Islamofobia, judeofobia, homofobia, ksenofobia.... Dlaczego nie lubimy tych, którzy się od nas różnią?
Nie wiem, ale wiem, że nie są to postawy wrodzone. Małe dzieci nie czują niechęci do inności, co najwyżej ciekawość. Nie ma więc czegoś takiego jak ontologiczna ksenofobia czy antropologiczny rasizm. To produkt relacji ekonomicznych i politycznych. Ale produkt o wyjątkowej trwałości. Ostatnim, który wierzył w jego przeterminowanie, był Karol Marks. Twierdził, że światowa rewolucja doprowadzi do zniesienia klas i państw, a więc i narodowych nienawiści. Wierzył w internacjonalizm i kosmopolityzm, tak jak ludzie oświecenia wierzyli w uniwersalne wartości i powszechne braterstwo. Tymczasem jedna i druga wiara okazała się płonna. Ekonomiczny globalizm, który miał wyzwolić człowieka z zależności, uzależnił go jeszcze bardziej. No i trzeba pamiętać, że tłem oświeceniowej idei braterstwa i równości wszystkich ludzi był kolonializm oparty zarówno na wyzysku ekonomicznym, jak i na wspierającej eksploatację teorii wyższości jednych ras nad drugimi. Dzisiejsza islamofobia zrodziła się właśnie z matrycy kolonialnej.
W Polsce, która nie należała do krajów, w tradycyjnym sensie, kolonialnych i która dziś jest jednym z bar-dziej homogenicznych narodów świata, niechęć wobec obcych mocno się trzyma. Islamofobia w postaci strachu przed „uchodźcami-terrorystami-gwałcicielami-nosicielami pasożytów” – też.
Nie potrzeba Żydów, by istniał anty-semityzm. Nie potrzeba muzułmanów, by istniała islamofobia. Żyd i muzułmanin to figury metaforyczne, na użytek polityczny stosowane w różnych kombinacjach. Tak jak dawny antysemityzm łączył figurę Żyda z komunizmem i zagrożeniem „bolszewicką zarazą”, tak dzisiejszy nacjonalizm żywi się islamofobią kojarzącą każdego muzułmanina z zagrożeniem terrorystycznym. Jednak – powtarzam – ksenofobia i rasizm to wytwory relacji ekonomicznych i politycznych. Dla wielu polityków zarządzanie strachem przed obcymi jest narzędziem zarówno budowania tożsamości wspólnotowej, jak i wykluczania, dzielenia.
Liczba polityków zarządzających strachem i ruchów, które żywią się ksenofobią, stale rośnie. Czy zagraża nam faszyzm? W pana pierwszej książce wydanej w Polsce „Europejskie korzenie przemocy nazistowskiej” mamy jasno postawioną tezę: Holocaust i okropieństwa II wojny to nie przypadek, to nie niezrozumiały akt barbarzyństwa. Nazizm to wytwór imperializmu, kolonializmu, nowoczesnej nauki i brutalizacji życia politycznego po I wojnie. To produkt naszej wspaniałej, postępowej, nowoczesnej i racjonalnej cywilizacji. Czy ta cywilizacja może dziś wyprodukować podobne zjawisko?
Nie. Faszyzm jest zjawiskiem historycznym. Nie rozciągałbym tej nazwy na współczesność. Bardziej uniwersalnym określeniem jest totalitaryzm. Z pewnego punktu widzenia żyjemy w czasach totalitaryzmu.
Gułag, obozy, eksterminacje?!
Oczywiście że nie. Definiuję totalitaryzm tak, jak Hannah Arendt, według której totalitaryzm to destrukcja polityki jako przestrzeni publicznej, w której funkcjonują różne podmioty. Prawdziwa polityka to dla Arendt sfera równości, wolności (przede wszystkim wolności słowa) i różnorodności, to dziedzina działań pozbawionych przemocy. Gdy pojawia się przemoc i gdy ludzie przestają interesować się światem, który jest pomiędzy nimi, lub gdy świat i opinie stają się jednolite, polityka zanika.
Arendt pisała, że czasy, w których „światło przestrzeni publicznej przygasa”, gdy „ludzie przestają wymagać od polityki czegokolwiek prócz tego, by na-leżycie uwzględniała ich interesy życiowe i prywatną wolność”, trzeba nazwać mrocznymi.
I żyjemy w takich czasach. Ale nie chodzi o faszyzm, komunizm czy terroryzm. Chodzi o urzeczowienie świata. Nasze dzisiejsze relacje są czysto towarowe, nasze zachowania, pragnienia, nasze dusze i ciała kształtuje rynek. Dochodzimy do czegoś, co piętnował Theodor Adorno: stajemy się dodatkami do świata towarów. Nie ma już obywateli, nie ma debat, jesteśmy konsumentami i tylko konsumentami. Rynek ma dziś charakter niemal sakralny; to religia, która leży u podstaw polityk społecznych i gospodarczych państw wysoko rozwiniętych, niezależnie od tego, czy ich rządy są prawicowe czy lewicowe. Religia, której celem jest zysk. Tej jednowymiarowości dzisiejszego świata nie mogę nazwać inaczej niż totalitaryzmem. I to jest tło dla ruchów, które nazywam postfaszystowskimi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.