Dworzec Centralny w Warszawie zyskał w tym roku nowego patrona. Nazwisko kompozytora znają niemal wszyscy Polacy – w końcu w każdym mieście jest ulica Stanisława Moniuszki. Co bardziej dowcipni sugerowali, żeby dworcową halę główną przerobić na Halkę główną, z której wychodzi się na Straszny dwór. Minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński zaznaczył, że: „W ten sposób Warszawa będzie wyjątkową stolicą świata, gdzie dwa największe porty komunikacyjne – Lotnisko Chopina i Dworzec Moniuszki – będą nazwane imionami naszych wielkich kompozytorów”. Ale ilu z nas potrafi zanucić jakąś arię z „Halki” albo „Strasznego dworu”, ewentualnie zaśpiewać fragment pieśni ze „Śpiewnika domowego”? A przecież artysta napisał osiem oper i kilkanaście operetek, ponad 300 pieśni, kilkadziesiąt utworów kameralnych i symfonicznych, wiele utworów religijnych. Warto zdjąć go z cokołów i zadać sobie pytanie, co naprawdę wiemy o urodzonym 200 lat temu „drugim po Chopinie wieszczu narodowym”.
Szlachecki awangardzista
– Jesteśmy dziedzicami zaniedbań wielu pokoleń. Już w latach 30. XX w. pisano, że: „Kultura polska wyrządza krzywdę Moniuszce”. Zygmunt Stary, nobilitując rodzinę Moniuszki, nadał jej herb Krzywda. Profetycznie – mówi w rozmowie z „Wprost” Waldemar Dąbrowski, dyrektor Teatru Wielkiego – Opery Narodowej, pełnomocnik ds. organizacji obchodów Roku Moniuszkowskiego. Autora „Halki” zapamiętaliśmy jako starszego, otyłego mężczyznę w okularach. A przecież w swoich czasach był człowiekiem na wskroś nowoczesnym. Właściwie skazanym na nowoczesność od urodzenia. Przyszedł na świat w 1819 r. w Ubielu, majątku znajdującym się na terenie dzisiejszej Białorusi. Pochodził z bardzo dobrej, ale nietypowej, bo postępowej, rodziny. Jego stryj – Dominik Moniuszko – postanowił podzielić swój majątek pomiędzy chłopów, których edukował w zbudowanych przez siebie szkołach. Działo się to 30 lat przed zniesieniem pańszczyzny, więc jego środowisko nie patrzyło na te eksperymenty społeczne przychylnie. Po śmierci Dominika nikt nie kontynuował jego postępowych planów. Stanisław odziedziczył po nim księgozbiór liczący tysiąc egzemplarzy, który stanowił podstawę jego wszechstronnej edukacji. Był poliglotą i jak na obywatela zniewolonego kraju sporo podróżował. Odwiedził m.in. Paryż, Pragę, Bratysławę, jeździł po imperium rosyjskim.
Kompozytor, który kiedyś spoglądał na nas z banknotów o nominale 10 tys. zł – to chichot historii – nigdy nie radził sobie dobrze z pieniędzmi. Zamiast zajmować się majątkiem, postanowił zostać muzykiem. Kształcił się w Warszawie, Wilnie, w końcu w Berlinie. Zarabiał, grając na organach, ucząc gry na fortepianie. Był też działaczem społecznym, wspomagał amatorskie orkiestry, zakładał chóry i kółka śpiewacze.
Chude lata
Pierwsze kroki kompozytorskie Moniuszki nie były łatwe – w Wilnie trudno mu było znaleźć wykonawców do odegrania jego dzieł, poza tym problemy robiła mu carska cenzura. Próbował znaleźć uznanie w Rosji. Odwiedził Moskwę, w Sankt Petersburgu starał się o posadę dyrygenta w tamtejszej filharmonii. Przegrał wyścig o stanowisko z Wiktorem Każyńskim, autorem melodii „Wlazł kotek na płotek”. Ale gdyby dostał posadę w Rosji, prawdopodobnie nie obchodzilibyśmy Roku Moniuszkowskiego.
W końcu zdobył posadę dyrektora – dyrygenta Teatru Wielkiego w Warszawie. Mimo prestiżowej posady trudno było mu się utrzymać – w końcu musiał wykarmić rodzinę (miał siedmioro dzieci) i służbę, razem kilkanaście osób. Wiązał koniec z końcem dzięki pomocy mecenasów, wspierali go m.in. kupiec Henryk Toeplitz i hrabianka Maria Kalergis, która uczyła się u samego Chopina. Kiedy Moniuszce brakowało na obiad, pożyczał drobne pieniądze od swoich wydawców, Gebethnera i Wolffa. Był przepracowany i prowadził niezdrowy tryb życia, zmarł w wieku 53 lat na zawał serca. Jego pogrzeb stał się patriotyczną manifestacją – uczestniczyło w nim 80 tys. osób.
Nieporozumienia wokół wieszcza
W życiu Moniuszki bywało różnie. Ale zawsze towarzyszyła mu świetna muzyka. Lekka, ale dramatyczna, czasami melancholijna; pełna ciekawych barw, chwytliwych melodii, romantycznych odniesień do muzyki ludu.
Kojarzymy Moniuszkę z patosem i szlacheckimi kontuszami, ale jeśli sięgniemy głębiej w libretta jego dzieł scenicznych, okaże się, że są to utwory bardzo dowcipne i niejednoznaczne. Utarło się, że „Straszny dwór” powstał jako reakcja na powstanie styczniowe. Badania muzykologiczne udowodniły, że opera została napisana wcześniej. Z kolei „Halka” to dzieło wręcz wywrotowe – pisać o dramacie chłopki, kiedy społeczeństwo ciągle pamięta krwawe wydarzenia rabacji galicyjskiej? Wśród oper Moniuszki warto wymienić „Parię”, opowieść inspirowaną wyobrażeniami o hinduskiej mitologii. Brzmi mało narodowo, prawda? Moniuszko już w momencie pogrzebu został okrzyknięty wieszczem narodowym, twórcą nowoczesnej polskiej opery. Niestety, równie szybko zaprzestano grywać jego utworów, po prostu pojawiły się inne mody. Jego muzyka zaczęła być orkiestrowana przez kolejne pokolenia kompozytorów, tak żeby brzmiała bardziej „współcześnie”.
Straciła przez to swój oddech, lekkość – nabrała za to topornej wagnerowskiej powagi. Dopiero w XXI w. muzykolodzy zaczęli badać rękopisy Moniuszki, zastanawiając się: czego my właściwie przez ten cały czas słuchaliśmy? Do podobnych wniosków dochodzą twórcy teatralni, którzy odczarowują Moniuszkę z kostiumu socrealistyczno-patriotycznego. Odnajdują w jego dziełach opowieści uniwersalne, nie tylko narodowe.
Zaniedbane dziedzictwo
Dziś wcale nie jest łatwo poznać twórczość tego „drugiego po Chopinie” polskiego kompozytora. 200 lat zaniedbań odbiło się na Moniuszkowskim dorobku fonograficznym – dobre (i łatwo dostępne) nagrania jego muzyki są rzadkością. Wielbiciele śpiewu operowego powinni zacząć od przeszukiwania bogatej biblioteki portalu YouTube, można tam znaleźć arie z oper Moniuszki w wykonaniach dawnych mistrzów polskiej opery: Andrzeja Hiolskiego, Wiesława Ochmana, Bernarda Ładysza, Bogny Sokorskiej, Haliny Słonickiej, Teresy Żylis-Gary. Po klasykach można sięgnąć po młodsze talenty, które z powodzeniem koncertują w największych salach operowych Europy: Aleksandrę Kurzak, Piotra Beczałę, Mariusza Kwietnia. Aby poznać Moniuszkę lżejszego, pozbawionego ciężaru narodowej zbroi, w którą przyodziali go krytycy z poprzednich epok, warto sięgnąć po nagranie „Halki” przetłumaczonej na włoski w wykonaniu Europy Galante i Chóru Opery Podlaskiej pod dyrekcją Fabia Biondiego.
To wykonanie zrealizowane na instrumentach z epoki Moniuszki – różnicę usłyszą nie tylko osłuchani odbiorcy. Warto też poznać kantatę „Widma” w wykonaniu Wrocławskiej Opery Barokowej pod batutą Andrzeja Kosendiaka. To Moniuszko poważniejszy, próbujący muzycznie przedstawić słowiańskie obrzędy z II części „Dziadów” Mickiewicza. Co z pieśniami, repertuarem kameralnym, religijnym? Tu sytuacja jest dużo gorsza. Waldemar Dąbrowski, koordynator Roku Moniuszkowskiego, podsunął ostatnio słynnemu pianiście Januszowi Olejniczakowi partytury fortepianowych utworów Moniuszki. Ten widział je po raz pierwszy w życiu, chociaż muzyka polska stanowi istotną część jego repertuaru. – Twórczość religijna Moniuszki też jest prawie nieznana, nawet niektórym hierarchom kościelnym, z którymi rozmawiałem – mówi Dąbrowski. Miejmy nadzieję, że 2019 r. przyniesie nagrania, które zagospodarują pustkę po jednym z największych polskich kompozytorów XIX w. Twórczością Moniuszki zachwycił się Fabio Biondi, włoski dyrygent specjalizujący się w muzyce dawnej – czy Moniuszko w końcu zrobi karierę międzynarodową?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.