Skazujący wyrok gdańskiego sądu to niezasłużony zaszczyt dla Doroty Nieznalskiej
Widok męskich genitaliów wiszących na krzyżu nie nastraja do zadumy nad sztuką. Nawet skandal, jaki wywołuje, nie ma cech oryginalności, bo w sztuce wszystko już było. W wypadku dzieła Doroty Nieznalskiej mamy zresztą do czynienia z dwoma skandalami: jedni uważają, że skandalem było dzieło, inni za skandal uznają wyrok sądu. Zbyteczne dodawać, że oba te zbiory się nie pokrywają - jak w polityce, gdzie skandal goni skandal, a rzesze oburzonych "niewinnie oskarżonych" wciąż rosną.
Denerwujący, nie wybitni
Ze skandalem artystycznym pierwszy raz zetknąłem się jako małe chłopię. Będąc wielbicielem Mozarta, Schumanna, Ravela i innych "białych, martwych kompozytorów", powziąłem mocne postanowienie, aby dołączyć do grona miłośników muzyki współczesnej, i obejrzałem telewizyjną transmisję koncertu Warszawskiej Jesieni. Trafiłem źle, bo choć z pozoru rzecz wyglądała efektownie, muzyki było w tym niewiele. Twórca miotał się po scenie i sprawiał wrażenie, jakby bezustannie przygotowywał się do aktu twórczego. Akt wszelako nie następował. W pewnym momencie część publiczności zaczęła głośno klaskać, najwyraźniej pragnąc zmusić artystę do działania. Trwało to krótko i nie przejęło go zanadto. Ożywił się natomiast komentator telewizyjny, który oznajmił: "Nie wiem, czy państwo zdają sobie z tego sprawę, ale właśnie byliśmy świadkami skandalu artystycznego!".
Byłem zachwycony, że dane mi było dostąpić zaszczytu oglądania skandalu już w tak młodym wieku, ale zastanowiło mnie jedno: nic z tego nie wynikało. Artysta jak poprzednio krzątał się po scenie i robił swoje, publiczność zaklaskała, a potem ponownie pogrążyła się w drzemce, a komentator - odnotowawszy "wydarzenie artystyczne" - zamilkł. Następnego dnia milczały też media, a dziś nazwiska tego artysty i tytułu jego dzieła nikt już nie pamięta. Jakiż to kontrast z taką chociażby premierą "Święta wiosny" Strawińskiego w Paryżu. Wedle relacji Rubinsteina, Maurice Ravel i Paul Dukas wspinali się wtedy na krzesła, gwiżdżąc przeraźliwie na palcach! Nie byli znudzeni produkcjami Strawińskiego, o nie! Oni protestowali, bo kompozytor sprzeciwiał się ich estetyce. Protestowali w sprawie najżywotniej ich obchodzącej, a Strawiński był dla nich być może denerwujący, ale wybitny. Po stu latach doszliśmy do sytuacji odwrotnej: mamy twórców, którzy są denerwujący, ale nie wybitni.
Obojętność publiczności
Męskie genitalia cieszą się dużym powodzeniem wśród twórców współczesnej kultury. Gdy przed dwoma laty odwiedziłem słynną New Tate Gallery w Londynie, w jednej z sal ujrzałem na wielu ekranach, jak nagi artysta tańczył przed kamerą, starając się wprawić swoje dorodne przyrodzenie w rotację. Był tak wyćwiczony, że dookolny ruch bioder wywoływał podobne, pełne obroty jego penisa. To naprawdę trudne, kto nie wierzy, niech spróbuje. Nauczony w szkole, że każda sztuka zawiera w sobie element rzemiosła, czyli umiejętności, stałem przez dłuższą chwilę zafascynowany. Moją uwagę zwróciła reakcja widzów. Wchodzili na chwilę do pomieszczenia, orientowali się, w czym rzecz, i z wyrazem zażenowania na twarzy wychodzili. Zachowanie tym bardziej zdumiewające, że miałem do czynienia z konsumentami sztuki współczesnej, więc można było od nich wymagać większego wyrobienia i smaku.
Publiczność karmiona przez dziesięciolecia madonnami malowanymi słoniowym łajnem, krucyfiksami w urynie, foetusami w słoikach nauczyła się po prostu z nimi żyć. Admirować je? To byłoby za dużo jak na psychikę normalnego człowieka, nawet poddanego naciskowi politycznej poprawności. Protestować? A po co? Krytycy sztuki są w stanie uzasadnić każdą bzdurę. Protest zostałby uznany za przyznanie się do ignorancji. Wyuczoną reakcją "wyrobionej publiczności" stała się zatem obojętność. Artystom zaczęło się wydawać, że ludzie przełkną wszystko, nie zauważyli tylko jednego drobiazgu - publiczność przestała konsumować. Protest jest bowiem przejawem zaangażowania. W tej sytuacji Dorota Nieznalska powinna być wdzięczna gdańskiemu sądowi i radnym LPR: wydobyli ją z morza obojętności, w którym spoczywała razem z podobnymi jej skandalistami korzystającymi z państwowych dotacji.
Po tak zachęcającym początku kariery warto będzie śledzić dalsze dokonania Nieznalskiej. Trzeba ją jednak uprzedzić, że poprzeczka w dziedzinie sztuki, którą wybrała, została ustawiona wysoko. Choćby przez włoskiego artystę Piera Manzoniego, który zaprezentował publiczności puszeczki z własnymi odchodami. Osiągały na aukcjach niezłe ceny.
Denerwujący, nie wybitni
Ze skandalem artystycznym pierwszy raz zetknąłem się jako małe chłopię. Będąc wielbicielem Mozarta, Schumanna, Ravela i innych "białych, martwych kompozytorów", powziąłem mocne postanowienie, aby dołączyć do grona miłośników muzyki współczesnej, i obejrzałem telewizyjną transmisję koncertu Warszawskiej Jesieni. Trafiłem źle, bo choć z pozoru rzecz wyglądała efektownie, muzyki było w tym niewiele. Twórca miotał się po scenie i sprawiał wrażenie, jakby bezustannie przygotowywał się do aktu twórczego. Akt wszelako nie następował. W pewnym momencie część publiczności zaczęła głośno klaskać, najwyraźniej pragnąc zmusić artystę do działania. Trwało to krótko i nie przejęło go zanadto. Ożywił się natomiast komentator telewizyjny, który oznajmił: "Nie wiem, czy państwo zdają sobie z tego sprawę, ale właśnie byliśmy świadkami skandalu artystycznego!".
Byłem zachwycony, że dane mi było dostąpić zaszczytu oglądania skandalu już w tak młodym wieku, ale zastanowiło mnie jedno: nic z tego nie wynikało. Artysta jak poprzednio krzątał się po scenie i robił swoje, publiczność zaklaskała, a potem ponownie pogrążyła się w drzemce, a komentator - odnotowawszy "wydarzenie artystyczne" - zamilkł. Następnego dnia milczały też media, a dziś nazwiska tego artysty i tytułu jego dzieła nikt już nie pamięta. Jakiż to kontrast z taką chociażby premierą "Święta wiosny" Strawińskiego w Paryżu. Wedle relacji Rubinsteina, Maurice Ravel i Paul Dukas wspinali się wtedy na krzesła, gwiżdżąc przeraźliwie na palcach! Nie byli znudzeni produkcjami Strawińskiego, o nie! Oni protestowali, bo kompozytor sprzeciwiał się ich estetyce. Protestowali w sprawie najżywotniej ich obchodzącej, a Strawiński był dla nich być może denerwujący, ale wybitny. Po stu latach doszliśmy do sytuacji odwrotnej: mamy twórców, którzy są denerwujący, ale nie wybitni.
Obojętność publiczności
Męskie genitalia cieszą się dużym powodzeniem wśród twórców współczesnej kultury. Gdy przed dwoma laty odwiedziłem słynną New Tate Gallery w Londynie, w jednej z sal ujrzałem na wielu ekranach, jak nagi artysta tańczył przed kamerą, starając się wprawić swoje dorodne przyrodzenie w rotację. Był tak wyćwiczony, że dookolny ruch bioder wywoływał podobne, pełne obroty jego penisa. To naprawdę trudne, kto nie wierzy, niech spróbuje. Nauczony w szkole, że każda sztuka zawiera w sobie element rzemiosła, czyli umiejętności, stałem przez dłuższą chwilę zafascynowany. Moją uwagę zwróciła reakcja widzów. Wchodzili na chwilę do pomieszczenia, orientowali się, w czym rzecz, i z wyrazem zażenowania na twarzy wychodzili. Zachowanie tym bardziej zdumiewające, że miałem do czynienia z konsumentami sztuki współczesnej, więc można było od nich wymagać większego wyrobienia i smaku.
Publiczność karmiona przez dziesięciolecia madonnami malowanymi słoniowym łajnem, krucyfiksami w urynie, foetusami w słoikach nauczyła się po prostu z nimi żyć. Admirować je? To byłoby za dużo jak na psychikę normalnego człowieka, nawet poddanego naciskowi politycznej poprawności. Protestować? A po co? Krytycy sztuki są w stanie uzasadnić każdą bzdurę. Protest zostałby uznany za przyznanie się do ignorancji. Wyuczoną reakcją "wyrobionej publiczności" stała się zatem obojętność. Artystom zaczęło się wydawać, że ludzie przełkną wszystko, nie zauważyli tylko jednego drobiazgu - publiczność przestała konsumować. Protest jest bowiem przejawem zaangażowania. W tej sytuacji Dorota Nieznalska powinna być wdzięczna gdańskiemu sądowi i radnym LPR: wydobyli ją z morza obojętności, w którym spoczywała razem z podobnymi jej skandalistami korzystającymi z państwowych dotacji.
Po tak zachęcającym początku kariery warto będzie śledzić dalsze dokonania Nieznalskiej. Trzeba ją jednak uprzedzić, że poprzeczka w dziedzinie sztuki, którą wybrała, została ustawiona wysoko. Choćby przez włoskiego artystę Piera Manzoniego, który zaprezentował publiczności puszeczki z własnymi odchodami. Osiągały na aukcjach niezłe ceny.
Więcej możesz przeczytać w 32/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.