„Pęd karierze doda, jeśli zrobisz loda” – lubi sobie zażartować w „Gorącym temacie” Roger Ailes, medialny potentat i w ostatnim półwieczu jeden z najbardziej wpływowych mężczyzn po prawej stronie amerykańskiej sceny politycznej. Człowiek, który doradzał i pomógł dostać się na szczyt Richardowi Nixonowi, Ronaldowi Reaganowi, George’owi Bushowi, w końcu stworzył i żelazną ręką prowadził największą w kraju kablową telewizję informacyjną – Fox News. Jego ludzie na wizji atakowali „lewaków”, „socjalistów”, „feminazistki”, imigrantów, wykluczonych. A jak pokazują twórcy zarówno filmu, jak i HBO-wskiego serialu „Na cały głos”, w swojej stacji prezes tworzył podobną atmosferę.
Bo tak naprawdę nie żartował. Roger Ailes przez dekady molestował kobiety. Dotykał, pozwalał sobie na uwłaczające komentarze, zmuszał do seksu oralnego. Groził. Stworzył machinę, która tuszowała jego przemoc. Aż przyszły nowe czasy. Gigant upadł, gdy w 2016 r. milczenie przerwała dziennikarka Gretchen Carlson, a w ślad za nią zdecydowało się zeznawać ponad 20 kobiet. Dzisiaj opowiadają o tym artyści. Próbują zrozumieć mechanizmy, które tak długo rządziły tą machiną opresji.
System, nie jednostka
Fali #MeToo zatrzymać się już nie da. Ruch zmienił myślenie nie tylko o molestowaniu seksualnym. Wywołał dyskusje o równouprawnieniu, miejscu kobiet w showbiznesie, ich wizerunku w kulturze popularnej. W ciągu roku pracę straciło ponad 200 mężczyzn z topu świata mediów i showbiznesu, wobec których zarzuty przemocy seksualnej się potwierdziły. Coraz więcej umów wielkich studiów zawiera klauzule gwarantujące aktorkom bezpieczne warunki pracy, głośno mówi się o różnicach płac. Według badań uniwersytetu w San Diego odsetek kobiet zatrudnianych jako reżyserki, scenarzystki, operatorki, montażystki i operatorki w 100 największych amerykańskich produkcjach wzrósł w 2019 r. z 16 do 20 proc. Jednak to wszystko wciąż pierwsze kroki w dobrą stronę, które w dodatku spotykają się z niechęcią ludzi o konserwatywnej mentalności, co widać jak w lustrze w debatach o Romanie Polańskim.
Dlatego dzisiaj showbiznes robi wszystko, aby #MeToo pozostało rewolucją, a nie tylko chwilowym poruszeniem. Niemal od początku, gdy w 2017 r. „New York Times” i „New Yorker” opublikowały artykuły o Harveyu Weinsteinie, analitycy komentowali, że nie wolno koncentrować się na jednostkach. Nie chodzi o „odstrzelenie” Weinsteina, Kevina Spa-cey’ego, Jamesa Tobacka, tylko o systemowe zmiany. Nic więc dziwnego, że i na ekranie twórcy opowiadają o przemocy seksualnej wśród elit, klasy kreatywnej, w mediach. – Zszokowało mnie, że dotychczas najgłośniejsze filmy na ten temat to „W sieci” i „Fatalne zauroczenie”. W obu to kobiety były sprawczyniami – mówiła izraelska reżyserka Michal Aviad, prezentując „Kobietę pracującą”. W ciekawy dialog z ruchem, z feministycznych, ale niepozbawionych krytyki, pozycji wchodziła Dunka May el-Toukhy w „Królowej Kier”. W dokumencie „Bikram: jogin, guru, przestępca seksualny” Eva Orner opisała sposób działania opresyjnego celebryty fitnessu. Ale to wszystko kino niezależne. Hollywood zajął się tą sprawą dopiero teraz.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.