Piotrusiu! Siedzę sobie oto we własnej kuchni i pieszczę wzrokiem wyjęte przed chwilą z bagaży słoiki ajvaru i sardeli konserwowanych w morskiej soli, torebeczki z inkaustem kałamarnic, butelki z rakiją i travaricą, słoiczki miodu rozmarynowego, szałwiowego i kasztanowego, flasze domowej oliwy i dziesiątki innych delikatesów. Tak jest, właśnie wróciłem z Dalmacji i spieszę podzielić się z Tobą dziesiątkami wrażeń równie intensywnych, jak tamtejsze słońce i zapach południowych ziół. Pierwsze wrażenia zgoła niekulinarne: nad chorwacki Adriatyk jeszcze rok temu trzeba było się wlec wąskimi przepełnionymi drogami. Teraz do Splitu wiedzie nowiutka, zaczynająca się od samej granicy z Węgrami autostrada, jeszcze w dwóch miejscach nie wykończona (ma się to stać lada moment), lecz jakże skracająca podróż. Władze chorwackie zrozumiały to, czego nasze pojąć nie mogą - by myśleć poważnie o turystyce, trzeba najpierw zbudować porządne drogi. Jakaż żałość ogarnia człowieka, gdy znów wjeżdża na zakopiankę i cofa się o epokę.
Pozwól, że wrócę do przyjemniejszych tematów. Kuchnia dalmacka jest niezwykle prosta. Zawsze w pobliżu rośnie jakiś krzaczek rozmarynu, kępka szałwii, oregano czy tymianku, gaje oliwne są dominującą częścią krajobrazu, w takim klimacie najlepiej hoduje się owce i kozy, a w morzu pluskają ośmiornice, dorady, kalmary, barweny, homary, langusty i krewetki. Autochtoni więc specjalnie nie kombinują, tylko zajadają kozinę lub jagnięcinę z rusztu albo takoż przyrządzone ryby. Wszystko doprawiają oliwą i najczęściej rozmarynem, a upał każe im mieszać wino z wodą.
Kontynentalnym zwyczajem importowanym na wybrzeże jest pieczenie w całości na rożnie małych mlecznych prosiaków, które zwie się tu odojakami. Wielki to rarytas, zwłaszcza chrupiąca, rumiana skórka. W knajpach przy drogach kręcą się rożny, zamawiasz porcję, a kelner wykraja ci najlepiej dopieczony kawałek. Próbowałem raz tylko, bo jednak w takim miejscu należy się skupić na stworach morskich. Więc brałem często najpierw czarne risotto z mątwą, a potem kalmary z grilla, polane oliwą i posypane surowym czosnkiem oraz natką pietruszki. Albo sałatkę z ośmiornicy, a potem mule w białym winie z pomidorami i czosnkiem. To się nigdy nie nudzi.
Popijałem zimniutką malwaziję, zmieszaną z wodą sodową, na koniec espresso i kieliszeczek winogronowej rakiji, czyli tamtejszej grappy, i powiadam Ci - życie czasami jednak bywa piękne.
Twój kontenty RM
Drogi Przyjacielu!
Ja wakacje spędzam na wsi pod Mszczonowem, gdzie z grupką aktorów przygotowuję kolejne przedstawienie. Szczerze zazdroszczę Ci chorwackich przysmaków, ale zapewniam, że my tutaj też mamy sporo kulinarnych przyjemności.
Przede wszystkim buszujemy po tutejszym ogródku, który właśnie przeżywa swoje najzieleńsze chwile w roku. Pomidory nie zdążyły jeszcze się zaczerwienić, za to botwina swój najlepszy okres ma już za sobą (ach, jakie pyszne z niej były zupy!). Przeprowadziliśmy ciekawe eksperymenty z młodziutkim bobem i okazało się, że z powodzeniem można gotować go i jeść w całych strąkach, pod warunkiem jednakże, że jest to bób bardzo młody, zanim strąki staną się łykowate.
Naszym największym kulinarnym sukcesem okazała się jednak pasta ze świeżo zerwanych liści chrzanu, szczawiu, szpinaku i pietruszki, zmielonych w elektrycznej maszynce do mięsa razem z nasionami słonecznika (zeszłorocznymi, ma się rozumieć) i potężną dawką czosnku, następnie wymieszanych z dobrą oliwą. Ma cudowny, intensywnie zielony kolor, a pachnie tak, jakbyś leżał na łące z nosem w trawie - fantastyczna sprawa! Nie wiemy jeszcze, jak nazwać nasze nowe odkrycie, jedni preferują poetycki "czar Badowa" (od nazwy naszej wsi), inni wolą "pesto alla Polacca", co merytorycznie jest wcale poprawne, bo choć smak naszej pasty jest dość różny od włoskiej kombinacji z bazylią i orzeszkami piniowymi, to jednak podobna jest nie tylko technologia, ale i zastosowanie - jemy to wymieszane z gorącym spaghetti. Zasadnicze znaczenie dla tej kompozycji ma wielce charakterystyczny smak liści chrzanu.
Dzięki "czarowi Badowa" moje życie nabrało nagle nowego pięknego sensu, o czym zawiadamia
Bikont o Intensywnie Zielonym Zapachu
Kontynentalnym zwyczajem importowanym na wybrzeże jest pieczenie w całości na rożnie małych mlecznych prosiaków, które zwie się tu odojakami. Wielki to rarytas, zwłaszcza chrupiąca, rumiana skórka. W knajpach przy drogach kręcą się rożny, zamawiasz porcję, a kelner wykraja ci najlepiej dopieczony kawałek. Próbowałem raz tylko, bo jednak w takim miejscu należy się skupić na stworach morskich. Więc brałem często najpierw czarne risotto z mątwą, a potem kalmary z grilla, polane oliwą i posypane surowym czosnkiem oraz natką pietruszki. Albo sałatkę z ośmiornicy, a potem mule w białym winie z pomidorami i czosnkiem. To się nigdy nie nudzi.
Popijałem zimniutką malwaziję, zmieszaną z wodą sodową, na koniec espresso i kieliszeczek winogronowej rakiji, czyli tamtejszej grappy, i powiadam Ci - życie czasami jednak bywa piękne.
Twój kontenty RM
Drogi Przyjacielu!
Ja wakacje spędzam na wsi pod Mszczonowem, gdzie z grupką aktorów przygotowuję kolejne przedstawienie. Szczerze zazdroszczę Ci chorwackich przysmaków, ale zapewniam, że my tutaj też mamy sporo kulinarnych przyjemności.
Przede wszystkim buszujemy po tutejszym ogródku, który właśnie przeżywa swoje najzieleńsze chwile w roku. Pomidory nie zdążyły jeszcze się zaczerwienić, za to botwina swój najlepszy okres ma już za sobą (ach, jakie pyszne z niej były zupy!). Przeprowadziliśmy ciekawe eksperymenty z młodziutkim bobem i okazało się, że z powodzeniem można gotować go i jeść w całych strąkach, pod warunkiem jednakże, że jest to bób bardzo młody, zanim strąki staną się łykowate.
Naszym największym kulinarnym sukcesem okazała się jednak pasta ze świeżo zerwanych liści chrzanu, szczawiu, szpinaku i pietruszki, zmielonych w elektrycznej maszynce do mięsa razem z nasionami słonecznika (zeszłorocznymi, ma się rozumieć) i potężną dawką czosnku, następnie wymieszanych z dobrą oliwą. Ma cudowny, intensywnie zielony kolor, a pachnie tak, jakbyś leżał na łące z nosem w trawie - fantastyczna sprawa! Nie wiemy jeszcze, jak nazwać nasze nowe odkrycie, jedni preferują poetycki "czar Badowa" (od nazwy naszej wsi), inni wolą "pesto alla Polacca", co merytorycznie jest wcale poprawne, bo choć smak naszej pasty jest dość różny od włoskiej kombinacji z bazylią i orzeszkami piniowymi, to jednak podobna jest nie tylko technologia, ale i zastosowanie - jemy to wymieszane z gorącym spaghetti. Zasadnicze znaczenie dla tej kompozycji ma wielce charakterystyczny smak liści chrzanu.
Dzięki "czarowi Badowa" moje życie nabrało nagle nowego pięknego sensu, o czym zawiadamia
Bikont o Intensywnie Zielonym Zapachu
Pieczona ośmiornica z wyspy Hvar podaje Robert Makłowicz |
---|
Ośmiornicę rozmrozić. Do brytfanny wlać oliwę, włożyć ośmiornicę, ułożyć wokół połówki ziemniaków i ćwiartki cebuli, posolić, posypać igiełkami rozmarynu, przykryć i wstawić na około godzinę do piekarnika rozgrzanego do 180Ń C. Na kwadrans przed końcem zdjąć pokrywkę, wlać wino, dodać drobno posiekany czosnek, nieco pieprzu i razem zapiec. Ośmiornicę pokroić na kawałki, ułożyć całość na półmisku, polać sosem i posypać posiekaną natką. |
Więcej możesz przeczytać w 32/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.