Zwycięstwo kandydata demokratów na prezydenta USA będzie można oblać keczupem Jedzenie w puszkach było w historii kuchni tym, czym w polityce zburzenie Bastylii" - zauważył Amerykanin Henry John Heinz, założyciel spożywczego potentata Heinz. Największa bodaj rewolucja kulinarna XX wieku była dziełem tegoż koncernu. Już ponad sto lat temu Heinz zaczął masowo produkować gotowe dania w puszkach, a w 1900 r. - pierwszy na świecie w swej branży - zrezygnował z dodawania do żywności konserwantów i sztucznych barwników. Kiedy w 1869 r. Henry John Heinz wraz z Clarence'em Noble'em zakładali firmę, podstawowymi składnikami menu były w USA pieczywo, ziemniaki i suszone lub wędzone mięso. To Heinz przekonał Amerykanów do kupowania przetworów z pomidorów, ogórków czy fasoli i do tego, że jedzenie ze sklepu może być tak smaczne jak domowe. Obecny dziś w dwustu państwach koncern spopularyzował na świecie m.in. fasolkę po bretońsku. W Polsce należy też do niego 25 proc. rynku keczupu.
Republikańscy wyborcy mają dziś jednak wątpliwości, czy powinni kupować produkty Heinza. Współwłaścicielką legendarnej rodzinnej firmy jest bowiem Teresa Heinz-Kerry, żona Johna Kerry'ego - kandydata demokratów na prezydenta. Radykalni zwolennicy prezydenta Busha bojkotują więc wyroby Heinza, by się nie przyczyniać do pomnażania majątku przeciwników politycznych. Gdyby Kerry zwyciężył w nadchodzących wyborach, byłby - dzięki fortunie swej żony - drugim najbogatszym (po Johnie F. Kennedym) prezydentem w historii USA.
Biznes do chrzanu
"Świat czeka na producenta, który postawi jakość na pierwszym miejscu" - zapisał w 1861 r. w swoim dzienniku Henry John Heinz. Urodzony w 1844 r. w Pensylwanii syn ubogich emigrantów z Bawarii już jako nastolatek rozkręcił własny biznes, sprzedając tarty chrzan przygotowywany według receptury swojej matki. W odróżnieniu od konkurentów nie dodawał do niego tańszych składników, które zwiększałyby objętość produktu (na przykład rzepy).
Pierwsze rynkowe sukcesy przetworów Heinza sprawiły, że z wysokiej jakości produktów uczynił on swój znak rozpoznawczy, a konkurentom narzucił wyśrubowane standardy. Pod koniec XIX wieku wraz z dr. Harveyem Wileyem, ówczesnym głównym chemikiem w Departamencie Rolnictwa USA, Heinz poprowadził kampanię przeciwko dodawaniu do żywności sztucznych barwników i konserwantów - zakończyła się ona w 1906 r. uchwaleniem przez Kongres prawa o czystości produktów spożywczych.
Do usŁug we fraku i meloniku
Koncern Heinz, który w 1997 r. kupił w Polsce znaną firmę spożywczą i markę Pudliszki, stał się globalną firmą długo przed tym, jak ukuto pojęcie globalizacji. Już w 1886 r. założyciel koncernu złożył nie zapowiedzianą wizytę w firmie Fortnum & Mason w Londynie, która zaopatrywała dwór królewski. Ubrany we frak i jedwabny melonik zrobił bardzo dobre wrażenie na właścicielach angielskiej firmy. Zostawił im próbki siedmiu produktów i - ku swemu zaskoczeniu - dowiedział się, że Brytyjczycy od razu chcą je zamówić.
Łatwość, z jaką znalazł klientów w Wielkiej Brytanii, zainspirowała go do poszukiwania kolejnych rynków. W 1906 r. otworzył przedstawicielstwo w Kanadzie, rozwinął też sieć sprzedaży w Meksyku. Przed śmiercią, w 1918 r., Heinz zdążył odwiedzić kilkanaście krajów, m.in. Japonię, Niemcy, Rosję, a także Polskę, i otworzyć tam biura handlowe. Później amerykański potentat wykupywał lokalnych producentów gotowej żywności i sprzedawał produkty pod własną marką i ich markami.
Desant do menaŻek
Kiedy Heinz zakładał firmę, twierdził, że jego przetwory ulżą doli kobiet, które musiały przygotowywać posiłki dla całej rodziny. Szybko okazało się, że gotowe dania to hit rynkowy, bo coraz więcej kobiet podejmowało pracę zarobkową i w ogóle nie miało czasu gotować w domu. Rosnący popyt na przetwory doprowadził też do znaczącego spadku ich cen - żywność w puszkach pod koniec XIX wieku była luksusem, ale już w początkach XX wieku w USA stać było na nią lepiej zarabiających robotników.
Heinz szybko dostosowywał się do zmieniającej się rzeczywistości. Kiedy Amerykanie przystąpili do II wojny światowej, zaczął produkować dla żołnierzy dania polowe (po lądowaniu aliantów w Normandii jego produkty trafiły do Francji i dalej na wschód). Gdy nastała era podróży lotniczych, podpisał wiele umów z firmami cateringowymi - pasażerom głównych amerykańskich linii lotniczych serwowano posiłki przygotowywane z wyrobów koncernu.
Koncern w konserwie
Heinz to największa mała firma na świecie - zauważył ostatnio "The New York Times". Rodzina Heinzów w latach 80. wycofała się z bieżącego zarządzania koncernem, pozostawiając je w rękach zawodowych menedżerów. Styl kierowania firmą niewiele się jednak zmienił od chwili jej powstania. Szefowie Heinza w centrali mieszczącej się na 59. i 60. piętrze wieżowca USX Tower w Pittsburghu - jak przed laty - większość spraw załatwiają, kontaktując się osobiście lub telefonicznie. Zmiany kadrowe w koncernie są niewielkie (prezes Bill Johnson jest zaledwie szóstym szefem Heinza w 135-letniej historii firmy!). Menedżerowie często odwiedzają zagraniczne filie koncernu i zawsze są w kontakcie z centralą. W 1983 r., gdy terrorysta groził zatruciem produkowanego przez Heinza jedzenia dla dzieci, ówczesny prezes koncernu Anthony O'Reilly wprost z przyjęcia z okazji 75. urodzin Jacka Heinza, jednego z członków rodziny (gościła na nim m.in. królowa Elżbieta II), przeniósł się na spotkanie powołanego ad hoc sztabu kryzysowego.
Dziś menedżerom Heinza humor psują obawy o wplątanie koncernu w walkę polityczną, która może zaszkodzić jego interesom. Ironią losu jest to, że małżonka lidera demokratów Teresa Heinz-Kerry odziedziczyła udziały w spożywczym imperium po swym pierwszym mężu Johnie Henrym Heinzu III (zginął w 1991 r. w katastrofie lotniczej w wieku 53 lat), który był senatorem Partii Republikańskiej. Koncern odcina się od związków z obecną kampanią prezydencką, podkreślając, że żona Johna Kerry'ego sprzedała większość swoich akcji Heinza (ma ich jeszcze około 4 proc., a jej majątek jest szacowany na 550 mln USD) i nie ma wpływu na zarządzanie spółką. Problem bojkotu towarów spędza jednak kierownictwu firmy sen z powiek. Wątpliwe jednak, by polityka była w stanie poważnie zaszkodzić Heinzowi, który z powodzeniem przetrwał setki kryzysów. Dość powiedzieć, że z 63 firm spożywczych, które działały w Pittsburghu w 1873 r., tylko Heinz istnieje do dziś.
Biznes do chrzanu
"Świat czeka na producenta, który postawi jakość na pierwszym miejscu" - zapisał w 1861 r. w swoim dzienniku Henry John Heinz. Urodzony w 1844 r. w Pensylwanii syn ubogich emigrantów z Bawarii już jako nastolatek rozkręcił własny biznes, sprzedając tarty chrzan przygotowywany według receptury swojej matki. W odróżnieniu od konkurentów nie dodawał do niego tańszych składników, które zwiększałyby objętość produktu (na przykład rzepy).
Pierwsze rynkowe sukcesy przetworów Heinza sprawiły, że z wysokiej jakości produktów uczynił on swój znak rozpoznawczy, a konkurentom narzucił wyśrubowane standardy. Pod koniec XIX wieku wraz z dr. Harveyem Wileyem, ówczesnym głównym chemikiem w Departamencie Rolnictwa USA, Heinz poprowadził kampanię przeciwko dodawaniu do żywności sztucznych barwników i konserwantów - zakończyła się ona w 1906 r. uchwaleniem przez Kongres prawa o czystości produktów spożywczych.
Do usŁug we fraku i meloniku
Koncern Heinz, który w 1997 r. kupił w Polsce znaną firmę spożywczą i markę Pudliszki, stał się globalną firmą długo przed tym, jak ukuto pojęcie globalizacji. Już w 1886 r. założyciel koncernu złożył nie zapowiedzianą wizytę w firmie Fortnum & Mason w Londynie, która zaopatrywała dwór królewski. Ubrany we frak i jedwabny melonik zrobił bardzo dobre wrażenie na właścicielach angielskiej firmy. Zostawił im próbki siedmiu produktów i - ku swemu zaskoczeniu - dowiedział się, że Brytyjczycy od razu chcą je zamówić.
Łatwość, z jaką znalazł klientów w Wielkiej Brytanii, zainspirowała go do poszukiwania kolejnych rynków. W 1906 r. otworzył przedstawicielstwo w Kanadzie, rozwinął też sieć sprzedaży w Meksyku. Przed śmiercią, w 1918 r., Heinz zdążył odwiedzić kilkanaście krajów, m.in. Japonię, Niemcy, Rosję, a także Polskę, i otworzyć tam biura handlowe. Później amerykański potentat wykupywał lokalnych producentów gotowej żywności i sprzedawał produkty pod własną marką i ich markami.
Desant do menaŻek
Kiedy Heinz zakładał firmę, twierdził, że jego przetwory ulżą doli kobiet, które musiały przygotowywać posiłki dla całej rodziny. Szybko okazało się, że gotowe dania to hit rynkowy, bo coraz więcej kobiet podejmowało pracę zarobkową i w ogóle nie miało czasu gotować w domu. Rosnący popyt na przetwory doprowadził też do znaczącego spadku ich cen - żywność w puszkach pod koniec XIX wieku była luksusem, ale już w początkach XX wieku w USA stać było na nią lepiej zarabiających robotników.
Heinz szybko dostosowywał się do zmieniającej się rzeczywistości. Kiedy Amerykanie przystąpili do II wojny światowej, zaczął produkować dla żołnierzy dania polowe (po lądowaniu aliantów w Normandii jego produkty trafiły do Francji i dalej na wschód). Gdy nastała era podróży lotniczych, podpisał wiele umów z firmami cateringowymi - pasażerom głównych amerykańskich linii lotniczych serwowano posiłki przygotowywane z wyrobów koncernu.
Koncern w konserwie
Heinz to największa mała firma na świecie - zauważył ostatnio "The New York Times". Rodzina Heinzów w latach 80. wycofała się z bieżącego zarządzania koncernem, pozostawiając je w rękach zawodowych menedżerów. Styl kierowania firmą niewiele się jednak zmienił od chwili jej powstania. Szefowie Heinza w centrali mieszczącej się na 59. i 60. piętrze wieżowca USX Tower w Pittsburghu - jak przed laty - większość spraw załatwiają, kontaktując się osobiście lub telefonicznie. Zmiany kadrowe w koncernie są niewielkie (prezes Bill Johnson jest zaledwie szóstym szefem Heinza w 135-letniej historii firmy!). Menedżerowie często odwiedzają zagraniczne filie koncernu i zawsze są w kontakcie z centralą. W 1983 r., gdy terrorysta groził zatruciem produkowanego przez Heinza jedzenia dla dzieci, ówczesny prezes koncernu Anthony O'Reilly wprost z przyjęcia z okazji 75. urodzin Jacka Heinza, jednego z członków rodziny (gościła na nim m.in. królowa Elżbieta II), przeniósł się na spotkanie powołanego ad hoc sztabu kryzysowego.
Dziś menedżerom Heinza humor psują obawy o wplątanie koncernu w walkę polityczną, która może zaszkodzić jego interesom. Ironią losu jest to, że małżonka lidera demokratów Teresa Heinz-Kerry odziedziczyła udziały w spożywczym imperium po swym pierwszym mężu Johnie Henrym Heinzu III (zginął w 1991 r. w katastrofie lotniczej w wieku 53 lat), który był senatorem Partii Republikańskiej. Koncern odcina się od związków z obecną kampanią prezydencką, podkreślając, że żona Johna Kerry'ego sprzedała większość swoich akcji Heinza (ma ich jeszcze około 4 proc., a jej majątek jest szacowany na 550 mln USD) i nie ma wpływu na zarządzanie spółką. Problem bojkotu towarów spędza jednak kierownictwu firmy sen z powiek. Wątpliwe jednak, by polityka była w stanie poważnie zaszkodzić Heinzowi, który z powodzeniem przetrwał setki kryzysów. Dość powiedzieć, że z 63 firm spożywczych, które działały w Pittsburghu w 1873 r., tylko Heinz istnieje do dziś.
Polski Heinz |
---|
Co trzeci koncentrat pomidorowy, co czwarty keczup i co czwarta puszka warzyw sprzedawane w Polsce to produkty koncernu Heinz. Amerykańska firma kupiła w 1997 r. kontrolny pakiet akcji fabryki w Pudliszkach, a w 2002 r. udziały w zakładach spożywczych w Międzychodzie i Wodzisławiu (zainwestowała w nie 35 mln USD). Dziś zakłady Heinza w Polsce wytwarzają 36 tys. ton artykułów spożywczych rocznie (ponad dwa raz więcej niż w 1997 r. ), a pomidory uprawiane w Oazie Natury (tak nazwano plantacje warzyw nadzorowane przez pracowników koncernu) dorównują jakością portugalskim, uważanym za najlepsze na świecie. W ostatnim roku (kończącym się w maju 2004 r.) przychody Heinza ze sprzedaży w Polsce wyniosły 266 mln zł. |
Więcej możesz przeczytać w 32/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.