uczniów, do których adresowana jest akcja "Pij mleko". - Z mlekiem świeżym i mało przetworzonym sprzedawcy i mleczarnie mają tylko kłopoty: trzeba mieć sprawną sieć dystrybucji i sprzedać produkt w ciągu dziesięciu dni, bo potem nadaje się tylko do wylania - mówi Waldemar Broś, wiceprezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich. Producenci i sprzedawcy nie chcą podejmować takiego ryzyka. Wolą handlować spreparowaną w mleczarniach cieczą UHT, która może leżeć w magazynie nawet rok. Mimo że podczas akcji "Pij mleko!" reklamuje się coś, czego dzieci akurat pić nie powinny, zaczyna ona przynosić efekty. Z badań przeprowadzonych przez SMG/KRC na Śląsku wynika, że o ile we wrześniu ubiegłego roku 25 proc. dzieci piło mleko, o tyle pół roku później, gdy akcja już trwała, ten wskaźnik wzrósł do 65 proc.
Mleko jak woda
W ostatnich latach mikrobiologiczna jakość mleka w Polsce poprawiła się, ale dotyczy to prawie wyłącznie produktu o przedłużonej trwałości. Badania Inspekcji Handlowej, która w ubiegłym roku kontrolowała mleko, wykazały że tylko co 50. próbka budziła jakościowe zastrzeżenia. Dotyczyły one gęstości, kwasowości oraz zawartości tłuszczów. Dla porównania, w wypadku jogurtów, serów czy śmietany te zastrzeżenia były dziesięciokrotnie częstsze, tyle że mleko UHT jest znacznie łatwiej wyprodukować. Jak wynika z danych resortu rolnictwa, ponad połowa mleka oferowanego na naszym rynku jest sprzedawana w postaci UHT. Takie mleko traci w procesie technologicznym znaczną część witamin (głównie z grupy B), kilka procent białka i jest pozbawiane wszelkich korzystnych dla zdrowia bakterii kwasu mlekowego. W pasteryzowanym mleku o krótszej trwałości większość tych bakterii jednak pozostaje. Poza tym mleko UHT smakuje jak produkt w pełni syntetyczny.
- Z chemicznego punktu widzenia mleko pasteryzowane i UHT to ten sam produkt. Z biochemicznego punktu widzenia są to dwie różne rzeczy - mówi Antoni Pluta ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. - Przetwory mleczne - jogurt, żółty ser, kefir czy serwatka - podczas obróbki termicznej zachowują wapń. W Polsce dramatycznie brakuje produktów mlecznych zawierających ten pierwiastek (na Zachodzie są powszechnie dostępne). Wapń jest niezbędny do prawidłowego rozwoju dziecka, a w wysoko przetworzonym mleku UHT go nie ma - zauważa prof. Tomasz Pertyński z Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Mleko Kalinowskiego
Na pomysł akcji picia mleka w szkołach ponad rok temu wpadł ówczesny minister rolnictwa Jarosław Kalinowski (PSL). Jego resort wystąpił z inicjatywą, aby każde dziecko dostawało w szkole szklankę mleka. Tylko do szkół podstawowych i gimnazjów uczęszcza prawie pięć milionów uczniów, więc - jak wyliczył resort rolnictwa - w ramach tej akcji wypijaliby oni 65 mln l mleka rocznie. Program "Szklanka mleka w szkole" miał być częścią szerszej inicjatywy - zagospodarowywania nadwyżek mleka w naszym kraju (tak UHT, jak i mleka w proszku). Nic dziwnego, że został poparty nie tylko przez PSL, ale także przez Samoobronę i kółka rolnicze. Władysław Serafin, prezes Krajowego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych, tuż po ogłoszeniu pomysłu Kalinowskiego zapowiedział, że jeśli Rada Ministrów go zaakceptuje, nie będzie rolniczych protestów.
Gdyby resortowi rolnictwa udało się przeforsować pomysł z upłynnieniem nadwyżek mleka, Jarosław Kalinowski zyskałby dodatkowe punkty u swoich partyjnych kolegów, u innych organizacji rolniczych i mleczarskiego lobby. Tym bardziej że ostatnie dwa lata były wyjątkowo trudne dla niemal półmilionowej rzeszy hodowców krów i czterystu zakładów przetwórczych. Zaledwie co dziesiąta mleczarnia spełnia wysokie wymagania sanitarne i ma certyfikat Unii Europejskiej pozwalający na import wyrobów do krajów piętnastki. Mleka jest więc w Polsce dużo, tylko nie ma go gdzie sprzedać. Z pomysłu Jarosława Kalinowskiego nic nie wyszło, bo ówczesny minister finansów Marek Belka nie zgodził się, by akcję sfinansowano głównie z budżetu państwa. Po tym niepowodzeniu uruchomiono społeczną kampanię "Pij mleko!".
Mleczne oszustwo
W akcję promocji picia mleka, rezygnując z części lub całości honorariów, zaangażowali się aktorzy, twórcy reklam, wydawcy gazet i nadawcy mediów elektronicznych. Problemem jest to, że ci wszyscy ludzie zostali właściwie nabrani: promuje się bowiem nie tyle picie mleka, ile wyprzedaż zapasów mlekopodobnego płynu. - Rentowność mleczarni już od kilku lat jest ujemna, a w magazynach zalegają tony nie sprzedanych mlecznych wyrobów, głównie mleka UHT - potwierdza Krzysztof Jażdżewski z Inspekcji Weterynaryjnej.
Specjaliści od technologii żywienia twierdzą, że mleko UHT ma się tak do pasteryzowanego jak parówki do świeżego, chudego mięsa. - Mieszkańcy krajów Europy Zachodniej ze swoją wysoko przetworzoną, niemal przemysłową żywnością, tęsknią za naturalnością. Nie powinniśmy się więc specjalizować w produktach nie mających z naturalnością nic wspólnego. Produkcja dobrego świeżego mleka na początku kosztuje, ale potem wszystkim się opłaca - mówi dr Witold Klemarczyk z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Promocja bezwartościowego quasi-mleka jest może dobrym interesem dla rolniczego lobby, ale nie warto przy tej okazji oszukiwać dzieci. Raz oszukane nie będą chciały pić mleka, gdy już na rynku będzie wartościowy produkt.
Zapach obory
"Pij mleko!" to kampania wzorowana na podobnych akcjach w innych krajach, na przykład w USA czy Szwecji. Tam jednak dzieciom proponuje się świeże mleko, a nie surogat. - Do lunchu mogliśmy wybrać mleko, kakao lub wodę: napoje stały w wielkich dzbankach w ladach chłodniczych. Nie płaciliśmy za nie. Mleko miało najwyżej dziesięciodniowy okres trwałości - wspomina Ewa Rybka, która cztery lata temu zdawała maturę w Gallup Catholic High School w amerykańskim stanie Nowy Meksyk. W Ameryce nikt nie wpadł na pomysł, by dawać dzieciom mleko o półrocznym, a nawet rocznym okresie trwałości. Tyle że świeże mleko trzeba umieć wyprodukować, a potem na tyle szybko dystrybuować, by się nie skwasiło.
W Polsce tych problemów nie rozwiązano. Owszem, w sklepach czasem pojawia się mleko o kilkudniowej trwałości, lecz najczęściej pachnie oborą i jest po prostu niesmaczne. To mleko nie wystarczyłoby jednak nawet dla 10 proc. uczniów, do których adresowana jest akcja "Pij mleko". - Z mlekiem świeżym i mało przetworzonym sprzedawcy i mleczarnie mają tylko kłopoty: trzeba mieć sprawną sieć dystrybucji i sprzedać produkt w ciągu dziesięciu dni, bo potem nadaje się tylko do wylania - mówi Waldemar Broś, wiceprezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich. Producenci i sprzedawcy nie chcą podejmować takiego ryzyka. Wolą handlować spreparowaną w mleczarniach cieczą UHT, która może leżeć w magazynie nawet rok. Mimo że podczas akcji "Pij mleko!" reklamuje się coś, czego dzieci akurat pić nie powinny, zaczyna ona przynosić efekty. Z badań przeprowadzonych przez SMG/KRC na Śląsku wynika, że o ile we wrześniu ubiegłego roku 25 proc. dzieci piło mleko, o tyle pół roku później, gdy akcja już trwała, ten wskaźnik wzrósł do 65 proc.
Mleko jak woda
W ostatnich latach mikrobiologiczna jakość mleka w Polsce poprawiła się, ale dotyczy to prawie wyłącznie produktu o przedłużonej trwałości. Badania Inspekcji Handlowej, która w ubiegłym roku kontrolowała mleko, wykazały że tylko co 50. próbka budziła jakościowe zastrzeżenia. Dotyczyły one gęstości, kwasowości oraz zawartości tłuszczów. Dla porównania, w wypadku jogurtów, serów czy śmietany te zastrzeżenia były dziesięciokrotnie częstsze, tyle że mleko UHT jest znacznie łatwiej wyprodukować. Jak wynika z danych resortu rolnictwa, ponad połowa mleka oferowanego na naszym rynku jest sprzedawana w postaci UHT. Takie mleko traci w procesie technologicznym znaczną część witamin (głównie z grupy B), kilka procent białka i jest pozbawiane wszelkich korzystnych dla zdrowia bakterii kwasu mlekowego. W pasteryzowanym mleku o krótszej trwałości większość tych bakterii jednak pozostaje. Poza tym mleko UHT smakuje jak produkt w pełni syntetyczny.
- Z chemicznego punktu widzenia mleko pasteryzowane i UHT to ten sam produkt. Z biochemicznego punktu widzenia są to dwie różne rzeczy - mówi Antoni Pluta ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. - Przetwory mleczne - jogurt, żółty ser, kefir czy serwatka - podczas obróbki termicznej zachowują wapń. W Polsce dramatycznie brakuje produktów mlecznych zawierających ten pierwiastek (na Zachodzie są powszechnie dostępne). Wapń jest niezbędny do prawidłowego rozwoju dziecka, a w wysoko przetworzonym mleku UHT go nie ma - zauważa prof. Tomasz Pertyński z Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Mleko Kalinowskiego
Na pomysł akcji picia mleka w szkołach ponad rok temu wpadł ówczesny minister rolnictwa Jarosław Kalinowski (PSL). Jego resort wystąpił z inicjatywą, aby każde dziecko dostawało w szkole szklankę mleka. Tylko do szkół podstawowych i gimnazjów uczęszcza prawie pięć milionów uczniów, więc - jak wyliczył resort rolnictwa - w ramach tej akcji wypijaliby oni 65 mln l mleka rocznie. Program "Szklanka mleka w szkole" miał być częścią szerszej inicjatywy - zagospodarowywania nadwyżek mleka w naszym kraju (tak UHT, jak i mleka w proszku). Nic dziwnego, że został poparty nie tylko przez PSL, ale także przez Samoobronę i kółka rolnicze. Władysław Serafin, prezes Krajowego Związku Kółek i Organizacji Rolniczych, tuż po ogłoszeniu pomysłu Kalinowskiego zapowiedział, że jeśli Rada Ministrów go zaakceptuje, nie będzie rolniczych protestów.
Gdyby resortowi rolnictwa udało się przeforsować pomysł z upłynnieniem nadwyżek mleka, Jarosław Kalinowski zyskałby dodatkowe punkty u swoich partyjnych kolegów, u innych organizacji rolniczych i mleczarskiego lobby. Tym bardziej że ostatnie dwa lata były wyjątkowo trudne dla niemal półmilionowej rzeszy hodowców krów i czterystu zakładów przetwórczych. Zaledwie co dziesiąta mleczarnia spełnia wysokie wymagania sanitarne i ma certyfikat Unii Europejskiej pozwalający na import wyrobów do krajów piętnastki. Mleka jest więc w Polsce dużo, tylko nie ma go gdzie sprzedać. Z pomysłu Jarosława Kalinowskiego nic nie wyszło, bo ówczesny minister finansów Marek Belka nie zgodził się, by akcję sfinansowano głównie z budżetu państwa. Po tym niepowodzeniu uruchomiono społeczną kampanię "Pij mleko!".
Mleczne oszustwo
W akcję promocji picia mleka, rezygnując z części lub całości honorariów, zaangażowali się aktorzy, twórcy reklam, wydawcy gazet i nadawcy mediów elektronicznych. Problemem jest to, że ci wszyscy ludzie zostali właściwie nabrani: promuje się bowiem nie tyle picie mleka, ile wyprzedaż zapasów mlekopodobnego płynu. - Rentowność mleczarni już od kilku lat jest ujemna, a w magazynach zalegają tony nie sprzedanych mlecznych wyrobów, głównie mleka UHT - potwierdza Krzysztof Jażdżewski z Inspekcji Weterynaryjnej.
Specjaliści od technologii żywienia twierdzą, że mleko UHT ma się tak do pasteryzowanego jak parówki do świeżego, chudego mięsa. - Mieszkańcy krajów Europy Zachodniej ze swoją wysoko przetworzoną, niemal przemysłową żywnością, tęsknią za naturalnością. Nie powinniśmy się więc specjalizować w produktach nie mających z naturalnością nic wspólnego. Produkcja dobrego świeżego mleka na początku kosztuje, ale potem wszystkim się opłaca - mówi dr Witold Klemarczyk z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie. Promocja bezwartościowego quasi-mleka jest może dobrym interesem dla rolniczego lobby, ale nie warto przy tej okazji oszukiwać dzieci. Raz oszukane nie będą chciały pić mleka, gdy już na rynku będzie wartościowy produkt.
Więcej możesz przeczytać w 32/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.