Nie można bogatych niszczyć podatkami, bo uciekną do życzliwszych krajów
Wjednym z programów telewizyjnych wyraziłem przekonanie, że proponowana przez posłankę Annę Filek 50-procentowa stawka podatkowa dotknie w pierwszej kolejności menedżerów, a nie przedsiębiorców. Pani Irena M. odczytała moją wypowiedź jako poparcie dla tej propozycji i nadesłała mi obszerny e-mail, w którym wskazuje na liczne mankamenty owego rozwiązania.
Nie jestem zwolennikiem obdzierania menedżerów z podatkowej skóry. Z tym większą przyjemnością upowszechniam argumentację podaną w e-mailu, bo ze wszech miar jest tego warta. Wiele osób jest bowiem przekonanych, że kolejna prawdziwie janosikowa stawka podatkowa przyczyni się do zrównoważenia budżetu państwa. A jeśli nawet go nie zrównoważy, to zaspokoi poczucie sprawiedliwości społecznej, naruszane luksusową konsumpcją ludzi o najwyższych dochodach, bo jakoby nie tworzy ona nowych miejsc pracy.
Pani Irena M. bezlitośnie rozprawia się z takim stereotypem. Zwraca uwagę, że płacąc niższy podatek, w tym wypadku 40 proc., a nie 50 proc., również ona swoimi wyższymi wydatkami przyczynia się do zmniejszenia bezrobocia. "Swoje nadwyżki finansowe - pisze - przeznaczam na kształcenie własne (angielskiego nauczyłam się tuż przed czterdziestką, bo sam niemiecki nie gwarantował mi znalezienia dobrej pracy) i kształcenie syna (biegła znajomość dwóch języków obcych, międzynarodowa matura, rozpoczęte studia na UW), inwestuję w obligacje i bony skarbu państwa, oszczędzam na emeryturę w funduszu, sponsoruję nagrodę dla młodego pisarza, przekazuję środki dla hospicjum dziecięcego, pomagam słabiej sytuowanym członkom mojej rodziny. Jeśli wprowadzą Państwo wyższe podatki, będę musiała z pewnych działań zrezygnować. Śmiem wątpić, by przejęło je państwo. Lepiej zarabiający menedżerowie nie marnują swoich pieniędzy, bo znają ich wartość i wiedzą, jak wydawać je efektywnie".
Trudno temu rozumowaniu nie przyznać racji. Trudno też nie podzielić przekonania, że nie da się w nieskończoność podwyższać podatków ludziom o najwyższych dochodach, bo w jednoczącej się Europie przeniosą oni swoją zawodową aktywność do kraju, który będzie im życzliwszy. Znajdzie się wystarczająco wielu najwyższej klasy specjalistów, przed którymi Europa stanie otworem. Nie jesteśmy zainteresowani, by niebezpieczeństwo drenażu mózgów dodatkowo powiększać zaostrzaniem rygorów podatkowych.
Lewica m.in. tym różni się od prawicy, że znacznie śmielej posługuje się aktywnością państwa przy nakręcaniu koniunktury gospodarczej. Odważniej też sięga po progresywną skalę podatkową, gdzie zobowiązania rosną wraz z dochodami. Nie da się jednak podatkowej cięciwy napinać ponad punkt krytyczny, bo grozi to zniszczeniem całego łuku.
Nie jestem zwolennikiem obdzierania menedżerów z podatkowej skóry. Z tym większą przyjemnością upowszechniam argumentację podaną w e-mailu, bo ze wszech miar jest tego warta. Wiele osób jest bowiem przekonanych, że kolejna prawdziwie janosikowa stawka podatkowa przyczyni się do zrównoważenia budżetu państwa. A jeśli nawet go nie zrównoważy, to zaspokoi poczucie sprawiedliwości społecznej, naruszane luksusową konsumpcją ludzi o najwyższych dochodach, bo jakoby nie tworzy ona nowych miejsc pracy.
Pani Irena M. bezlitośnie rozprawia się z takim stereotypem. Zwraca uwagę, że płacąc niższy podatek, w tym wypadku 40 proc., a nie 50 proc., również ona swoimi wyższymi wydatkami przyczynia się do zmniejszenia bezrobocia. "Swoje nadwyżki finansowe - pisze - przeznaczam na kształcenie własne (angielskiego nauczyłam się tuż przed czterdziestką, bo sam niemiecki nie gwarantował mi znalezienia dobrej pracy) i kształcenie syna (biegła znajomość dwóch języków obcych, międzynarodowa matura, rozpoczęte studia na UW), inwestuję w obligacje i bony skarbu państwa, oszczędzam na emeryturę w funduszu, sponsoruję nagrodę dla młodego pisarza, przekazuję środki dla hospicjum dziecięcego, pomagam słabiej sytuowanym członkom mojej rodziny. Jeśli wprowadzą Państwo wyższe podatki, będę musiała z pewnych działań zrezygnować. Śmiem wątpić, by przejęło je państwo. Lepiej zarabiający menedżerowie nie marnują swoich pieniędzy, bo znają ich wartość i wiedzą, jak wydawać je efektywnie".
Trudno temu rozumowaniu nie przyznać racji. Trudno też nie podzielić przekonania, że nie da się w nieskończoność podwyższać podatków ludziom o najwyższych dochodach, bo w jednoczącej się Europie przeniosą oni swoją zawodową aktywność do kraju, który będzie im życzliwszy. Znajdzie się wystarczająco wielu najwyższej klasy specjalistów, przed którymi Europa stanie otworem. Nie jesteśmy zainteresowani, by niebezpieczeństwo drenażu mózgów dodatkowo powiększać zaostrzaniem rygorów podatkowych.
Lewica m.in. tym różni się od prawicy, że znacznie śmielej posługuje się aktywnością państwa przy nakręcaniu koniunktury gospodarczej. Odważniej też sięga po progresywną skalę podatkową, gdzie zobowiązania rosną wraz z dochodami. Nie da się jednak podatkowej cięciwy napinać ponad punkt krytyczny, bo grozi to zniszczeniem całego łuku.
Więcej możesz przeczytać w 45/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.