Tony Blair nawet gdy się myli, ma rację
Gdy Robert Jackson, poseł Partii Konserwatywnej, porzucił w styczniu torysów, przechodząc do Partii Pracy, był to trzeci w czasie rządów Tony`ego Blaira przypadek, kiedy deputowany z Izby Gmin przesiadł się z miejsc opozycji do ław ugrupowania rządzącego. Krok byłego ministra szkolnictwa wyższego w rządzie Margaret Thatcher zdumiewał jednak tym bardziej, że laburzystowski rząd Tony`ego Blaira przechodził chyba najcięższy kryzys w swej historii, a lider opozycji Michael Howard stawał na głowie, by przekonać wyborców, że już najwyższy czas na zmianę u steru władzy. Lawina krytyki, która posypała się na głowę Blaira za interwencję w Iraku, zdawała się nie mieć końca.
Krok Jacksona nie został jednak uznany za szaleństwo, a próby odtrąbienia politycznego zgonu premiera okazały się przedwczesne. Blair, choć w ostatnich miesiącach tracił popularność i zaufanie opinii publicznej, a także podupadł na zdrowiu (trafił do szpitala z powodu operacji korygującej rytm serca), przetrwał wszystkie ataki. W ciągu ledwie miesiąca, który dzieli Wielką Brytanię od spodziewanych w maju wyborów do parlamentu - jak twierdzi Nick Sparrow z instytutu ICM Research - "nie zanosi się na aż tak wielką zmianę preferencji wyborczych, by laburzyści mogli przegrać. Przy takiej przewadze, jaką mają obecnie, nie zdarzyło się to od czasów wojny". Ostatni, marcowy sondaż ICM daje Partii Pracy 40-procentowe poparcie i 8-procentową przewagę nad torysami, większą niż w lutym. Przy ustabilizowanej demokracji
i większościowym systemie wyborczym, jaki jest na wyspach, ten dystans to prawdziwa przepaść. Sam Blair ma jeszcze większą przewagę nad liderem torysów Michaelem Howardem (51 proc. do 36 proc.).
Prawie wszystko wskazuje więc na to, że ekipa Blaira będzie rządzić przez kolejną kadencję. Jeśli premier mógł się czuć zagrożony, to raczej wskutek próby wewnętrznej rewolty w Partii Pracy niż działań opozycji. Blair jest jednak jak mistrz sportu - nawet w słabszej formie i krytykowany przez kibiców oraz kolegów z drużyny wygrywa.
- On ma niezwykły talent przywódczy i zdolność przezwyciężania sytuacji kryzysowych. Tylko spektakularny atak terrorystyczny na Wyspach Brytyjskich mógłby mu odebrać zwycięstwo w trzecich z rzędu wyborach - mówi "Wprost" Madsen Pirie, prezes londyńskiego Instytutu Adama Smitha.
Fenomen odwagi
Na czym zatem polega fenomen Blaira - bo przecież nie może chodzić wyłącznie o wielką energię tego polityka. Renegat Robert Jackson tłumaczy: "On wzniósł się ponad partyjne interesy i wykazał się prawdziwą odwagą zarówno przy przeprowadzaniu wewnętrznych reform, jak i w dziedzinie bezpieczeństwa międzynarodowego". To
i tak skromnie powiedziane. Od kiedy Blair objął władzę i ogłosił słynny manifest trzeciej drogi, zdążył się na trwałe zapisać na kartach historii nie tylko Wielkiej Brytanii, lecz całej Europy. Wygląda na to, że mimo problemów daleko jeszcze do zamknięcia tego rozdziału. Poparcie udzielone prezydentowi USA w sprawie Iraku wpłynęło co prawda na utratę zaufania sporej części Brytyjczyków i sprawiło, że premier przestał być ulubionym partnerem liderów innych zachodnioeuropejskich partii lewicowych, ale jego koncepcje polityczne, czyli blairyzm - wbrew temu, co twierdzą krytycy premiera, m.in. Timothy Garton Ash - wcale nie obumarł - ani na wyspach, ani na kontynencie.
Jeśli nawet w sprawie Iraku brytyjski premier kłamał lub okazał się niekompetentny - jak sądzą jego przeciwnicy - konsekwencje tej decyzji nie będą w stanie przekreślić dotychczasowych efektów jego polityki. Przywódca Partii Pracy nie tylko całkowicie odmienił jej oblicze, ale i przeorał świadomość całej europejskiej, a może nawet światowej lewicy, nawracając ją na gospodarkę rynkową. Dziś jego idee zaczynają realizować rządy lewicowe od Niemiec po Brazylię. Slogan "trzecia droga" posłużył Blairowi tak naprawdę jako listek figowy w realizacji programu "pierwszej drogi", czyli ekonomii, w której dwa plus dwa równa się na pewno cztery, a nie pięć czy sześć.
Zdrajca i kłusownik
Lewe skrzydło laburzystów do dziś nie może Blairowi wybaczyć zdrady socjalistycznych ideałów na rzecz kontynuowania thatcheryzmu w nieco tylko zmodyfikowanej formie. Jak mówi "Wprost" Sunder Katwala, sekretarz generalny Fabian Society, think-tanku związanego z laburzystami, zarzut zdrady dotyczy też dystansowania się Blaira od koncepcji "permisywnego społeczeństwa". Z kolei Partia Konserwatywna uznała go za kłusownika na tradycyjnie dla siebie zarezerwowanym terenie politycznych łowów i pogardliwie nazwała Teflonowym Tonym - w odróżnieniu od Żelaznej Damy Margaret Thatcher. Blair okazał się jednak najskuteczniejszym przywódcą ostatniej dekady na całym Starym Kontynencie. O ocenie brytyjskiego premiera w oczach opinii publicznej decyduje gospodarczy bilans jego rządów.
Blair chyba jako pierwszy polityk lewicy w Europie postanowił wygrać podwójne wybory - przy urnach oraz w gabinetach wielkich korporacji i finansistów z londyńskiego City, przekonując ich, że Partia Pracy prowadzić będzie odpowiedzialną politykę gospodarczą. To on (a nie Margaret Thatcher!) doprowadził do niezależności Bank of England. Nie ugiął się też przed żądaniami tradycyjnej bazy laburzystów, dając odpór silnemu związkowi strażaków.
Symbol złotej ery
Pod rządami Blaira Brytyjczycy poczuli, że znów żyją w kraju, który nie musi się wstydzić słowa "wielka" w nazwie. Państwo wlokące się w ogonie Europy jeszcze w latach 80. w następnej dekadzie - dzięki polityce Thatcher, a potem Blaira - przeżywało dynamiczny wzrost gospodarczy na przekór stagnacji w największych krajach Unii Europejskiej. Wielka Brytania zostawiła w tyle Francję pod względem wysokości PKB, co podniosło jej prestiż międzynarodowy. W gronie państw G-7 jest na trzecim miejscu (po USA i Kanadzie), biorąc pod uwagę wielkości PKB na mieszkańca. Madsen Pirie z londyńskiego Instytutu Adama Smitha przekonuje "Wprost", że prób regulacji rynku jest zbyt wiele, a wydatki państwa mogłyby być mniejsze, ale na tle większości krajów europejskich Wielka Brytania wyróżnia się wysokim poziomem liberalizacji gospodarki i dzięki temu - wzrostem inwestycji, niskim bezrobociem, boomem na rynku nieruchomości.
Jako uosobienie złotej ery Blair stał się prawdziwą instytucją publiczną, której nie były w stanie zburzyć dotychczasowe oskarżenia. - Można na nim wieszać psy, ale gdy zbliżają się wybory, ludzie myślą o własnej sytuacji ekonomicznej i o wpływie rządu Blaira na gospodarczą koniunkturę - konkluduje Sparrow z ICM Research. Kłopoty premiera tylko wzmacniają jego wizerunek fightera, który nie podda się nawet wtedy, gdy zostanie przyparty do muru. Blair stał się mężem stanu, gotowym iść pod prąd obiegowych opinii. Jest też ikoną popkultury. Jego urlopowe wyprawy z żoną i dziećmi są śledzone równie pilnie jak perypetie Davida Beckhama i jego bliskich.
Wielki Tony
Brytyjczycy wybaczają Blairowi błędy, krętactwa, chwilami także bufonadę i pretensjonalność, gdy o pierwszym z brzegu zadaniu mówi od razu jako o wyzwaniu. Ludzi rozbraja jego nieustanna aktywność, chęć do działania, choć po krytyce zaangażowania w Iraku premier nieco przytemperował swój niemal ewangeliczny ton i nie mówi już z taką pasją o potrzebie wykorzenienia na świecie wszelkiego zła i okrucieństwa.
Pozbawiona taniej ideologii, pragmatyczna polityka wewnętrzna Blaira, zwłaszcza gospodarcza, wytrąciła oręż z ręki konserwatywnej opozycji. Promowanie reform rynkowych w usługach publicznych (uniwersytety, służba zdrowia), zaostrzanie przepisów imigracyjnych czy walka z przestępczością to propozycje laburzystów siejące spustoszenie na terenie do tej pory zarezerwowanym przez torysów. Rząd ogłosił program, którego celem jest zachęcenie do powrotu do pracy miliona spośród 2,7 mln osób pobierających zasiłki dla niepełnosprawnych (sześć lat temu podobna zapowiedź wywołała rebelię 65 deputowanych Partii Pracy, którzy zablokowali jej wprowadzenie w życie). Nie wahał się też ograniczyć swobód obywatelskich, by skuteczniej zwalczać terroryzm. W rezultacie Howard nie ma jak skutecznie zaatakować Blaira. Nie mógł nawet trafić go w najsłabszy punkt, gdyż sam popierał interwencję w Iraku. Z kolei torysi długo nie mieli odwagi sięgnąć po swą tradycyjnie najsilniejszą broń - cięcia podatkowe - ponieważ bali się, że wyborcy liczący na poprawę stanu usług publicznych odwrócą się od nich. Gdy w końcu konserwatyści obiecali, że zaoszczędzą 35 mld funtów z kasy państwa, redukując biurokrację i kładąc kres marnotrawstwu, okazało się, że 23 mld funtów z tej sumy ma być przeznaczone na inne wydatki budżetowe, a tylko reszta (i to nie na pewno) umożliwiłaby cięcia podatków. Eksperci uznają, że ogłoszenie takich planów tuż przed wyborami jest raczej aktem rozpaczy niż poważnym programem. Jeśli torysi wytrwają przy swych zamierzeniach, to szansę na triumf mają w następnych wyborach - oczywiście pod warunkiem, że Wielki Tony usunie się w cień.
WSZYSTKO NAJ... |
---|
Okres rządów Tony`ego Blaira to: najdłuższy wzrost gospodarczy od 200 lat najniższe bezrobocie od lat 70. najniższe stopy procentowe od lat 60. najniższe stawki kredytów hipotecznych od 40 lat Źródło: kampania Partii Pracy "Britain is working" |
Więcej możesz przeczytać w 14/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.