„Pseudoelity zazdroszczą Polakom sylwestra” – taki pasek pojawił się w głównym wydaniu „Wiadomości” w zeszły czwartek. To odpowiedź na słowa Hanny Lis, która dzień wcześniej porównała „Sylwestra Marzeń” TVP i Jacka Kurskiego do Sowietów i nazistów, twierdząc, że morduje on polską inteligencję. Co ciekawe, w tej medialnej wojnie nie poszło ani o politykę, ani nawet o pieniądze tylko o... disco polo. Bo to gwiazdy tego gatunku muzyki od lat królują na scenie w Zakopanem i w ramówce TVP, z czym ludziom o, powiedzmy, innych muzycznych gustach trudno się pogodzić.
Tyle że to właśnie występy Zenka Martyniuka przyciągają najwięcej widzów przed telewizory. W tym roku miał paść frekwencyjny rekord. W szczycie oglądalności przy piosenkach króla disco polo bawiło się 8 mln widzów. Mało tego. Według raportu Kurskiego cały „Sylwester Marzeń” oglądało 6 mln osób. Według danych Nielsena było ich co prawda o milion mniej, ale to i tak zdecydowanie więcej, niż miała konkurencja. Polsat zanotował zaledwie 2,2 mln, a TVN 1,4 mln widzów. A do tego trzeba jeszcze dodać transmitowany na żywo w drugi dzień świąt, prosto z Opery i Filharmonii Podlaskiej, benefis Zenka Martyniuka. On również okazał się telewizyjnym hitem.
– Z punktu widzenia profesjonalnego muzyka trudno jest mówić o disco polo. Sama jestem zdziwiona, że ludzie bawią się przy tym na weselach – zastanawia się nad fenomenem tego gatunku piosenkarka Agata Steczkowska.
Artystka nie zdaje sobie jednak sprawy, jak bardzo sprofesjonalizowała się ta cała branża. Dzisiaj to potężny przemysł. Wręcz oddzielna gałąź gospodarki. Klipy są kręcone w Dubaju, USA czy Hiszpanii przez najlepsze agencje, koncerty odbywają się na największych stadionach, a artyści obracają milionami złotych. Do tego olbrzymia część z nich wchodzi w zupełnie inne biznesy.
300 koncertów w 365 dni
Za swój sylwestrowy występ Zenek Martyniuk mógł dostać nawet 70 tys. zł. To oczywiście astronomiczna stawka, którą da się wynegocjować tylko raz w roku. Ale jego standardowy cennik również szokuje. Za zwykłą imprezę na dyskotece Martyniuk może kasować nawet tys. zł, a za koncert plenerowy ok. 35 tys. zł. Nieco mniej za plener życzą sobie zespoły Bayer Full, Boys czy Weekend. Mówimy tu o kwotach rzędu ok. 20-25 tys zł. Ale nawet najmniej znani lub dopiero zaczynający w branży oczekują co najmniej 5 tys. zł.
Są też imprezy zamknięte, na których bardzo chętnie pojawiają się wszyscy bez wyjątku. Trzeba tylko wynegocjować stawkę oraz zakres usług, czyli liczbę utworów do zagrania. Ale może też chodzić o prowadzenie samej imprezy. Co roku na eventach Mlekovity, czyli największego przetwórcy mleka w tej części Europy, spotkać można same rekiny polskiego disco. W tym roku na wigilii firmowej kolędy śpiewała Agnieszka Drewnicka z popularnego zespołu Exaited.
– W ciągu kilku ostatnich lat stawki rzeczywiście nieco poszły w górę. Chociaż gdybyśmy mieli porównywać obecny i miniony sezon, to raczej utrzymują się w miejscu. Ale są i tak o wiele niższe niż np. u rockmanów – tłumaczy Joanna Kaczanowska, na scenie znana jako piosenkarka Etna.
Tylko że rockmani grają góra po kilkadziesiąt koncertów rocznie, a najbardziej pracowici discopolowcy potrafią ich zagrać nawet 300 w roku!
Chłystek z Grajewa i cesarz disco polo
Jak łatwo policzyć, przychody najlepszych trzeba liczyć w milionach złotych. W branży mówi się, że jedynym, który może w ciągu roku przebijać magiczną barierę miliona dolarów, nie złotych, jest właśnie Zenek Martyniuk. Ale już dziewięć lat temu Tomasz Niecik od discopolowego hitu „Cztery osiemnastki” chwalił się, że jest w stanie zarobić pół miliona złotych w rok. Jego zarobki nakręcał kontrowersyjny program „Łowy króla disco” nadawany w muzycznej stacji Viva. Niecik szukał w nim żony, a dziewczyny z całej Polski przyjeżdżały walczyć o jego względy. Wówczas dla części polskiego społeczeństwa prawdziwym szokiem było to, że twarz jakiegoś „chłystka z Grajewa”, jak sam o sobie mówił Niecik, wisi na billboardach w największych polskich miastach. To był kamień milowy w historii disco polo. Od tamtej pory popularność zespołów i całego nurtu nieustannie rośnie.
– To dlatego, że nasza branża naprawdę otwarta jest na zwykłego człowieka – tłumaczy Etna. – Nie mamy problemu, żeby zagrać na czyimś weselu albo w najmniejszej miejscowości w kraju. Zresztą działa to też w drugą stronę: na nasze koncerty ludzie potrafią przejechać nawet 500 km – mówi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.