Na dnie swojej nędzy Polska dostała króla, i to takiego, o jakim śniła - pisał o Janie Pawle II Czesław Miłosz "Dominus adest et vocat te". Pan jesti woła cię - te słowa, skierowane do Karola Wojtyły w czasie październikowego konklawe przez jego dawnego nauczyciela z rzymskiego uniwersytetu, kardynała Fuerstenberga, rozpoczęły duchowo papieską drogę Jana Pawła II. Pan wezwał krakowskiego duszpasterza do służby Kościołowi powszechnemu, wezwał aktora podziemnego Teatru Rapsodycznego do odegrania najważniejszej życiowej roli - roli następcy świętego Piotra, który miał przeprowadzić ludzkość przez próg trzeciego milenium. Teraz Pan zawołał swego sługę do siebie.
Myślę o Polsce ateńskiej
Skończyła się ziemska droga papieża z Polski. Co to dla nas, jego rodaków, znaczy? W podstawowym sensie to samo co dla setek milionów osób na całym świecie, które - jak my - czują się osierocone po odejściu Jana Pawła II. Ale przecież ten papież służył i "miłował więcej niż inni" nie tylko Kościół powszechny, ale też specjalnie swoją rodzinną, polską "owczarnię". I za nią czuł się odpowiedzialny. Musimy o tym pamiętać, próbując zrozumieć, co Karol z Wadowic dla naszej wspólnoty zrobił i czego od niej - od nas - oczekiwał.
Karol Wojtyła wychował się w tradycji patriotycznej, której centrum był piastowski Wawel, Skałka, wielka tradycja romantycznej poezji, Polska ujęta w rapsodach Króla-Ducha Słowackiego, w namyśle Norwida nad polską pracą, w "teatrze Narodu" Wyspiańskiego. Osobiste doświadczenia czasu wojny i niemieckiej okupacji przyjmował w duchu tej tradycji i do niej nawracał świadomie od pierwszych prób literackich. Przykładem jego rozumienia polskości, złączonych z nią obowiązków i zadań może być już powstały w Wielkim Poście 1940 r. dramat "Jeremiasz". Nawiązujący do czasu klęski w wojnie z Turkami pod Cecorą w 1620 r., stawiał pytanie o reakcję na doświadczenie ostatecznego zagrożenia narodowego. Odpowiedzią było wezwanie do duchowej krucjaty. Polska miała ją przeciwstawić brutalnej sile obu zagrażających Europie i całemu chrześcijaństwu totalitaryzmów. Niewola narodowa miała wymusić na Polakach wielki czyn - nie zbrojny przede wszystkim, ale moralny i kulturalny.
Tę właśnie wizję Polski (a może także już swojej w niej roli), uformowaną ściśle w duchu mesjanizmu, młody Karol Wojtyła wyraził najdobitniej w liście do przyjaciela Mieczysława Kotlarczyka z listopada 1939 r.: "Myślę, że wyzwolenie nasze winno być bramą Chrystusową. Myślę o Polsce ateńskiej - ale od Aten całym ogromem chrystianizmu doskonalszej. I o takiej myśleli wieszczowie, prorocy babilońskiej niewoli. Naród upadł jak Izrael, bo nie poznał ideału mesjańskiego, ideału swojego, który był podniesiony jako żagiew - ale nie urzeczywistniony!".
Jak urzeczywistnić ów ideał? Jak przezwyciężyć rzeczywistość nowej, komunistycznej okupacji i uczynić z wyzwolenia Polski "bramę Chrystusową"? Te pytania nadal nurtować musiały młodego księdza, a potem biskupa Wojtyłę. I w ich kontekście trzeba chyba rozumieć jego działalność, która przywiedzie go w końcu na plac św. Piotra w Rzymie, skąd będzie wołał, jak echo powtarzając swoje słowa sprzed blisko 40 lat: "Otwórzcie drzwi Chrystusowi!". Wtedy on, papież z Polski, stał się klucznikiem "bramy Chrystusowej", otwierającym ją na cały świat.
Jestem synem narodu...
Do 1978 r. "Królem-Duchem" w szeregu wielkich przewodnik-w narodu i Kościoła był jednak niewątpliwie prymas Stefan Wyszyński, nie mniej niż jego o pokolenie młodszy współpracownik w episkopacie wczuwający się w mesjaniczną wizję Polski. Kardynał Wyszyński swój program podniesienia duchowego mas, budzenia w nich godności nie tylko dzieci Bożych, ale i dziedzic-w tysiącletniego narodu, realizował przez milenijne obchody: mobilizację Polak-w do walki w obronie krzyża i obecności Kościoła w życiu publicznym. Biskup krakowski Karol Wojtyła wpisywał się w ten sam scenariusz: od walki o krzyż w Nowej Hucie, przez stałą trosk" o opiekę duszpasterską nad robotnikami, mieszkańcami nowych, pozbawionych kościołów dzielnic przemysłowych, twarde wystąpienia w obronie ich praw, poparcie udzielone demokratycznej opozycji po 1976 r., aż po ciche wsparcie udzielane Kościołom w Czechach, na Ukrainie i Litwie - bardziej jeszcze doświadczonym.
Polska miała najpierw powstać sama, podnieść się
z kolan upodlenia, by pomagać dalej podnieść się innym swoim sąsiadom. I powstała. Wybór Jana Pawła II był przyj"ty przez niego samego jako opatrznościowe spełnienie zapowiedzi wyrażonej w wierszu Słowackiego o papieżu Słowianinie. Akceptował ten wybór jako potwierdzenie misji, którą rozważał już jako dwudziestoletni student. Misji obejmującej z chwilą wyboru papieża z Polski cały świat: "On rozda miłość, jak dziś mocarze/ Rozdają broń/ Sakramentalną moc on pokaże/ Świat wziąwszy w dłoń (...)".
Świat wziąwszy w dłoń - ten papież chciał światu pokazać, skąd wyrósł, chciał, by świat, Kościół powszechny, skorzystał z lekcji polskich dziej-w, o czym tak przejmująco mówił w paryskiej siedzibie UNESCO: "Jestem synem narodu, który przeżył najcięższe próby historii. Narodu wielokrotnie skazanego na śmierć przez jego sąsiadów, który jednak przeżył i pozostał sobą. Zachował swoją tożsamość i pomimo rozbiorów i okupacji zachował swoją narodową suwerenność w oparciu nie o zasoby sił fizycznych, ale wyłącznie w oparciu o swoją kulturę ". Sam był największym, najbardziej wiarygodnym świadkiem wielkości sił duchowych tego narodu, jego dziedzictwa kulturowego, był Polski najlepszym w historii reprezentantem przed światem.
Najważniejszy etap jego misji nastąpił podczas I pielgrzymki do ojczyzny. Mesjański sen zdawał się spełniać. Miliony Polak-w słowa jednego człowieka, nowego Kr-la-Ducha, podnosiły w bezkrwawej insurekcji. W następnym, 1980 r., roku "Solidarności", to powstanie stało się faktem. Z Polski wychodził sygnał końca komunistycznego imperium zła.
Nie możecie zdezerterować!
Walka miała trwać jeszcze prawie dziesięć lat. I w tej walce papież wziął na siebie krwawą ofiarę - w zamachu na placu św. Piotra 13 maja 1981 r. I znów nas podniósł - tą ofiarą. I pomógł przetrwać ofiary, które stały się znów udziałem Polak-w w stanie wojennym. Kolejne jego pielgrzymki, z 1983 r. i z 1987 r., także pamiętamy przez ich symboliczne skróty: kolejne obrazy zmagań o duszę narodu. Pamiętamy, jak w czasie spotkania w Belwederze pełniący honory gospodarza stanu wojennego generał Jaruzelski nie umiał w obliczu prawdziwego ojca tego narodu powstrzymać drżenia. Pamiętamy, jak cztery lata później Jan Paweł II pochylał się nad grobem ks. Jerzego Popiełuszki, wskazując w jego ofierze zapowiedź ostatecznego zwycięstwa. Pamiętamy może najmocniej apel Jana Pawła II skierowany na Westerplatte do młodych Polak-w po sześciu latach stanu wojennego: "Nie możecie zdezerterować!".
Czesław Miłosz wyjątkowo trafnie ujął istot" tej roli, którą papież przyjął ostatecznie w tym właśnie czasie: "Wśród mężów stanu, monarchów, wodzów dwudziestego wieku ani jednej postaci, która by odpowiadała naszemu obrazowi królewskiego majestatu, z wyjątkiem Karola Wojtyły. Tylko on mógłby naprawdę grać królów Szekspira. (...) Na dnie swojej nędzy Polska dostała króla, i to takiego, o jakim śniła, z piastowskiego szczepu, sędziego pod jabłoniami, nieuwikłanego w skrzeczącą rzeczywistość polityki. (...) Król - nosiciel wiary mesjanicznej, głęboko przekonany, że istnieje państwo duchów, gdzie odbywają się zapasy, zmagania, triumfy, tuż obok tej drugiej historii, żywych, ale w ścisłym z nią związku. (...) Podróże Jana Pawła do Polski mogą być rozumiane jako walka toczona w zaświatach o jej duszę. Jakby każde łączenie się tysięcy jego słuchaczy w braterskiej miłości, choćby na krótko, poruszało niebiosa, zdarzało się razem i tam, i tu na ziemi".
I ta walka miała, zdawała się mieć, chwilę triumfu: rok 1989. Papież wiedział, że ma udział w tym wyzwoleniu, ale chciał od nas więcej: odzyskaną wolność chciał traktować jako zadanie dla nas. By wolna Polska była przykładem - nie tylko dla wydobywającego się z ruin komunizmu europejskiego Wschodu, ale i dla zanurzonego w hedonistycznej cywilizacji śmierci Zachodu.
Po 1989 r., zwłaszcza w pielgrzymkach 1991 r. i 1995 r., ujawniła się jeszcze silniej niż przedtem misja papieża wychowawcy. Jan Paweł II postanowił wystąpić w roli proroka przypominającego swemu narodowi Boże przykazania. Tak było w 1991 r., kiedy pierwszy raz krzyczał na rodak-w, którzy go zawiedli (pamiętna scena wśród burzy na podkieleckim lotnisku w Masłowie). "Bogu dziękujcie, ducha nie gaście" - hasło tamtej pielgrzymki można odnieść do wszystkich kolejnych wizyt papieża w Polsce. Przypominał on, ile wdzięczności jesteśmy winni Bogu, poprzednim pokoleniom Polaków i ich ofiarom w walce o t" wolność, którą otrzymaliśmy. Zarazem ostrzegał przed uśpieniem ducha w poczuciu osiągniętej sytości. Papież nie chciał pozwolić usnąć naszemu chrześcijaństwu, chciał pomóc zachować - z dumą - poczucie narodowej tożsamości.
W ostatnich pielgrzymkach, w roku 1997, 1999 i 2002, przybywał jak dobry ojciec. I powierzył, w ostatniej, swój ukochany naród opiece tej Matki, której sam bezgranicznie zaufał. W sanktuarium kalwaryjskim wygłosił wtedy najpiękniejszą może modlitwę swojego pontyfikatu: "Wejrzyj na ten naród, który zawsze pokładał nadziej" w Twojej matczynej miłości. (...) Dla ubogich i cierpiących otwieraj serca zamożnych. Bezrobotnym daj spotkać pracodawcę. Wyrzucanym na bruk pomóż znaleźć dach nad głową. Rodzinom daj miłość, która pozwala przetrwać wszelkie trudności. Młodym pokazuj drogę
i perspektywy na przyszłość. Dzieci otocz płaszczem swej opieki, aby nie ulegały zgorszeniu. (...) Wypraszaj także i mnie siły ciała i ducha, abym wypełnił do końca misję, którą mi zlecił Zmartwychwstały".
Żal odjeżdżać
Jan Paweł II doszedł do kresu tej misji. U jej końca nie był już surowym wychowawcą, ale przede wszystkim modlił się za nas. I to znaczenie jego posługi jest nie do ocenienia. Codziennie odmawiając w swych apartamentach litanię narodu polskiego, przywołując wspomnienie polskich świętych, których zastęp tak pomnożył, może robił dla nas, dla naszej wspólnoty, nie mniej niż w tłumnych pielgrzymkowych spotkaniach? Ale czy kiedy sam dołączy do szeregu polskich świętych, największy wśród naszych Królów-Duchów, jego wstawiennictwo ustanie? Dla chrześcijan oddziaływanie tych, którzy poprzedzili nas w drodze do Pana, się nie kończy. Ten papież kontynuuje swoją wielką misję.
Oczywiście, nie jest to misja skierowana tylko do Polak-w. Stawką i areną duchowych zapasów, jakie toczył Jan Paweł II, był cały świat. Papież otwierał przecież drzwi Chrystusowi i chrześcijańskiej nadziei nie tylko w Polsce, w Europie Wschodniej, ale w ubogich krajach Trzeciego Świata. Wobec krajów "starej Europy" i bogatych społeczeństw Ameryki Północnej z pasją podejmował program nowej ewangelizacji - powrotu do zasad chrześcijaństwa, do tego, co nazwał cywilizacją miłości, przeciwstawiając ją współczesnej cywilizacji śmierci: egoizmu, aborcji, eutanazji. Nie ustawał w próbach podtrzymania dialogu ekumenicznego, przełamał bariery w stosunkach Kościoła z judaizmem (od wizyty w rzymskiej synagodze poczynając, na modlitwie pod Ścianą Płaczu w Jerozolimie kończąc), starając się także bronić świat przed perspektywą cywilizacyjnej wojny między "dziećmi jednego Boga": chrześcijanami i muzułmanami. Całej ludzkości przekazywał przesłanie wolności opartej na eucharystii. Przesłanie wyrażone w ponad stu pielgrzymkach i czternastu wielkich encyklikach.
Sylwetka tego papieża, w ostatnich latach tak krucha, była najmocniejszym znakiem sprzeciwu wobec zła i zaślepienia we współczesnej cywilizacji. Pozostawała jednocześnie znakiem nadziei dla tych, którzy szukają dobra. I pozostaje znakiem orientacji w ciemności, która może nadejść.
"żal odjeżdżać" - mówił Jan Paweł II w swym ostatnim pożegnaniu z ojczystą ziemią na lotnisku w Balicach. Chociaż wiemy, że nam towarzyszy teraz nadal, kiedy jest już u Pana, to przecież jakże nam jest żal. Jaki żal... Nas, zjadaczy chleba, w aniołów nie zdołał przerobić. Dla jednych pozostał znakiem, któremu sprzeciwiać się będą... Dla innych - królem naszych serc i królem naszych dusz. Takiego już tu z nami mieć nie będziemy.
Skończyła się ziemska droga papieża z Polski. Co to dla nas, jego rodaków, znaczy? W podstawowym sensie to samo co dla setek milionów osób na całym świecie, które - jak my - czują się osierocone po odejściu Jana Pawła II. Ale przecież ten papież służył i "miłował więcej niż inni" nie tylko Kościół powszechny, ale też specjalnie swoją rodzinną, polską "owczarnię". I za nią czuł się odpowiedzialny. Musimy o tym pamiętać, próbując zrozumieć, co Karol z Wadowic dla naszej wspólnoty zrobił i czego od niej - od nas - oczekiwał.
Karol Wojtyła wychował się w tradycji patriotycznej, której centrum był piastowski Wawel, Skałka, wielka tradycja romantycznej poezji, Polska ujęta w rapsodach Króla-Ducha Słowackiego, w namyśle Norwida nad polską pracą, w "teatrze Narodu" Wyspiańskiego. Osobiste doświadczenia czasu wojny i niemieckiej okupacji przyjmował w duchu tej tradycji i do niej nawracał świadomie od pierwszych prób literackich. Przykładem jego rozumienia polskości, złączonych z nią obowiązków i zadań może być już powstały w Wielkim Poście 1940 r. dramat "Jeremiasz". Nawiązujący do czasu klęski w wojnie z Turkami pod Cecorą w 1620 r., stawiał pytanie o reakcję na doświadczenie ostatecznego zagrożenia narodowego. Odpowiedzią było wezwanie do duchowej krucjaty. Polska miała ją przeciwstawić brutalnej sile obu zagrażających Europie i całemu chrześcijaństwu totalitaryzmów. Niewola narodowa miała wymusić na Polakach wielki czyn - nie zbrojny przede wszystkim, ale moralny i kulturalny.
Tę właśnie wizję Polski (a może także już swojej w niej roli), uformowaną ściśle w duchu mesjanizmu, młody Karol Wojtyła wyraził najdobitniej w liście do przyjaciela Mieczysława Kotlarczyka z listopada 1939 r.: "Myślę, że wyzwolenie nasze winno być bramą Chrystusową. Myślę o Polsce ateńskiej - ale od Aten całym ogromem chrystianizmu doskonalszej. I o takiej myśleli wieszczowie, prorocy babilońskiej niewoli. Naród upadł jak Izrael, bo nie poznał ideału mesjańskiego, ideału swojego, który był podniesiony jako żagiew - ale nie urzeczywistniony!".
Jak urzeczywistnić ów ideał? Jak przezwyciężyć rzeczywistość nowej, komunistycznej okupacji i uczynić z wyzwolenia Polski "bramę Chrystusową"? Te pytania nadal nurtować musiały młodego księdza, a potem biskupa Wojtyłę. I w ich kontekście trzeba chyba rozumieć jego działalność, która przywiedzie go w końcu na plac św. Piotra w Rzymie, skąd będzie wołał, jak echo powtarzając swoje słowa sprzed blisko 40 lat: "Otwórzcie drzwi Chrystusowi!". Wtedy on, papież z Polski, stał się klucznikiem "bramy Chrystusowej", otwierającym ją na cały świat.
Jestem synem narodu...
Do 1978 r. "Królem-Duchem" w szeregu wielkich przewodnik-w narodu i Kościoła był jednak niewątpliwie prymas Stefan Wyszyński, nie mniej niż jego o pokolenie młodszy współpracownik w episkopacie wczuwający się w mesjaniczną wizję Polski. Kardynał Wyszyński swój program podniesienia duchowego mas, budzenia w nich godności nie tylko dzieci Bożych, ale i dziedzic-w tysiącletniego narodu, realizował przez milenijne obchody: mobilizację Polak-w do walki w obronie krzyża i obecności Kościoła w życiu publicznym. Biskup krakowski Karol Wojtyła wpisywał się w ten sam scenariusz: od walki o krzyż w Nowej Hucie, przez stałą trosk" o opiekę duszpasterską nad robotnikami, mieszkańcami nowych, pozbawionych kościołów dzielnic przemysłowych, twarde wystąpienia w obronie ich praw, poparcie udzielone demokratycznej opozycji po 1976 r., aż po ciche wsparcie udzielane Kościołom w Czechach, na Ukrainie i Litwie - bardziej jeszcze doświadczonym.
Polska miała najpierw powstać sama, podnieść się
z kolan upodlenia, by pomagać dalej podnieść się innym swoim sąsiadom. I powstała. Wybór Jana Pawła II był przyj"ty przez niego samego jako opatrznościowe spełnienie zapowiedzi wyrażonej w wierszu Słowackiego o papieżu Słowianinie. Akceptował ten wybór jako potwierdzenie misji, którą rozważał już jako dwudziestoletni student. Misji obejmującej z chwilą wyboru papieża z Polski cały świat: "On rozda miłość, jak dziś mocarze/ Rozdają broń/ Sakramentalną moc on pokaże/ Świat wziąwszy w dłoń (...)".
Świat wziąwszy w dłoń - ten papież chciał światu pokazać, skąd wyrósł, chciał, by świat, Kościół powszechny, skorzystał z lekcji polskich dziej-w, o czym tak przejmująco mówił w paryskiej siedzibie UNESCO: "Jestem synem narodu, który przeżył najcięższe próby historii. Narodu wielokrotnie skazanego na śmierć przez jego sąsiadów, który jednak przeżył i pozostał sobą. Zachował swoją tożsamość i pomimo rozbiorów i okupacji zachował swoją narodową suwerenność w oparciu nie o zasoby sił fizycznych, ale wyłącznie w oparciu o swoją kulturę ". Sam był największym, najbardziej wiarygodnym świadkiem wielkości sił duchowych tego narodu, jego dziedzictwa kulturowego, był Polski najlepszym w historii reprezentantem przed światem.
Najważniejszy etap jego misji nastąpił podczas I pielgrzymki do ojczyzny. Mesjański sen zdawał się spełniać. Miliony Polak-w słowa jednego człowieka, nowego Kr-la-Ducha, podnosiły w bezkrwawej insurekcji. W następnym, 1980 r., roku "Solidarności", to powstanie stało się faktem. Z Polski wychodził sygnał końca komunistycznego imperium zła.
Nie możecie zdezerterować!
Walka miała trwać jeszcze prawie dziesięć lat. I w tej walce papież wziął na siebie krwawą ofiarę - w zamachu na placu św. Piotra 13 maja 1981 r. I znów nas podniósł - tą ofiarą. I pomógł przetrwać ofiary, które stały się znów udziałem Polak-w w stanie wojennym. Kolejne jego pielgrzymki, z 1983 r. i z 1987 r., także pamiętamy przez ich symboliczne skróty: kolejne obrazy zmagań o duszę narodu. Pamiętamy, jak w czasie spotkania w Belwederze pełniący honory gospodarza stanu wojennego generał Jaruzelski nie umiał w obliczu prawdziwego ojca tego narodu powstrzymać drżenia. Pamiętamy, jak cztery lata później Jan Paweł II pochylał się nad grobem ks. Jerzego Popiełuszki, wskazując w jego ofierze zapowiedź ostatecznego zwycięstwa. Pamiętamy może najmocniej apel Jana Pawła II skierowany na Westerplatte do młodych Polak-w po sześciu latach stanu wojennego: "Nie możecie zdezerterować!".
Czesław Miłosz wyjątkowo trafnie ujął istot" tej roli, którą papież przyjął ostatecznie w tym właśnie czasie: "Wśród mężów stanu, monarchów, wodzów dwudziestego wieku ani jednej postaci, która by odpowiadała naszemu obrazowi królewskiego majestatu, z wyjątkiem Karola Wojtyły. Tylko on mógłby naprawdę grać królów Szekspira. (...) Na dnie swojej nędzy Polska dostała króla, i to takiego, o jakim śniła, z piastowskiego szczepu, sędziego pod jabłoniami, nieuwikłanego w skrzeczącą rzeczywistość polityki. (...) Król - nosiciel wiary mesjanicznej, głęboko przekonany, że istnieje państwo duchów, gdzie odbywają się zapasy, zmagania, triumfy, tuż obok tej drugiej historii, żywych, ale w ścisłym z nią związku. (...) Podróże Jana Pawła do Polski mogą być rozumiane jako walka toczona w zaświatach o jej duszę. Jakby każde łączenie się tysięcy jego słuchaczy w braterskiej miłości, choćby na krótko, poruszało niebiosa, zdarzało się razem i tam, i tu na ziemi".
I ta walka miała, zdawała się mieć, chwilę triumfu: rok 1989. Papież wiedział, że ma udział w tym wyzwoleniu, ale chciał od nas więcej: odzyskaną wolność chciał traktować jako zadanie dla nas. By wolna Polska była przykładem - nie tylko dla wydobywającego się z ruin komunizmu europejskiego Wschodu, ale i dla zanurzonego w hedonistycznej cywilizacji śmierci Zachodu.
Po 1989 r., zwłaszcza w pielgrzymkach 1991 r. i 1995 r., ujawniła się jeszcze silniej niż przedtem misja papieża wychowawcy. Jan Paweł II postanowił wystąpić w roli proroka przypominającego swemu narodowi Boże przykazania. Tak było w 1991 r., kiedy pierwszy raz krzyczał na rodak-w, którzy go zawiedli (pamiętna scena wśród burzy na podkieleckim lotnisku w Masłowie). "Bogu dziękujcie, ducha nie gaście" - hasło tamtej pielgrzymki można odnieść do wszystkich kolejnych wizyt papieża w Polsce. Przypominał on, ile wdzięczności jesteśmy winni Bogu, poprzednim pokoleniom Polaków i ich ofiarom w walce o t" wolność, którą otrzymaliśmy. Zarazem ostrzegał przed uśpieniem ducha w poczuciu osiągniętej sytości. Papież nie chciał pozwolić usnąć naszemu chrześcijaństwu, chciał pomóc zachować - z dumą - poczucie narodowej tożsamości.
W ostatnich pielgrzymkach, w roku 1997, 1999 i 2002, przybywał jak dobry ojciec. I powierzył, w ostatniej, swój ukochany naród opiece tej Matki, której sam bezgranicznie zaufał. W sanktuarium kalwaryjskim wygłosił wtedy najpiękniejszą może modlitwę swojego pontyfikatu: "Wejrzyj na ten naród, który zawsze pokładał nadziej" w Twojej matczynej miłości. (...) Dla ubogich i cierpiących otwieraj serca zamożnych. Bezrobotnym daj spotkać pracodawcę. Wyrzucanym na bruk pomóż znaleźć dach nad głową. Rodzinom daj miłość, która pozwala przetrwać wszelkie trudności. Młodym pokazuj drogę
i perspektywy na przyszłość. Dzieci otocz płaszczem swej opieki, aby nie ulegały zgorszeniu. (...) Wypraszaj także i mnie siły ciała i ducha, abym wypełnił do końca misję, którą mi zlecił Zmartwychwstały".
Żal odjeżdżać
Jan Paweł II doszedł do kresu tej misji. U jej końca nie był już surowym wychowawcą, ale przede wszystkim modlił się za nas. I to znaczenie jego posługi jest nie do ocenienia. Codziennie odmawiając w swych apartamentach litanię narodu polskiego, przywołując wspomnienie polskich świętych, których zastęp tak pomnożył, może robił dla nas, dla naszej wspólnoty, nie mniej niż w tłumnych pielgrzymkowych spotkaniach? Ale czy kiedy sam dołączy do szeregu polskich świętych, największy wśród naszych Królów-Duchów, jego wstawiennictwo ustanie? Dla chrześcijan oddziaływanie tych, którzy poprzedzili nas w drodze do Pana, się nie kończy. Ten papież kontynuuje swoją wielką misję.
Oczywiście, nie jest to misja skierowana tylko do Polak-w. Stawką i areną duchowych zapasów, jakie toczył Jan Paweł II, był cały świat. Papież otwierał przecież drzwi Chrystusowi i chrześcijańskiej nadziei nie tylko w Polsce, w Europie Wschodniej, ale w ubogich krajach Trzeciego Świata. Wobec krajów "starej Europy" i bogatych społeczeństw Ameryki Północnej z pasją podejmował program nowej ewangelizacji - powrotu do zasad chrześcijaństwa, do tego, co nazwał cywilizacją miłości, przeciwstawiając ją współczesnej cywilizacji śmierci: egoizmu, aborcji, eutanazji. Nie ustawał w próbach podtrzymania dialogu ekumenicznego, przełamał bariery w stosunkach Kościoła z judaizmem (od wizyty w rzymskiej synagodze poczynając, na modlitwie pod Ścianą Płaczu w Jerozolimie kończąc), starając się także bronić świat przed perspektywą cywilizacyjnej wojny między "dziećmi jednego Boga": chrześcijanami i muzułmanami. Całej ludzkości przekazywał przesłanie wolności opartej na eucharystii. Przesłanie wyrażone w ponad stu pielgrzymkach i czternastu wielkich encyklikach.
Sylwetka tego papieża, w ostatnich latach tak krucha, była najmocniejszym znakiem sprzeciwu wobec zła i zaślepienia we współczesnej cywilizacji. Pozostawała jednocześnie znakiem nadziei dla tych, którzy szukają dobra. I pozostaje znakiem orientacji w ciemności, która może nadejść.
"żal odjeżdżać" - mówił Jan Paweł II w swym ostatnim pożegnaniu z ojczystą ziemią na lotnisku w Balicach. Chociaż wiemy, że nam towarzyszy teraz nadal, kiedy jest już u Pana, to przecież jakże nam jest żal. Jaki żal... Nas, zjadaczy chleba, w aniołów nie zdołał przerobić. Dla jednych pozostał znakiem, któremu sprzeciwiać się będą... Dla innych - królem naszych serc i królem naszych dusz. Takiego już tu z nami mieć nie będziemy.
Encykliki Jana Pawła II |
---|
1. Redemptor hominis o Jezusie Chrystusie Odkupicielu człowieka (4 marca 1979) 2. Dives in misericordia o Bożym miłosierdziu (30 listopada 1980) 3. Laborem exercens o pracy ludzkiej (14 września 1981) 4. Slavorum Apostoli w 1100. rocznicę dzieła ewangelizacji świętych Cyryla i Metodego (2 czerwca 1985) 5. Dominum et vivificantem o Duchu Świętym w życiu Kościoła i świata (18 maja 1986) 6. Redemptoris Mater o błogosławionej Maryi Dziewicy w życiu pielgrzymującego Kościoła (25 marca 1987) 7. Sollicitudo rei socialis - Społeczna troska (30 grudnia 1987) 8. Redemptoris missio o stałej aktualności posłania misyjnego (7 grudnia 1990) 9. Centesimus annus w stulecie encykliki Leona XIII Rerum Novarum (1 maja 1991) 10. Veritatis splendor o podstawowych problemych nauczania moralnego Kościoła (6 sierpnia 1993) 11. Evangelium vitae o wartości i nienaruszalności życia ludzkiego (25 marca 1995) 12. Ut unum sint o działalności ekumenicznej (25 maja 1995) 13. Fides et ratio o relacjach między wiarą a rozumem (14 września 1998) 14. Ecclesia de Eucharistia o Eucharystii w życiu Kościoła (17 kwietnia 2003) |
Więcej możesz przeczytać w 14/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.