Burmistrzowie miast rozbijają monopol dostawców Internetu Kiedy statek wpływa do portu w Amsterdamie, kapitan jednym przyciskiem na komputerze przesyła dyrektorowi portu wszelkie potrzebne do odprawy celnej dokumenty. Jest to możliwe dzięki bezprzewodowej sieci internetowej, założonej przez władze miejskie. Już niedługo podobnie będą się komunikować statki wpływające także do polskich portów, a mieszkańcy Gdańska, Krakowa czy Warszawy będą mogli w czasie jazdy do pracy sprawdzać na przenośnych komputerach pocztę internetową - za niewielką opłatę albo wręcz za darmo.
"Internet dla każdego obywatela Gdańska" - ogłosił w marcu 2005 r. wiceprezydent tego miasta Marcin Szpak. W ten sposób do polskich miast dotarła druga fala rewolucji internetowej: teraz to władze miejskie będą budować sieć internetową, a następnie udostępniać ją mieszkańcom za niewygórowaną opłatę lub nawet za darmo na takiej samej zasadzie, na jakiej miasta utrzymują na przykład drogi publiczne. Podobne komunalne sieci internetowe działają już w ponad stu miastach w Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Holandii. Na zachodzie miasta budują sieć dla wszystkich mieszkańców, ponieważ mogą to robić taniej niż firmy oferujące dostęp tylko swoim klientom. W Polsce dodatkową motywację stwarzają ceny, jakie dyktują Telekomunikacja Polska, królująca na rynku kablowego dostępu do Internetu, oraz trzech operatorów komórkowych, którzy opanowali ponad 70 proc. rynku Internetu bezprzewodowego w Polsce. W efekcie za godzinę korzystania z Internetu w centrum miasta płacimy dwa razy więcej niż w USA i o jedną piątą więcej niż w bogatej Szwajcarii. Miejska ofensywa może obniżyć ceny nawet o połowę!
Amerykański patent
"Internet jest dziś dla miast tym, czym prąd elektryczny sto lat temu" - zauważył niedawno Bill Gates, właściciel Microsoftu i najbogatszy człowiek świata. Gates wie, co mówi, bo to m.in. na popularności Internetu zbił majątek. Pod koniec XIX wieku prywatne firmy w USA prowadziły intensywną elektryfikację kraju, ale ówczesna sieć elektryczna obejmowała jedynie wielkie metropolie, a i tam korzystanie z niej było bardzo drogie. Obywatele setek małych amerykańskich miasteczek przekonali burmistrzów, że budowa ogólnodostępnej sieci elektrycznej powinna być sfinansowana z publicznych pieniędzy. Okazało się, że w należących do tych miast sieciach prąd kosztował dwa razy mniej niż w metropoliach, i pomysł szybko rozprzestrzenił się w całej Ameryce.
Dziś podobnie przebiega rewolucja w dziedzinie dostępu do Internetu. Dziesiątki małych amerykańskich miasteczek stworzyło ze środków budżetowych lokalnych samorządów własne sieci. W ten sposób w USA liczba gospodarstw domowych z dostępem do Internetu zwiększa się znacznie szybciej, gdyż prywatnym dostawcom tego medium nie zawsze opłacało się inwestować w rozbudowę infrastruktury na prowincji albo też wielu potencjalnym klientom dostęp do sieci ograniczały wysokie opłaty. Pomysł uczynienia z Internetu taniej usługi komunalnej podchwyciły już takie metropolie, jak Nowy Jork, San Francisco, a ostatnio Filadelfia. - Obecnie każdy obywatel naszego miasta ma dostęp do taniego Internetu - mówi Dianah Neff, rzecznik prasowy władz Filadelfii.
Operatorzy drożyzny
Kiedy prezydent USA George W. Bush odwiedzał w 2003 r. Kraków, obsługujący wizytę dziennikarze przesyłali korespondencje z przenośnych komputerów, stojąc na rynku w centrum miasta. Korzystali z bezprzewodowego Internetu, czyli technologii Wi-Fi (z angielskiego - wireless fidelity - bezprzewodowa dokładność), która jest najprostszym (i najtańszym) sposobem zapewnienia wszystkim chętnym dostępu do sieci. Bezprzewodowy Internet działa w Polsce od 2001 r. gdy wojsko zwolniło częstotliwości, które można wykorzystać do tego celu. Nadajniki Internetu (tzw. hot-spoty) natychmiast pojawiły się w centrach największych miast, w hotelach, na lotniskach. Każdy, kto ma komputer lub laptop z kartą sieciową (kosztuje około 100 zł), znajdując się w zasięgu tych nadajników, może korzystać z Internetu. Niestety, w większości wypadków opłaty za taką usługę są wysokie. 70 proc. nadajników Wi-Fi należy do operatorów telefonii GSM: Ery, Plusa i Idei - którzy, nie czując oddechu konkurencji na plecach (na przykład w Niemczech działa ponad 20 dostawców bezprzewodowego Internetu), kierują swoją ofertę głównie do biznesmenów i liczą nawet 10 zł za godzinę korzystania z bezprzewodowego Internetu.
Pierwszym miastem, które złamało monopol operatorów komórkowych, był Zamość, gdzie ustawiono maszty do Internetu bezprzewodowego i dziś mieszkańcy za miesiąc korzystania w ten sposób z sieci płacą tylko 44 zł. Obecnie w ślady Zamościa idzie Gdańsk, a przygotowują się do tego kolejne miasta. - Opracowujemy podobne sieci dla kilku największych polskich miast - potwierdza Tadeusz Nowak, prezes firmy Cyberbajt, która zakładała sieć w Zamościu (odmawia podania nazw tych miast, zasłaniając się tajemnicą handlową).
Surfowanie przy dystrybutorze
W rozbijaniu internetowych monopoli w sukurs miejskim władzom idą przedsiębiorcy. Właściciele stacji benzynowych, restauracji i wielu sklepów uznali tani albo wręcz darmowy Internet za dobry sposób na przyciągnięcie klientów. Własne nadajniki Internetu dla klientów ma sieć stacji benzynowych Statoil, uruchomienie podobnej usługi zapowiedział już McDonald`s. Sieć kawiarni Coffeeheaven zapłaciła za nadajniki do bezprzewodowego Internetu z własnej kieszeni (jeden kosztuje około 3,5 tys. zł) i oferuje klientom dostęp do sieci gratis. - Dzięki temu w każdej restauracji mamy 150 dodatkowych klientów miesięcznie - szacuje Paweł Wasiljew, szef firmy CHI Polska, właściciela Coffeeheaven. To koniec ery drogiego Internetu.
Amerykański patent
"Internet jest dziś dla miast tym, czym prąd elektryczny sto lat temu" - zauważył niedawno Bill Gates, właściciel Microsoftu i najbogatszy człowiek świata. Gates wie, co mówi, bo to m.in. na popularności Internetu zbił majątek. Pod koniec XIX wieku prywatne firmy w USA prowadziły intensywną elektryfikację kraju, ale ówczesna sieć elektryczna obejmowała jedynie wielkie metropolie, a i tam korzystanie z niej było bardzo drogie. Obywatele setek małych amerykańskich miasteczek przekonali burmistrzów, że budowa ogólnodostępnej sieci elektrycznej powinna być sfinansowana z publicznych pieniędzy. Okazało się, że w należących do tych miast sieciach prąd kosztował dwa razy mniej niż w metropoliach, i pomysł szybko rozprzestrzenił się w całej Ameryce.
Dziś podobnie przebiega rewolucja w dziedzinie dostępu do Internetu. Dziesiątki małych amerykańskich miasteczek stworzyło ze środków budżetowych lokalnych samorządów własne sieci. W ten sposób w USA liczba gospodarstw domowych z dostępem do Internetu zwiększa się znacznie szybciej, gdyż prywatnym dostawcom tego medium nie zawsze opłacało się inwestować w rozbudowę infrastruktury na prowincji albo też wielu potencjalnym klientom dostęp do sieci ograniczały wysokie opłaty. Pomysł uczynienia z Internetu taniej usługi komunalnej podchwyciły już takie metropolie, jak Nowy Jork, San Francisco, a ostatnio Filadelfia. - Obecnie każdy obywatel naszego miasta ma dostęp do taniego Internetu - mówi Dianah Neff, rzecznik prasowy władz Filadelfii.
Operatorzy drożyzny
Kiedy prezydent USA George W. Bush odwiedzał w 2003 r. Kraków, obsługujący wizytę dziennikarze przesyłali korespondencje z przenośnych komputerów, stojąc na rynku w centrum miasta. Korzystali z bezprzewodowego Internetu, czyli technologii Wi-Fi (z angielskiego - wireless fidelity - bezprzewodowa dokładność), która jest najprostszym (i najtańszym) sposobem zapewnienia wszystkim chętnym dostępu do sieci. Bezprzewodowy Internet działa w Polsce od 2001 r. gdy wojsko zwolniło częstotliwości, które można wykorzystać do tego celu. Nadajniki Internetu (tzw. hot-spoty) natychmiast pojawiły się w centrach największych miast, w hotelach, na lotniskach. Każdy, kto ma komputer lub laptop z kartą sieciową (kosztuje około 100 zł), znajdując się w zasięgu tych nadajników, może korzystać z Internetu. Niestety, w większości wypadków opłaty za taką usługę są wysokie. 70 proc. nadajników Wi-Fi należy do operatorów telefonii GSM: Ery, Plusa i Idei - którzy, nie czując oddechu konkurencji na plecach (na przykład w Niemczech działa ponad 20 dostawców bezprzewodowego Internetu), kierują swoją ofertę głównie do biznesmenów i liczą nawet 10 zł za godzinę korzystania z bezprzewodowego Internetu.
Pierwszym miastem, które złamało monopol operatorów komórkowych, był Zamość, gdzie ustawiono maszty do Internetu bezprzewodowego i dziś mieszkańcy za miesiąc korzystania w ten sposób z sieci płacą tylko 44 zł. Obecnie w ślady Zamościa idzie Gdańsk, a przygotowują się do tego kolejne miasta. - Opracowujemy podobne sieci dla kilku największych polskich miast - potwierdza Tadeusz Nowak, prezes firmy Cyberbajt, która zakładała sieć w Zamościu (odmawia podania nazw tych miast, zasłaniając się tajemnicą handlową).
Surfowanie przy dystrybutorze
W rozbijaniu internetowych monopoli w sukurs miejskim władzom idą przedsiębiorcy. Właściciele stacji benzynowych, restauracji i wielu sklepów uznali tani albo wręcz darmowy Internet za dobry sposób na przyciągnięcie klientów. Własne nadajniki Internetu dla klientów ma sieć stacji benzynowych Statoil, uruchomienie podobnej usługi zapowiedział już McDonald`s. Sieć kawiarni Coffeeheaven zapłaciła za nadajniki do bezprzewodowego Internetu z własnej kieszeni (jeden kosztuje około 3,5 tys. zł) i oferuje klientom dostęp do sieci gratis. - Dzięki temu w każdej restauracji mamy 150 dodatkowych klientów miesięcznie - szacuje Paweł Wasiljew, szef firmy CHI Polska, właściciela Coffeeheaven. To koniec ery drogiego Internetu.
Więcej możesz przeczytać w 14/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.