W starożytnym Egipcie dzieciobójczyni kazano przez trzy doby przytulać odnalezione zwłoki Po tych wszystkich rzeczach, które się wydarzyły, ja je po prostu postanowiłem chować do beczek. Żeby nie było śladu. I żeby nie było czuć - tak reporterom telewizji Polsat o mordowanych przez siebie dzieciach opowiadał 30-letni Krzysztof N. z Łodzi. Zabił czworo swoich dzieci i mówił o tym tak, jakby opowiadał o zwykłej, codziennej czynności.
Czasami mi się te dzieci śnią. Jakby żyły, tobym je kochał - dodawał. Krzysztof N. mówił jeszcze, że na Boże Narodzenie jego żona kładła na beczkach opłatek. Dwa tygodnie temu sąd skazał go na dożywocie, a żonę Jadwigę na 25 lat więzienia.
Według danych Komendy Stołecznej Policji, w ostatnich latach liczba dzieciobójstw (przez co rozumie się przede wszystkim zabicie dziecka przez matkę w okresie poporodowym) wahała się od 19 do 56 rocznie.
Elżbieta z Turwi przebita palem
Dzieciobójstwo występowało już u ludów pierwotnych i było tam traktowane jako sposób naturalnej selekcji. Zabicie dziecka chorego, kalekiego lub po prostu słabego nie wiązało się z napiętnowaniem ze strony współplemieńców. W starożytnym Babilonie za zabicie noworodka odcinano kobiecie pierś. W Egipcie kazano jej przez trzy doby przytulać odnalezione zwłoki. Platon i Arystoteles zezwalali na zabijanie noworodków w miastach, w których panowało przeludnienie. W starożytnym Rzymie prawo do zabicia noworodka miał ojciec. Po zmianie tego prawa za dzieciobójstwo przewidziana była kara śmierci. Wyjątkiem były dzieci kalekie, które można było uśmiercić do trzeciego roku życia. W średniowieczu, pod wpływem chrześcijaństwa, wprowadzono niemal powszechną karę śmierci dla dzieciobójców. Surowiej osądzano zabójców dzieci nieślubnych i nieochrzczonych, wychodząc z założenia, że w takim wypadku ofiary pozbawiane są nie tylko życia na ziemi, ale nie mogą się też dostać do nieba.
Z "Kroniki Poznania" (pochodzącej z 1555 r.) dowiadujemy się o pierwszej znanej z imienia polskiej dzieciobójczyni: "Elżbieta z Turwi, dziewczyna służebna, zakopana została pod szubienicą żywcem i przebita palem za to, że własne dziecko zabiła i do kloaki wrzuciła". W XVII-wiecznej Polsce kobiety, które targnęły się na życie swych dzieci, topiono.
W dawnych czasach dzieciobójstwo traktowano surowiej niż współcześnie, choćby z tego względu, że śmiertelność wśród dzieci była bardzo wysoka. Nieprzypadkowo od drugiej połowy XIX wieku europejskie kodeksy karne zaczęły traktować łagodniej zbrodnię dzieciobójstwa, bo w tym czasie dzięki postępom medycyny coraz więcej dzieci przeżywało.
Szok poporodowy
W Polsce zabijanie czy porzucanie noworodków stało się wielkim problemem społecznym po I wojnie światowej. Policja odnotowywała ponad tysiąc takich wypadków rocznie. Twórcy kodeksu karnego z 1932 r., którzy proponowali stosunkowo łagodne kary dla matek dzieciobójczyń, uzasadniali to "szokiem poporodowym". Choć szerokie stosowanie tego pojęcia budzi wątpliwości, utrzymuje się ono w polskim prawie do dziś. W 1998 r. rozszerzono je także na silne przeżycia związane "ze znacznym zniekształceniem dziecka i szczególnie trudną sytuacją osobistą kobiety". W efekcie matki dzieciobójczynie zwykle są skazywane na karę roku bądź dwóch lat więzienia, często w zawieszeniu.
Zwykle sędziowie przyjmują, że zabójstwo zostało dokonane pod wpływem szoku poporodowego. Jeśli nie uda się tego wykazać, sądy i tak traktują matki łagodniej niż ojców dzieciobójców. Taryfa ulgowa dla dzieciobójców (dzieciobójczyń) kończy się w zakładzie karnym. Podobnie jak pedofile zajmują oni najniższe miejsce w więziennej hierarchii. Nie mogą siadać ze współwięźniami przy stole, dla własnego bezpieczeństwa nie chodzą razem z nimi pod prysznic, są okradani i bici. W USA i Kanadzie przepisy więzienne wymagają izolowania dzieciobójczyń od innych przestępców. Strażnicy mają nawet obowiązek rozpuszczać plotki, że takie osoby siedzą za inne, pospolite przestępstwa, gdyż w przeciwnym wypadku trudno byłoby uniknąć linczu.
Zbrodnia ze wstydu
W "Dziejach grzechu" Stefana Żeromskiego, najsłynniejszej polskiej powieści, w której pojawia się motyw dzieciobójstwa, Ewa Pobratyńska, kiedy rozpamiętuje zamordowanie własnego dziecka, woła: "Morze, ty umiesz obmywać grzechy i opłukać plugawość rodzenia dziecka! Wróć mi dziewictwo".
Z badań prof. Jana Stanika z Uniwersytetu Śląskiego wynika, że najczęstszą przyczyną dzieciobójstwa jest "wstyd, obawa przed napiętnowaniem przez środowisko" (motyw ten wystąpił u wszystkich badanych dzieciobójczyń). "Trudną sytuację materialną" jako powód przestępstwa wskazywało 79,8 proc. - Trudno te dwie przyczyny oddzielić, bo w rodzinach dzieciobójczyń bieda materialna najczęściej idzie w parze z nędzą moralną - mówi posłanka Mirosława Kątna (SDPL), przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Typowa polska dzieciobójczyni jest najczęściej młodą bezdzietną panną, pracującą fizycznie lub będącą na utrzymaniu partnera. Prawie zawsze ma podstawowe lub zawodowe wykształcenie. Pochodzi raczej ze wsi. Aż 96 proc. kobiet, które zamordowały swoje dziecko, nigdy wcześniej nie było karanych. Psychologowie podkreślają, że najczęściej nie mają one życiowych ambicji. Nie wiedzą, dokąd się udać po pomoc. Prymitywna i lekkomyślna - taka jest, zdaniem prof. Stanika, typowa dzieciobójczyni. Prof. Stanik wspomina przypadek sprzed kilku lat z Kamiennej Góry. Dziewczyna miała już skurcze porodowe, ale poszła na wódkę. Poród zaczął się podczas libacji, a po urodzeniu matka uśmierciła dziecko. To typowe zachowanie, bo dzieciobójczynie często rodzą po pijanemu.
Tylko niespełna 30 proc. mieści się w intelektualnej normie. Pozostałe znajdują się albo na granicy ociężałości umysłowej, albo wręcz wykazują cechy umysłowego niedorozwoju. Prof. Krystyna Marzec-Holka, autorka książki "Dzieciobójstwo. Przestępstwo uprzywilejowane czy zbrodnia", zauważa, że dzieciobójczynie najczęściej wywodzą się z rozbitych rodzin. Są oczywiście wyjątki, jak Wioletta K. spod Piły, która była bardzo dobrą uczennicą. Pochodziła z tzw. dobrego domu: rodzice byli wykształceni i zamożni.
Kuracja moralna
Wbrew potocznym sądom w Polsce samotna matka może stosunkowo łatwo znaleźć pomoc, więc dzieciobójstwo jest fałszywym rozwiązaniem problemów. Poza tym zgodnie z prawem każda matka może bez konsekwencji pozostawić noworodka w szpitalu, zrzekając się praw rodzicielskich. Po sześciu tygodniach dziecko trafia do tymczasowego pogotowia rodzinnego lub od razu do rodziny adopcyjnej. Nieślubne dziecko powoli przestaje być w Polsce hańbą dla kobiety i jej rodziny. Być może dlatego nie potwierdziły się przewidywania o lawinowym wzroście liczby dzieciobójstw po wprowadzeniu w 1993 r. dość restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej. Z tego wynika, że dzieciobójstwo ma najczęściej podłoże kulturowe, moralne i charakterologiczne. Innymi słowy, lekarstwem na dzieciobójstwa są postęp cywilizacyjny, edukacja oraz wysoka moralność społeczeństwa.
Według danych Komendy Stołecznej Policji, w ostatnich latach liczba dzieciobójstw (przez co rozumie się przede wszystkim zabicie dziecka przez matkę w okresie poporodowym) wahała się od 19 do 56 rocznie.
Elżbieta z Turwi przebita palem
Dzieciobójstwo występowało już u ludów pierwotnych i było tam traktowane jako sposób naturalnej selekcji. Zabicie dziecka chorego, kalekiego lub po prostu słabego nie wiązało się z napiętnowaniem ze strony współplemieńców. W starożytnym Babilonie za zabicie noworodka odcinano kobiecie pierś. W Egipcie kazano jej przez trzy doby przytulać odnalezione zwłoki. Platon i Arystoteles zezwalali na zabijanie noworodków w miastach, w których panowało przeludnienie. W starożytnym Rzymie prawo do zabicia noworodka miał ojciec. Po zmianie tego prawa za dzieciobójstwo przewidziana była kara śmierci. Wyjątkiem były dzieci kalekie, które można było uśmiercić do trzeciego roku życia. W średniowieczu, pod wpływem chrześcijaństwa, wprowadzono niemal powszechną karę śmierci dla dzieciobójców. Surowiej osądzano zabójców dzieci nieślubnych i nieochrzczonych, wychodząc z założenia, że w takim wypadku ofiary pozbawiane są nie tylko życia na ziemi, ale nie mogą się też dostać do nieba.
Z "Kroniki Poznania" (pochodzącej z 1555 r.) dowiadujemy się o pierwszej znanej z imienia polskiej dzieciobójczyni: "Elżbieta z Turwi, dziewczyna służebna, zakopana została pod szubienicą żywcem i przebita palem za to, że własne dziecko zabiła i do kloaki wrzuciła". W XVII-wiecznej Polsce kobiety, które targnęły się na życie swych dzieci, topiono.
W dawnych czasach dzieciobójstwo traktowano surowiej niż współcześnie, choćby z tego względu, że śmiertelność wśród dzieci była bardzo wysoka. Nieprzypadkowo od drugiej połowy XIX wieku europejskie kodeksy karne zaczęły traktować łagodniej zbrodnię dzieciobójstwa, bo w tym czasie dzięki postępom medycyny coraz więcej dzieci przeżywało.
Szok poporodowy
W Polsce zabijanie czy porzucanie noworodków stało się wielkim problemem społecznym po I wojnie światowej. Policja odnotowywała ponad tysiąc takich wypadków rocznie. Twórcy kodeksu karnego z 1932 r., którzy proponowali stosunkowo łagodne kary dla matek dzieciobójczyń, uzasadniali to "szokiem poporodowym". Choć szerokie stosowanie tego pojęcia budzi wątpliwości, utrzymuje się ono w polskim prawie do dziś. W 1998 r. rozszerzono je także na silne przeżycia związane "ze znacznym zniekształceniem dziecka i szczególnie trudną sytuacją osobistą kobiety". W efekcie matki dzieciobójczynie zwykle są skazywane na karę roku bądź dwóch lat więzienia, często w zawieszeniu.
Zwykle sędziowie przyjmują, że zabójstwo zostało dokonane pod wpływem szoku poporodowego. Jeśli nie uda się tego wykazać, sądy i tak traktują matki łagodniej niż ojców dzieciobójców. Taryfa ulgowa dla dzieciobójców (dzieciobójczyń) kończy się w zakładzie karnym. Podobnie jak pedofile zajmują oni najniższe miejsce w więziennej hierarchii. Nie mogą siadać ze współwięźniami przy stole, dla własnego bezpieczeństwa nie chodzą razem z nimi pod prysznic, są okradani i bici. W USA i Kanadzie przepisy więzienne wymagają izolowania dzieciobójczyń od innych przestępców. Strażnicy mają nawet obowiązek rozpuszczać plotki, że takie osoby siedzą za inne, pospolite przestępstwa, gdyż w przeciwnym wypadku trudno byłoby uniknąć linczu.
Zbrodnia ze wstydu
W "Dziejach grzechu" Stefana Żeromskiego, najsłynniejszej polskiej powieści, w której pojawia się motyw dzieciobójstwa, Ewa Pobratyńska, kiedy rozpamiętuje zamordowanie własnego dziecka, woła: "Morze, ty umiesz obmywać grzechy i opłukać plugawość rodzenia dziecka! Wróć mi dziewictwo".
Z badań prof. Jana Stanika z Uniwersytetu Śląskiego wynika, że najczęstszą przyczyną dzieciobójstwa jest "wstyd, obawa przed napiętnowaniem przez środowisko" (motyw ten wystąpił u wszystkich badanych dzieciobójczyń). "Trudną sytuację materialną" jako powód przestępstwa wskazywało 79,8 proc. - Trudno te dwie przyczyny oddzielić, bo w rodzinach dzieciobójczyń bieda materialna najczęściej idzie w parze z nędzą moralną - mówi posłanka Mirosława Kątna (SDPL), przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka.
Typowa polska dzieciobójczyni jest najczęściej młodą bezdzietną panną, pracującą fizycznie lub będącą na utrzymaniu partnera. Prawie zawsze ma podstawowe lub zawodowe wykształcenie. Pochodzi raczej ze wsi. Aż 96 proc. kobiet, które zamordowały swoje dziecko, nigdy wcześniej nie było karanych. Psychologowie podkreślają, że najczęściej nie mają one życiowych ambicji. Nie wiedzą, dokąd się udać po pomoc. Prymitywna i lekkomyślna - taka jest, zdaniem prof. Stanika, typowa dzieciobójczyni. Prof. Stanik wspomina przypadek sprzed kilku lat z Kamiennej Góry. Dziewczyna miała już skurcze porodowe, ale poszła na wódkę. Poród zaczął się podczas libacji, a po urodzeniu matka uśmierciła dziecko. To typowe zachowanie, bo dzieciobójczynie często rodzą po pijanemu.
Tylko niespełna 30 proc. mieści się w intelektualnej normie. Pozostałe znajdują się albo na granicy ociężałości umysłowej, albo wręcz wykazują cechy umysłowego niedorozwoju. Prof. Krystyna Marzec-Holka, autorka książki "Dzieciobójstwo. Przestępstwo uprzywilejowane czy zbrodnia", zauważa, że dzieciobójczynie najczęściej wywodzą się z rozbitych rodzin. Są oczywiście wyjątki, jak Wioletta K. spod Piły, która była bardzo dobrą uczennicą. Pochodziła z tzw. dobrego domu: rodzice byli wykształceni i zamożni.
Kuracja moralna
Wbrew potocznym sądom w Polsce samotna matka może stosunkowo łatwo znaleźć pomoc, więc dzieciobójstwo jest fałszywym rozwiązaniem problemów. Poza tym zgodnie z prawem każda matka może bez konsekwencji pozostawić noworodka w szpitalu, zrzekając się praw rodzicielskich. Po sześciu tygodniach dziecko trafia do tymczasowego pogotowia rodzinnego lub od razu do rodziny adopcyjnej. Nieślubne dziecko powoli przestaje być w Polsce hańbą dla kobiety i jej rodziny. Być może dlatego nie potwierdziły się przewidywania o lawinowym wzroście liczby dzieciobójstw po wprowadzeniu w 1993 r. dość restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej. Z tego wynika, że dzieciobójstwo ma najczęściej podłoże kulturowe, moralne i charakterologiczne. Innymi słowy, lekarstwem na dzieciobójstwa są postęp cywilizacyjny, edukacja oraz wysoka moralność społeczeństwa.
Więcej możesz przeczytać w 14/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.