Arabowie nie podbili północnej Hiszpanii, bo nie zbudowali, jak wcześniej Rzymianie, żadnej reduty "Pelayo, bądź gotów!" - takie napisy pojawiły się na murach miast w Asturii po marcowym zamachu islamskich terrorystów w Madrycie. Tylko znawcy historii Hiszpanii wiedzą, że Pelayo, pierwszy król Asturii, zadał w roku 718 decydujący cios Arabom. Od zwycięskiej bitwy pod Covadongą, gdzie był głównodowodzącym, rozpoczęła się reconquista, czyli czas wypierania Arabów z zajętych przez nich ziem. W końcu miało to doprowadzić do całkowitego usunięcia najeźdźców z półwyspu. Gdy w małej wiosce w górach, które otaczają dawne pole bitwy, zapytałem trzy stare kobiety, co sądzą o madryckim zamachu, odpowiedziały zgodnym chórem: "Gdyby żył Pelayo, już by ich pogonił!".
Kędy Maurowie z Asturii uciekali
W pobliżu XVIII-wiecznej bazyliki i o ponad tysiąc lat od niej starszej groty, w której Pelayo rzekomo się schronił, miejscowy przewodnik zwraca uwagę na zwężającą się ku południu dolinę, mówiąc: "Tędy Maurowie z Asturii uciekali". Bitwa pod Covadongą stanowiła punkt zwrotny w dziejach chrześcijaństwa i w dalszych losach islamu na hiszpańskiej ziemi. Dotarłem w głąb gór, zwanych tu Picos de Europa, którędy wiodła droga natarcia, a następnie odwrotu mauretańskich oddziałów. Do starcia pod Covadongą doszło zaledwie siedem lat od chwili, gdy w Gibraltarze, ówczesnym Dżabal Tarik, w wyniku zdrady wizygockiego notabla - Juliana - wylądowało 7 tys. żołnierzy marokańskich pod wodzą berberyjskiego wodza. Ten prawie natychmiast pomaszerował w głąb kraju, zdobywając Kordobę i Toledo. Runęło zmruszałe państwo Wizygotów, rozpoczął się długi proces arabizowania półwyspu.
Zwycięstwo pod Covadongą oraz kilka nieudanych prób Arabów wkroczenia na terytoria Asturii i Kantabrii upoważnia mieszkańców tych prowincji do żartów, że jedynie te skrawki ziemi nie przestały być nigdy prawdziwą Hiszpanią. Bo reszta kraju była zdobyta i systematycznie islamizowana. Prof. Philip H. Hitti z uniwersytetu w Princeton stwierdza: "Gdyby muzułmanie w VIII wieku zniszczyli ostatnie ślady potęgi chrześcijan w północnej części Hiszpanii, późniejsza historia tego kraju mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej".
Błąd Arabów
Jose Luis, właściciel hotelu La Ablaneda, położonego w pobliżu dawnej stolicy Asturii Cangas de Onis, powtarza z dumą tutejsze porzekadło, że Asturia nie jest północą Hiszpanii, lecz południem Anglii. Mieszkańcy tych ziem przypisują sobie "ocalenie chrześcijaństwa". Są też dumni z celtyckich - prawdziwych i wyimaginowanych - korzeni. Przy każdej okazji chętnie śpiewają piosenkę: "Asturio, ziemio mych młodych lat. Wrócę, jeśli nie zginę. Wejdę na drzewo i zerwę kwiat pełen rosy. I dam go mojej czarnulce, by go wpięła we włosy".
W Kantabrii, o którą także na chwilę zawadzili wycofujący się Maurowie, dyrektor kolejki na Fuente De - Angel de la Lama Alvarez de Miranda - zwraca uwagę na - jego zdaniem - błąd, który popełnili Arabowie w północnej Hiszpanii. Nie zbudowali oni, jak przedtem czynili to Rzymianie, żadnej reduty. Byli w ciągłym ruchu, dlatego nie pozostał po nich żaden materialny ślad. Przetrwały natomiast wcześniejsze rzymskie mury i liczne mosty.
W wiosce Liebana stoi kościółek zbudowany w X wieku w stylu mozarabskim: dzwonnica i łuki okienne wyraźnie nawiązują do marokańskiej architektury. Przed kościołem rośnie ogromny ponadtysiącletni cis. To piękne drzewo jest jak wspomnienie legendy o dramatycznej śmierci oddziału Arabów, który został okrążony przez chrześcijan w górach. Zamkniętym w potrzasku podano wywar z trującej kory cisa.
Zdobycie Asturii i Kantabrii okazało się trudniejszym zadaniem dla najeźdźców niż przemarsz przez cały półwysep. Trafili na zdeterminowany lud zajmujący te terytoria, spotkali wrogie warunki terenowe i klimatyczne. Można tam usłyszeć współczesną anegdotę o Arabach, którzy stali pod wodospadem, cierpliwie czekając, kiedy wreszcie przestanie lecieć woda. I snuje się analogię do przeszłości: widocznie agresorzy w VIII wieku czekali w górach, aż stopnieją śniegi.
Wyjątkowe księstwo
Wyprawa wąwozami w łańcuchu Picos de Europa, zwłaszcza 12-kilometrową, głęboką na tysiąc metrów rozpadliną Cares, to dramatyczniejsze przeżycie niż jazda rollercoasterem. W dolinach kwitną drzewa migdałowe, a intensywnie zielone łąki i ogrody wyglądają, jakby je ktoś posypał proszkiem z chlorofilu. To kraina, do której szczególnie tęsknią reemigranci, zwłaszcza z Ameryki Południowej, czyli Indianos, masowo obecnie wracający do ojczyzny, głównie w te strony.
Mieszkańcy Asturii uważają, że żyją w wyjątkowym miejscu, dlatego wolą określać swoją krainę mianem "księstwa". Księciem Asturii jest Filip, hiszpański następca tronu. Kiedy przewodnik w Oviedo wpisuje mi do notesu kolejnych królów Asturii, zdumiewa mnie jego wiedza i pamięć: Pelayo, Favila, Alfonso I, Fruela, aż do Alfonsa III. Dwunastu monarchów w ciągu dwustu pierwszych lat - przed rokiem 1388 księstwo Asturii znalazło się w jednoczącej się Hiszpanii.
W Santander opowiadano mi o przekomarzaniu się dwóch przyjaciół - Asturyjczyka i Kantabryjczyka. - Przechwalacie się w Asturii przegnaniem Arabów, ale i my w Kantabrii mieliśmy w tym swój udział - mówi Kanatabryjczyk. - Mieliście przez lata na terenie swojej prowincji główną siedzibę sztabu baskijskiej ETA, a nikomu tam włos z głowy nie spadł - odpowiada Asturyjczyk. - Ukryli się w pasterskiej chacie w górach, więc nikt nie miał pojęcia o ich istnieniu. To był chytry pomysł - schować się wśród wrogów...
W pobliżu XVIII-wiecznej bazyliki i o ponad tysiąc lat od niej starszej groty, w której Pelayo rzekomo się schronił, miejscowy przewodnik zwraca uwagę na zwężającą się ku południu dolinę, mówiąc: "Tędy Maurowie z Asturii uciekali". Bitwa pod Covadongą stanowiła punkt zwrotny w dziejach chrześcijaństwa i w dalszych losach islamu na hiszpańskiej ziemi. Dotarłem w głąb gór, zwanych tu Picos de Europa, którędy wiodła droga natarcia, a następnie odwrotu mauretańskich oddziałów. Do starcia pod Covadongą doszło zaledwie siedem lat od chwili, gdy w Gibraltarze, ówczesnym Dżabal Tarik, w wyniku zdrady wizygockiego notabla - Juliana - wylądowało 7 tys. żołnierzy marokańskich pod wodzą berberyjskiego wodza. Ten prawie natychmiast pomaszerował w głąb kraju, zdobywając Kordobę i Toledo. Runęło zmruszałe państwo Wizygotów, rozpoczął się długi proces arabizowania półwyspu.
Zwycięstwo pod Covadongą oraz kilka nieudanych prób Arabów wkroczenia na terytoria Asturii i Kantabrii upoważnia mieszkańców tych prowincji do żartów, że jedynie te skrawki ziemi nie przestały być nigdy prawdziwą Hiszpanią. Bo reszta kraju była zdobyta i systematycznie islamizowana. Prof. Philip H. Hitti z uniwersytetu w Princeton stwierdza: "Gdyby muzułmanie w VIII wieku zniszczyli ostatnie ślady potęgi chrześcijan w północnej części Hiszpanii, późniejsza historia tego kraju mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej".
Błąd Arabów
Jose Luis, właściciel hotelu La Ablaneda, położonego w pobliżu dawnej stolicy Asturii Cangas de Onis, powtarza z dumą tutejsze porzekadło, że Asturia nie jest północą Hiszpanii, lecz południem Anglii. Mieszkańcy tych ziem przypisują sobie "ocalenie chrześcijaństwa". Są też dumni z celtyckich - prawdziwych i wyimaginowanych - korzeni. Przy każdej okazji chętnie śpiewają piosenkę: "Asturio, ziemio mych młodych lat. Wrócę, jeśli nie zginę. Wejdę na drzewo i zerwę kwiat pełen rosy. I dam go mojej czarnulce, by go wpięła we włosy".
W Kantabrii, o którą także na chwilę zawadzili wycofujący się Maurowie, dyrektor kolejki na Fuente De - Angel de la Lama Alvarez de Miranda - zwraca uwagę na - jego zdaniem - błąd, który popełnili Arabowie w północnej Hiszpanii. Nie zbudowali oni, jak przedtem czynili to Rzymianie, żadnej reduty. Byli w ciągłym ruchu, dlatego nie pozostał po nich żaden materialny ślad. Przetrwały natomiast wcześniejsze rzymskie mury i liczne mosty.
W wiosce Liebana stoi kościółek zbudowany w X wieku w stylu mozarabskim: dzwonnica i łuki okienne wyraźnie nawiązują do marokańskiej architektury. Przed kościołem rośnie ogromny ponadtysiącletni cis. To piękne drzewo jest jak wspomnienie legendy o dramatycznej śmierci oddziału Arabów, który został okrążony przez chrześcijan w górach. Zamkniętym w potrzasku podano wywar z trującej kory cisa.
Zdobycie Asturii i Kantabrii okazało się trudniejszym zadaniem dla najeźdźców niż przemarsz przez cały półwysep. Trafili na zdeterminowany lud zajmujący te terytoria, spotkali wrogie warunki terenowe i klimatyczne. Można tam usłyszeć współczesną anegdotę o Arabach, którzy stali pod wodospadem, cierpliwie czekając, kiedy wreszcie przestanie lecieć woda. I snuje się analogię do przeszłości: widocznie agresorzy w VIII wieku czekali w górach, aż stopnieją śniegi.
Wyjątkowe księstwo
Wyprawa wąwozami w łańcuchu Picos de Europa, zwłaszcza 12-kilometrową, głęboką na tysiąc metrów rozpadliną Cares, to dramatyczniejsze przeżycie niż jazda rollercoasterem. W dolinach kwitną drzewa migdałowe, a intensywnie zielone łąki i ogrody wyglądają, jakby je ktoś posypał proszkiem z chlorofilu. To kraina, do której szczególnie tęsknią reemigranci, zwłaszcza z Ameryki Południowej, czyli Indianos, masowo obecnie wracający do ojczyzny, głównie w te strony.
Mieszkańcy Asturii uważają, że żyją w wyjątkowym miejscu, dlatego wolą określać swoją krainę mianem "księstwa". Księciem Asturii jest Filip, hiszpański następca tronu. Kiedy przewodnik w Oviedo wpisuje mi do notesu kolejnych królów Asturii, zdumiewa mnie jego wiedza i pamięć: Pelayo, Favila, Alfonso I, Fruela, aż do Alfonsa III. Dwunastu monarchów w ciągu dwustu pierwszych lat - przed rokiem 1388 księstwo Asturii znalazło się w jednoczącej się Hiszpanii.
W Santander opowiadano mi o przekomarzaniu się dwóch przyjaciół - Asturyjczyka i Kantabryjczyka. - Przechwalacie się w Asturii przegnaniem Arabów, ale i my w Kantabrii mieliśmy w tym swój udział - mówi Kanatabryjczyk. - Mieliście przez lata na terenie swojej prowincji główną siedzibę sztabu baskijskiej ETA, a nikomu tam włos z głowy nie spadł - odpowiada Asturyjczyk. - Ukryli się w pasterskiej chacie w górach, więc nikt nie miał pojęcia o ich istnieniu. To był chytry pomysł - schować się wśród wrogów...
Więcej możesz przeczytać w 35/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.