Jest 5 nad ranem. Pistolet przystawiony do mojej szyi wygląda jak zabawka. Jego lufa jest plastikowa i ma różowawy kolor. Nic mnie nie paraliżuje, życie nie przelatuje mi przed oczami, czas nawet nie staje w miejscu. – Lo siento, pero… [„Przepraszam, ale…” – red.] – mówi złodziej i wyjmuje z kieszeni mojej kurtki telefon. Po chwili ucieka do czekających na niego wspólników. Tak po raz pierwszy w życiu zostałem napadnięty z bronią w ręku. Dwa tygodnie temu.
Szukanie guza
Wenezuelczycy, którym opowiadam tę historię, są bardzo zdziwieni. „Tylko telefon? Normalnie biorą wszystko razem z butami, que extraño [bardzo dziwne – red.]”. Nieznane są statystyki napadów w Caracas. W mieście, gdzie dochodzi do dziewięciu morderstw dziennie, nikt już nie liczy tak banalnych rzeczy jak napady. Wiadomo po prostu, że to najniebezpieczniejsza stolica świata. Opowieścią o napadzie z gunpointem (wymierzoną bronią) mogę więc szokować moich polskich znajomych, ale nie Wenezuelczyków. Wszyscy moi wenezuelscy znajomi mają podobne doświadczenie za sobą. Poza tym jestem „Polaco loco” [szalony Polak – red.], bo chodzenie pieszo w nocy to szukanie guza. Nocą w Caracas rządzi strach.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.