Czy Europa przestanie być hamulcem świata Zachodnia Europa jest od kilku lat czarną owcą światowej gospodarki. Wzrost gospodarczy w największych krajach Unii Europejskiej kuleje i pozostaje daleko w tyle za amerykańskim, na rynku pracy większej części kontynentu szaleje wysokie bezrobocie, a przedsiębiorcom brakuje dynamiki, odwagi i ducha innowacyjności, który ożywia firmy z Dalekiego Wschodu i północnej Ameryki. Słowem, ruina i ostateczny upadek kontynentu, który jeszcze kilka lat temu świętował wprowadzenie wspólnej waluty.
Niemiecki katar
Opinie o gospodarczej śmierci Europy są jednak nieco przesadzone. Narzekania dotyczą głównie wieloletniej stagnacji w Niemczech i we Włoszech, a w mniejszym stopniu - we Francji. To prawda, kraje te stanowią trzon Unii Europejskiej, ale ich kiepskie wyniki nie oznaczają, że na kontynencie w ogóle niemożliwy jest szybki rozwój. Wyniki gospodarcze Wielkiej Brytanii, Holandii czy Hiszpanii, nie mówiąc już o takich gwiazdach jak Finlandia i Irlandia, były w ostatnim dziesięcioleciu co najmniej przyzwoite. Poza tym przy ocenie nie uwzględnia się tego, że Niemcy jeszcze nie do końca przetrawiły fatalnie przeprowadzony proces zjednoczenia. Mniejsza już o niebotyczne koszty, choć przekładają się one na wysokie podatki, gorzej, że zostało podważone zaufanie niemieckich przedsiębiorców do instytucji własnego państwa i do siły własnej gospodarki. A kiedy Niemcy mają gospodarczy katar, cała Europa kicha.
Naiwna Lizbona
Receptą na kłopoty miały być dość naiwne zalecenia strategii lizbońskiej. Naiwne, bowiem w ferworze politycznych negocjacji (dotyczących tego, co wolno zapisać, a na co kraje członkowskie się nie godzą) z dokumentu zniknęła rzetelna analiza sytuacji, a zastąpiono ją frazesami na temat "prześcignięcia Ameryki". To, czego naprawdę zabrakło w strategii lizbońskiej, to stwierdzenia: przyczyną gospodarczych kłopotów Europy nie jest zbyt niski poziom publicznych wydatków na badania naukowe, ale kryzys zaufania do instytucji, perspektyw wzrostu i funkcjonowania rynków.
Eurodom opieki społecznej
Jakie są zatem prawdziwe powody kłopotów? Jest ich niewątpliwie kilka. Po pierwsze, we współczesnej globalizującej się gospodarce nie bardzo jest miejsce na protekcjonizm tradycyjnie lubiany przez wiele krajów kontynentalnej Europy. Jeśli chce się wyhodować u siebie ekspansywne, wydajne, wielkie ponadnarodowe koncerny, trzeba stworzyć do tego odpowiednie warunki. A odpowiednie warunki są tworzone przez sprawne, działające bez nadmiernej biurokratycznej interwencji, zliberalizowane i otwarte w całej Unii Europejskiej rynki. W niektórych dziedzinach udało się osiągnąć poprawę, ale na kluczowym dla współczesnego rozwoju polu usług rynek unijny jest wciąż posegmentowany i podzielony barierami, a opór przed zmianami - ogromny. Po drugie, całkowitej przebudowie i modernizacji musi ulec system europejskiego państwa opiekuńczego, zbyt kosztowny (poprzez wysokie podatki uderza to w konkurencyjność), zniechęcający do poszukiwania pracy, oferujący ludziom niemożliwe do realizacji obietnice. No i wreszcie trzeci problem, który musi być rozwiązany, również związany z demografią. Zachodnia Europa potrzebuje nowych pracowników (my też za 10-15 lat znajdziemy się w podobnej sytuacji). A skoro tego problemu nie da się rozwiązać bez imigracji, należy się nauczyć zgodnie żyć w społeczeństwie tak zróżnicowanym kulturowo jak w Ameryce Północnej.
Opinie o gospodarczej śmierci Europy są jednak nieco przesadzone. Narzekania dotyczą głównie wieloletniej stagnacji w Niemczech i we Włoszech, a w mniejszym stopniu - we Francji. To prawda, kraje te stanowią trzon Unii Europejskiej, ale ich kiepskie wyniki nie oznaczają, że na kontynencie w ogóle niemożliwy jest szybki rozwój. Wyniki gospodarcze Wielkiej Brytanii, Holandii czy Hiszpanii, nie mówiąc już o takich gwiazdach jak Finlandia i Irlandia, były w ostatnim dziesięcioleciu co najmniej przyzwoite. Poza tym przy ocenie nie uwzględnia się tego, że Niemcy jeszcze nie do końca przetrawiły fatalnie przeprowadzony proces zjednoczenia. Mniejsza już o niebotyczne koszty, choć przekładają się one na wysokie podatki, gorzej, że zostało podważone zaufanie niemieckich przedsiębiorców do instytucji własnego państwa i do siły własnej gospodarki. A kiedy Niemcy mają gospodarczy katar, cała Europa kicha.
Naiwna Lizbona
Receptą na kłopoty miały być dość naiwne zalecenia strategii lizbońskiej. Naiwne, bowiem w ferworze politycznych negocjacji (dotyczących tego, co wolno zapisać, a na co kraje członkowskie się nie godzą) z dokumentu zniknęła rzetelna analiza sytuacji, a zastąpiono ją frazesami na temat "prześcignięcia Ameryki". To, czego naprawdę zabrakło w strategii lizbońskiej, to stwierdzenia: przyczyną gospodarczych kłopotów Europy nie jest zbyt niski poziom publicznych wydatków na badania naukowe, ale kryzys zaufania do instytucji, perspektyw wzrostu i funkcjonowania rynków.
Eurodom opieki społecznej
Jakie są zatem prawdziwe powody kłopotów? Jest ich niewątpliwie kilka. Po pierwsze, we współczesnej globalizującej się gospodarce nie bardzo jest miejsce na protekcjonizm tradycyjnie lubiany przez wiele krajów kontynentalnej Europy. Jeśli chce się wyhodować u siebie ekspansywne, wydajne, wielkie ponadnarodowe koncerny, trzeba stworzyć do tego odpowiednie warunki. A odpowiednie warunki są tworzone przez sprawne, działające bez nadmiernej biurokratycznej interwencji, zliberalizowane i otwarte w całej Unii Europejskiej rynki. W niektórych dziedzinach udało się osiągnąć poprawę, ale na kluczowym dla współczesnego rozwoju polu usług rynek unijny jest wciąż posegmentowany i podzielony barierami, a opór przed zmianami - ogromny. Po drugie, całkowitej przebudowie i modernizacji musi ulec system europejskiego państwa opiekuńczego, zbyt kosztowny (poprzez wysokie podatki uderza to w konkurencyjność), zniechęcający do poszukiwania pracy, oferujący ludziom niemożliwe do realizacji obietnice. No i wreszcie trzeci problem, który musi być rozwiązany, również związany z demografią. Zachodnia Europa potrzebuje nowych pracowników (my też za 10-15 lat znajdziemy się w podobnej sytuacji). A skoro tego problemu nie da się rozwiązać bez imigracji, należy się nauczyć zgodnie żyć w społeczeństwie tak zróżnicowanym kulturowo jak w Ameryce Północnej.
Więcej możesz przeczytać w 14/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.