- skarżył się. - W tysiącach artykułów prasowych, na falach setek rozgłośni radiowych, w filmach i na wiecach krzyczy się: 'Niemcy są winne! Niemcy muszą być skazane na śmierć!'. Właściwie co takiego zrobiły Niemcy? Obaliły traktat wersalski i odzyskały należne im miejsce w świecie. To są nasze grzechy! Führer stworzył Wielką Rzeszę Niemiecką dzięki pokojowej pracy. Dał Niemcom jedność, spełniając w ten sposób marzenia wszystkich Niemców i najskrytsze pragnienia narodu. Führer nie chciał wojny. Chciał pokoju, ale nasi wrogowie dążyli do wojny! 'Niemcy stały się zbyt potężne, trzeba je zniszczyć'
- mówił w 1936 r. Winston Churchill do amerykańskiego generała Wooda. To jest prawdziwa przyczyna wojny".
Żałosne skargi Goitscha nie były zwykłym propagandowym bełkotem, którym upadający reżim próbował wytłumaczyć poddanym wojenne niepowodzenia. Podobnie jak Goitsch myślała większość Niemców.
Komuniści wbijają Rzeszy nóż w plecy
Żeby zrozumieć poczucie krzywdy Niemców A.D. 1944 - tych samych Niemców, którzy usiłowali w tamtych latach wysadzić świat w powietrze, stworzyli piekło Auschwitz i mordowali miliony w innych obozach śmierci - trzeba się cofnąć do 1914 r., gdy armia cesarza Wilhelma ruszała na wojnę. Niemców ogarnęło wtedy patriotyczne uniesienie. Nawet niechętni monarchii socjaliści odrzucili pacyfistyczne deklaracje. Rzesza miała szansę potwierdzić swoją dominującą pozycję w Europie i na świecie. Tak się nie stało. Gospodarka niemiecka runęła pod ciężarem wojny, wybuchły bunty robotników i strajki, które w 1918 r. pod wpływem bolszewickiego przewrotu w Rosji zamieniły się w rewoltę. Cesarz abdykował, a "niezwyciężona armia niemiecka" poprosiła o zawieszenie broni. Niemieckie elity bały się, że kontynuowanie działań wojennych doprowadzi do komunistycznego zamachu stanu. W ten sposób narodziła się legenda o "ciosie zadanym nożem w plecy przez komunistów". Miała w sobie tylko trochę prawdy - Niemcy rzeczywiście musiały przerwać walki z powodu komunistycznej rewolty. Była ona jednak skutkiem, a nie przyczyną przegranej wojny. Tego Niemcy nie chcieli już przyjąć do wiadomości.
Ograbieni z honoru w Wersalu
Przegrana wojna zawsze przynosi upokorzenie. Niemcy w 1918 r. byli jednak przekonani, że unikną konsekwencji klęski. Przerwanie walk uważali za akt dobrej woli wobec Francji i Wielkiej Brytanii. Byli niemal pewni, że nadal mogą stawiać warunki, ale nie dopuszczono ich do stołu rokowań. Państwa ententy uzgodniły między sobą traktat pokojowy i oznajmiły jego postanowienia przegranym. "Niemcy czuły się okaleczone i znieważone, wstrząsane bezsilną złością - pisał zmarły w 1999 r. niemiecki historyk Sebastian Haffner. - Nienawiść do Zachodu była wtedy w Niemczech powszechna (...). Traktat wersalski był poniżeniem dla Niemców, które pokonane, rozbrojone, bezsilne i samotne musiały przyjąć jego nieznośne warunki".
Te nieznośne warunki to przede wszystkim straty terytorialne (m.in. Wielkopolska, Sudety, Alzacja i Lotaryngia)
- łącznie Niemcy straciły 70 tys. km2. Równocześnie nałożono na nie ogromne kontrybucje wojenne oraz wymuszono częściową demilitaryzację. Dwadzieścia lat później nazistowski minister propagandy Joseph Goebbels wypominał mocarstwom ententy, iż "ich propaganda wmawiała całemu światu, że Niemcy to naród barbarzyńców - niecywilizowanych i nieludzkich - i że moralnym obowiązkiem reszty świata jest zniszczyć Niemcy oraz złamać ich potęgę". W Wersalu - twierdził Goebbels - Niemcy zostały ograbione z honoru.
Goebbelsowi chodziło przede wszystkim o artykuł 228 traktatu, w którym państwa ententy żądały wydania wymienionych z nazwiska niemieckich oficerów (by ich osądzić) oraz artykuł 231 mówiący o odpowiedzialności Niemiec za wybuch wojny. Zdecydowana większość Niemców uważała, że brała udział w wojnie obronnej. Nie przemawiało do nich to, że wojnę rozpoczęli ich austriaccy sojusznicy, którzy zaatakowali Serbię, uruchamiając w ten sposób wojenną machinę. Nie do przyjęcia było dla nich traktowanie niemieckich żołnierzy jak przestępców wojennych. Mit szlachetnej armii był w Niemczech bardzo silny.
Niemcy, użalając się na krzywdę, którą wyrządzono im w Wersalu, woleli zapomnieć o tym, jak sami traktowali pokonane państwa, na przykład Polskę w okresie rozbiorów czy Francję po wojnie z 1871 r. (Francja utraciła wówczas na rzecz Niemiec Alzację i Lotaryngię, a także musiała zapłacić odszkodowanie w wysokości 5 mld franków).
Syfilityczny pokój
Socjalista Philipp Scheidemann, pierwszy kanclerz republiki
weimarskiej, która powstała na gruzach cesarstwa, podał się do dymisji, bo nie chciał złożyć podpisu pod traktatem wersalskim. "Jakaż ręka nie uschłaby, sobie i nam nakładając te kajdany?" - zapytał retorycznie, rezygnując z urzędu. Poczucie krzywdy wyrządzonej Niemcom w Wersalu łączyło wszystkich od lewicy po prawicę i było tak silne, że do dziś żywe są argumenty z tamtej epoki. "Traktat wersalski - pisał cytowany wyżej historyk Sebastian Haffner - uznano w Niemczech za zniewagę, i tak było w istocie. Zniewaga ta polegała przede wszystkim na sposobie realizacji postanowień. Traktat był rzeczywiście, jak nazwali go znieważeni Niemcy, dyktatem. Nie został uzgodniony między zwycięzcą a pokonanym, jak poprzednie traktaty pokojowe (...). Niemiecki podpis (...) został wymuszony ultimatum pod groźbą wojny. Niemcy nie czuli się związani tym, co podpisali pod przymusem".
Nie można się zatem dziwić, że łamanie prawa międzynarodowego przez Hitlera było uważane przez Niemców za akt dziejowej sprawiedliwości.
Hitler, jak niemal wszyscy Niemcy, nie uznawał postanowień traktatu wersalskiego. Pismo nazistów "Volkischer Beobachter" w numerze z kwietnia 1920 r. nazwało to porozumienie "syfilitycznym pokojem, który zrodzony z krótkotrwałej, zakazanej przyjemności, zaczyna się od małego twardego wrzodu, opanowuje stopniowo wszystkie członki i stawy, całe ciało, aż po serce i mózg grzesznika". Z czasem zarzucano traktatowi wszystkie możliwe grzechy
- miał on nie tylko zniewalać Niemcy politycznie, ale także moralnie. Niemieckie ideały wierności i miłości ojczyzny zostały bezlitośnie zmiecione, a zamiast nich pojawiły się "demokracja, ruch naturystyczny, wyuzdany naturalizm i wolna miłość".
Gwałt aktem dziejowej sprawiedliwoŚci
Niemcy nie chcieli demokracji. Oczekiwali na zbawcę, który pomści wyrządzone im "krzywdy". Już w 1921 r. poeta Stefan George przepowiedział nadejście epoki, która "zrodzi tego, co niesie pomoc, Męża. On zrywa kajdany, na rumowiskach przywraca porządek, biczem zapędza odstępców w dziedzinę przedwiecznego prawa, gdzie wielkość jest znów wielka, pan znowu panem, a dyscyplina dyscypliną. On przypina prawdziwe godło do ludowego sztandaru, on poprzez burze i złowrogie wróżby jutrzenki wiedzie swój wierny hufiec do czynu wstającego dnia - budowy Nowej Rzeszy". Niemcy czekali na Hitlera.
Führer III Rzeszy punkt po punkcie unieważniał postanowienia traktatu wersalskiego. Pomagali mu w tym Anglicy, którzy przerażeni skalą frustracji Niemców i ich kontaktami z bolszewicką Rosją stale ustępowali. Francja przypatrywała się biernie nadchodzącemu zagrożeniu. Hitler zaczął się zbroić na wielką skalę, dokonał anszlusu Austrii, jawnie już drwiąc z postanowień wersalskich. W kwietniu 1939 r. wrzeszczał na wiecu: "Nie tylko zjednoczyłem na powrót naród niemiecki, lecz także dałem mu na powrót oręż i dalej usiłowałem unicestwić strona po stronie ten traktat, w którego 448 artykułach zawiera się najnikczemniejszy gwałt, jaki kiedykolwiek zadano ludziom i narodom. Z powrotem przyłączyłem do Rzeszy tereny zagrabione nam w 1919 r., sprowadziłem do ojczyzny miliony głęboko nieszczęśliwych Niemców, których od nas oderwano, przywróciłem tysiącletnią, historyczną jedność niemieckiej przestrzeni życiowej i starałem się to osiągnąć bez zadawania memu narodowi czy jakiemukolwiek innemu cierpień związanych z wojną".
Niedopieszczone dziecko Europy
Niemcy byli zachwyceni. Oto w pokojowy sposób dokonała się sprawiedliwość dziejowa w ich rozumieniu tego pojęcia. Gdy Polska sprzeciwiła się Hitlerowi, wybuchła wojna. Dla Niemców było oczywiste, że to Warszawa ponosi za to odpowiedzialność - oni chcieli naprawienia krzywd, Polacy stanęli im na drodze. "Chcieliśmy powrotu Gdańska do Rzeszy i korytarza łączącego go z resztą Niemiec. Te żądania - więcej niż umiarkowane - zostały przez naszych wrogów zlekceważone. Mało tego, uznali je za pretekst do wojny" - oświadczył nazistowski minister propagandy Goebbels. Czy można się dziwić, że wielu Niemców uważa się dziś za "ofiary" wojny? Przecież - jak mówił
Goebbels - oni tej wojny wcale nie chcieli. Oni chcieli tylko naprawienia wyrządzonych im "krzywd". Puenta? "W Niemcach zawsze tkwiło okrutne, niedopieszczone dziecko. Gdy tylko znajdywali opiekuna przewodnika, budził się w nich demon, który potrafił w ukryciu żyć w podświadomości moich rodaków całe dziesięciolecia: demon frustracji, demon fałszywie pojmowanego upokorzenia, demon odwetu i zemsty" - pisał po latach Karl Jaspers.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.