Wmówiono nam, że żyjemy w okrutnym państwie, w którym brakuje minimalnej opieki socjalnej Sprowokowany przez zachodnioeuropejskiego postępowca stwierdzeniem, że jednak nie znaleziono w Iraku wea-pons of mass destruction - WMD, czyli broni masowego rażenia, odpowiedziałem, że jeśli ktoś nie chce słuchać i patrzeć, to mu nikt i nic nie pomoże. A ponadto od broni masowego rażenia w naszym świecie groźniejsze są weapons of mass distortion, czyli broń masowego ogłupiania. I nie miałem tu bynajmniej na myśli tylko sprawy Iraku. Kłamią politycy, dziennikarze, naukowcy, aktywiści pozarządowych grup nacisku. W przyzwoitych zazwyczaj mediach brytyjskich spreparowano fikcyjne dowody torturowania jeńców przez ich wojska. Ale jakoś nie słychać w mediach dyskusji o potrzebie obiektywizmu i granicach zaangażowania po tej czy innej stronie politycznych sporów. Nienawiść, z jaką przyjęto w mediach - brytyjskich właśnie - tzw. raport lorda Huttona (wskazujący, że to raczej one, a nie rząd, były nie w porządku w sprawie celowych zniekształcających przecieków ze strony rządowego eksperta, tzw. sprawa Kelly'ego), pokazuje, jak dalece dziennikarze zatracili poczucie przyzwoitości. Nie tylko tam zresztą - i nie tylko oni. Poniżej trzy przykłady z ostatniego okresu.
Mistrzowie gatunku
W Cannes antyamerykańskie aberracje wzięły w tym roku górę i nagrodzono tam film "Fahrenheit 9/11", którego reżyser nie kryje celu, jakim jest zaszkodzenie prezydentowi Bushowi. Film rzeczywiście zasługuje na wyróżnienie. Tyle że raczej na jakimś festiwalu filmów totalitarnej propagandy. Nie wiem, czy Michael Moore brał lekcje u Leni Riefenstahl, mistrzyni gatunku z czasów III Rzeszy, lub u uczniów Andrieja Żdanowa, szefa stalinowskiej propagandy. Być może jest naturszczykiem tego gatunku i insynuacje, półprawdy oraz kłamstwa w tym właśnie stylu wychodzą u niego zupełnie naturalnie.
Pomijając atmosferę nie skrywanej nienawiści, w filmie widzimy głównie takie scenki: na przykład prezydent Bush z wizytą w przedszkolu czyta dzieciom bajkę. Przychodzi ktoś ze świty prezydenta i informuje go po cichu o ataku na World Trade Center. Prezydent, nim decyduje się coś zrobić, przez kilka minut siedzi bez ruchu. Podtekst: patrzcie, oto prezydent zaatakowanego kraju nie jest w stanie podjąć decyzji, a tu kraj czeka na stanowcze kroki.
Być może Michael Moore najpierw coś robi, a potem myśli (nie byłoby to zresztą dla mnie zaskoczeniem), ale rozsądny człowiek najpierw myśli, a potem działa. Pięć czy dziesięć minut miałoby może znaczenie w razie zmasowanego ataku rakietowego, ale nie w wypadku ataku czterech samolotów porwanych przez grupkę muzułmańskich szaleńców. Ale Moore propagandysta nie liczy przecież na myślącego widza!
Albo inny kwiatek - rzekome konszachty Busha z rodziną bin Ladena, której pozwolono wyjechać z USA po ataku Al-Kai-dy. Słowa nie ma w filmie, że ta rodzina wyrzekła się parszywej owcy i zerwała kontakty z Osamą kilkanaście lat wcześniej. Ani o tym, że pozwolono im wyjechać po sprawdzeniu, że nie mają żadnych użytecznych informacji. I że tę decyzję zaakceptował główny specjalista ds. zwalczania terroryzmu w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, a późniejszy krytyk prezydenta Busha. I tak dalej, i dalej, reżyser snuje swoją pokrętną opowieść, licząc na ludzi bezrefleksyjnych, jakich nie brak w żadnym społeczeństwie, także amerykańskim.
Licznik ciepła
Wojna ze zdrowym rozsądkiem, prawdą, naszą wolnością i dobrobytem prowadzona przy użyciu broni masowego ogłupiania trwa od lat. Ponad dekadę ciągnie się sprawa będąca najprawdopodobniej największym przekrętem ostatnich dziesięcioleci. Chodzi o to, co wiąże się z tzw. traktatem z Kioto. Ma on (rzekomo) zapobiec wzrostowi temperatury na naszym globie.
Masowe ogłupianie polega na tym, że przynajmniej z trzech powodów jest on - nawet z punktu widzenia oficjalnych celów - nonsensem! Po pierwsze, wcale nie jest pewne, że mamy do czynienia z trwałym ociepleniem. Dowody na to są słabe; wycofali się z nich nawet niektórzy twórcy hipotezy o ocieplaniu ziemskiej atmosfery.
Po drugie, nawet jeśli klimat się ociepla, to jest więcej niż wątpliwe, że przyczyną tego są działania ludzi. Geolodzy jednoznacznie dowodzą, że okresy gwałtownego ochłodzenia i ocieplenia następowały w poprzedzających dziesiątkach tysięcy lat niezależnie od działalności człowieka (niezwykle wówczas ograniczonej)!
Po trzecie, nawet gdyby klimatolodzy, wspierający ich ekowojownicy i prący do wprowadzenia rozmaitych ograniczeń politycy mieli przypadkiem rację, to traktat z Kioto miałby wpłynąć jedynie na kilka procent wzrostu zanieczyszczeń! Poza Zachodem reszta producentów zanieczyszczeń jest bowiem wyłączona spod rygorów tego traktatu!
Klimat dla sprawiedliwości
Pełni nienawiści do zachodniej cywilizacji wyznawcy urawniłowki uznali najwyraźniej, że jeśli wprowadzi się ograniczenia zużycia paliw przez Zachód, to koszty tej operacji spowolnią tam tempo wzrostu gospodarczego, co zmniejszy różnice w poziomie rozwoju między światem zachodnim a biedniejszymi krajami.
Oczywiście socjaliści różnej maści rzadko oficjalnie formułują takie opinie. Czasami jednak, nieprzezornie, podniosą przyłbicę. Chciałbym tu przytoczyć (za książką prof. Przemysława Mastalerza o kłamstwach ekologicznych) wypowiedź Chris-tine Stewart, kanadyjskiej minister ochrony środowiska: "Zmiana klimatu stwarza największą szansę osiągnięcia sprawiedliwości i równości na świecie". A Maurice Strong, sekretarz generalny konferencji Szczyt Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r., od której zaczęła się polityczna część tego przekrętu, powiedział: "Czyż jedyną nadzieją polityczną naszej planety nie jest załamanie cywilizacji przemysłowej? Czyż nie jest naszym obowiązkiem spowodowanie takiego załamania?".
Deklaracje socjalistycznych oszołomów nie pozostawiają wątpliwości, jakim celom naprawdę ma służyć wprowadzenie w życie traktatu z Kioto. To, czego chcą jawni i ukryci zwolennicy urawniłowki, to jedno, a szanse osiągnięcia ich celów za pośrednictwem zaproponowanych środków - to drugie (i równe zeru). Wzrost gospodarczy w krajach rozwijających się jest bowiem tym wyższy, im wyższy jest wzrost w krajach bogatych, kupujących ich produkty. Tak więc użycie broni masowego ogłupiania przyniesie jedynie gospodarcze straty, które - jak zwykle w takich wypadkach - będą większe w krajach biedniejszych.
Okrutny neoliberalizm
Stosowanie WMD, czyli broni masowego ogłupiania, nie ogranicza się jedynie do świata globalnej polityki. Ta broń jest również stosowana - niestety, z powodzeniem - w Polsce. Sukcesem szerokiego frontu ekonomicznych analfabetów, od SLD i "Solidarności" w latach poprzednich, do Lepperów i elpeerów (z PSL i PiS na dokładkę) obecnie, jest wmówienie większości obywateli, że żyjemy w okrutnym neoliberalnym państwie, w którym brak minimalnej nawet opieki socjalnej.
Ludzie dali się ogłupić i naprawdę w to wierzą! Niewykształceni i wykształceni. Z wszystkich warstw i klas. Na niedawnym egzaminie uczelnianym na pytanie dotyczące źródeł sukcesu tzw. azjatyckich tygrysów kilkoro studentów wymieniło - i słusznie!
- niskie wydatki publiczne tych krajów, dodając przy tym: "tak jak w Polsce". To, że my nie odnieśliśmy takiego sukcesu jak owe tygrysy, wcale nie zamąciło im toku rozumowania. Zdziwiliby się zapewne, gdyby pamiętali podane im podczas wykładu różnice: Hongkong w ostatnich trzech dekadach wydawał średnio 12 proc. PKB, a Polska postkomunistyczna w roku najniższych wydatków publicznych ponad 40 proc. PKB, w 2003 r. około 43 proc. PKB!
Ludzie wierzą jednak w te głupoty, bo powtarzane do znudzenia przez polityków, dziennikarzy i (sui generis) intelektualistów stały się już nieprawdą obiegową. A ja tak chciałbym żyć w zamożnym państwie, w którym wydatki publiczne są "jak w Hongkongu"! Tyle że jest to marzenie ściętej głowy. Broń masowego ogłupiania robi swoje...
W Cannes antyamerykańskie aberracje wzięły w tym roku górę i nagrodzono tam film "Fahrenheit 9/11", którego reżyser nie kryje celu, jakim jest zaszkodzenie prezydentowi Bushowi. Film rzeczywiście zasługuje na wyróżnienie. Tyle że raczej na jakimś festiwalu filmów totalitarnej propagandy. Nie wiem, czy Michael Moore brał lekcje u Leni Riefenstahl, mistrzyni gatunku z czasów III Rzeszy, lub u uczniów Andrieja Żdanowa, szefa stalinowskiej propagandy. Być może jest naturszczykiem tego gatunku i insynuacje, półprawdy oraz kłamstwa w tym właśnie stylu wychodzą u niego zupełnie naturalnie.
Pomijając atmosferę nie skrywanej nienawiści, w filmie widzimy głównie takie scenki: na przykład prezydent Bush z wizytą w przedszkolu czyta dzieciom bajkę. Przychodzi ktoś ze świty prezydenta i informuje go po cichu o ataku na World Trade Center. Prezydent, nim decyduje się coś zrobić, przez kilka minut siedzi bez ruchu. Podtekst: patrzcie, oto prezydent zaatakowanego kraju nie jest w stanie podjąć decyzji, a tu kraj czeka na stanowcze kroki.
Być może Michael Moore najpierw coś robi, a potem myśli (nie byłoby to zresztą dla mnie zaskoczeniem), ale rozsądny człowiek najpierw myśli, a potem działa. Pięć czy dziesięć minut miałoby może znaczenie w razie zmasowanego ataku rakietowego, ale nie w wypadku ataku czterech samolotów porwanych przez grupkę muzułmańskich szaleńców. Ale Moore propagandysta nie liczy przecież na myślącego widza!
Albo inny kwiatek - rzekome konszachty Busha z rodziną bin Ladena, której pozwolono wyjechać z USA po ataku Al-Kai-dy. Słowa nie ma w filmie, że ta rodzina wyrzekła się parszywej owcy i zerwała kontakty z Osamą kilkanaście lat wcześniej. Ani o tym, że pozwolono im wyjechać po sprawdzeniu, że nie mają żadnych użytecznych informacji. I że tę decyzję zaakceptował główny specjalista ds. zwalczania terroryzmu w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego, a późniejszy krytyk prezydenta Busha. I tak dalej, i dalej, reżyser snuje swoją pokrętną opowieść, licząc na ludzi bezrefleksyjnych, jakich nie brak w żadnym społeczeństwie, także amerykańskim.
Licznik ciepła
Wojna ze zdrowym rozsądkiem, prawdą, naszą wolnością i dobrobytem prowadzona przy użyciu broni masowego ogłupiania trwa od lat. Ponad dekadę ciągnie się sprawa będąca najprawdopodobniej największym przekrętem ostatnich dziesięcioleci. Chodzi o to, co wiąże się z tzw. traktatem z Kioto. Ma on (rzekomo) zapobiec wzrostowi temperatury na naszym globie.
Masowe ogłupianie polega na tym, że przynajmniej z trzech powodów jest on - nawet z punktu widzenia oficjalnych celów - nonsensem! Po pierwsze, wcale nie jest pewne, że mamy do czynienia z trwałym ociepleniem. Dowody na to są słabe; wycofali się z nich nawet niektórzy twórcy hipotezy o ocieplaniu ziemskiej atmosfery.
Po drugie, nawet jeśli klimat się ociepla, to jest więcej niż wątpliwe, że przyczyną tego są działania ludzi. Geolodzy jednoznacznie dowodzą, że okresy gwałtownego ochłodzenia i ocieplenia następowały w poprzedzających dziesiątkach tysięcy lat niezależnie od działalności człowieka (niezwykle wówczas ograniczonej)!
Po trzecie, nawet gdyby klimatolodzy, wspierający ich ekowojownicy i prący do wprowadzenia rozmaitych ograniczeń politycy mieli przypadkiem rację, to traktat z Kioto miałby wpłynąć jedynie na kilka procent wzrostu zanieczyszczeń! Poza Zachodem reszta producentów zanieczyszczeń jest bowiem wyłączona spod rygorów tego traktatu!
Klimat dla sprawiedliwości
Pełni nienawiści do zachodniej cywilizacji wyznawcy urawniłowki uznali najwyraźniej, że jeśli wprowadzi się ograniczenia zużycia paliw przez Zachód, to koszty tej operacji spowolnią tam tempo wzrostu gospodarczego, co zmniejszy różnice w poziomie rozwoju między światem zachodnim a biedniejszymi krajami.
Oczywiście socjaliści różnej maści rzadko oficjalnie formułują takie opinie. Czasami jednak, nieprzezornie, podniosą przyłbicę. Chciałbym tu przytoczyć (za książką prof. Przemysława Mastalerza o kłamstwach ekologicznych) wypowiedź Chris-tine Stewart, kanadyjskiej minister ochrony środowiska: "Zmiana klimatu stwarza największą szansę osiągnięcia sprawiedliwości i równości na świecie". A Maurice Strong, sekretarz generalny konferencji Szczyt Ziemi w Rio de Janeiro w 1992 r., od której zaczęła się polityczna część tego przekrętu, powiedział: "Czyż jedyną nadzieją polityczną naszej planety nie jest załamanie cywilizacji przemysłowej? Czyż nie jest naszym obowiązkiem spowodowanie takiego załamania?".
Deklaracje socjalistycznych oszołomów nie pozostawiają wątpliwości, jakim celom naprawdę ma służyć wprowadzenie w życie traktatu z Kioto. To, czego chcą jawni i ukryci zwolennicy urawniłowki, to jedno, a szanse osiągnięcia ich celów za pośrednictwem zaproponowanych środków - to drugie (i równe zeru). Wzrost gospodarczy w krajach rozwijających się jest bowiem tym wyższy, im wyższy jest wzrost w krajach bogatych, kupujących ich produkty. Tak więc użycie broni masowego ogłupiania przyniesie jedynie gospodarcze straty, które - jak zwykle w takich wypadkach - będą większe w krajach biedniejszych.
Okrutny neoliberalizm
Stosowanie WMD, czyli broni masowego ogłupiania, nie ogranicza się jedynie do świata globalnej polityki. Ta broń jest również stosowana - niestety, z powodzeniem - w Polsce. Sukcesem szerokiego frontu ekonomicznych analfabetów, od SLD i "Solidarności" w latach poprzednich, do Lepperów i elpeerów (z PSL i PiS na dokładkę) obecnie, jest wmówienie większości obywateli, że żyjemy w okrutnym neoliberalnym państwie, w którym brak minimalnej nawet opieki socjalnej.
Ludzie dali się ogłupić i naprawdę w to wierzą! Niewykształceni i wykształceni. Z wszystkich warstw i klas. Na niedawnym egzaminie uczelnianym na pytanie dotyczące źródeł sukcesu tzw. azjatyckich tygrysów kilkoro studentów wymieniło - i słusznie!
- niskie wydatki publiczne tych krajów, dodając przy tym: "tak jak w Polsce". To, że my nie odnieśliśmy takiego sukcesu jak owe tygrysy, wcale nie zamąciło im toku rozumowania. Zdziwiliby się zapewne, gdyby pamiętali podane im podczas wykładu różnice: Hongkong w ostatnich trzech dekadach wydawał średnio 12 proc. PKB, a Polska postkomunistyczna w roku najniższych wydatków publicznych ponad 40 proc. PKB, w 2003 r. około 43 proc. PKB!
Ludzie wierzą jednak w te głupoty, bo powtarzane do znudzenia przez polityków, dziennikarzy i (sui generis) intelektualistów stały się już nieprawdą obiegową. A ja tak chciałbym żyć w zamożnym państwie, w którym wydatki publiczne są "jak w Hongkongu"! Tyle że jest to marzenie ściętej głowy. Broń masowego ogłupiania robi swoje...
Więcej możesz przeczytać w 32/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.