To była najlepsza zima od lat. Jesteśmy zachwyceni i liczymy, że następna będzie taka sama. Zanotowaliśmy wzrost przychodów w całej branży turystycznej w porównaniu z ubiegłym rokiem – mówi Agata Wójtowicz, prezes Tatrzańskiej Izby Gospodarczej. Jedynie ona i przedsiębiorcy z Podhala mogą być zadowoleni. U nich temperatura była wręcz idealna dla turystów. Ale biznes, uzależniony od ujemnych temperatur w reszcie kraju, cierpiał. Według synoptyków to była najcieplejsza i najmniej śnieżna zima w historii Polski.
Ośrodek narciarski Szelment koło Suwałk szacuje, że w tym roku będzie miał o pół miliona mniej przychodów. – Cały nasz region mógł stracić grubo ponad 5 mln zł – wylicza Paweł Żuk, prezes Wojewódzkiego Ośrodka Sportu i Rekreacji Szelment z Podlasia.
To jeszcze zrozumiałe, bo północna część kraju nigdy nie była zimowym zagłębiem turystycznym. Na narty jedziemy przecież w góry, a nie na Mazury. Ale z wyjątkiem małego skrawka Podhala całe południe kraju też traciło na ciepłej zimie. Przedsiębiorcy od Dolnego Śląska po Bieszczady liczą straty. Większość z nich nawet nie naśnieżała swoich stoków. Po prostu stały puste. A wraz z nimi reszta turystycznego przemysłu.
Ale nie o narty i snowboard tutaj chodzi. Wiosna zimą dała się także we znaki mechanikom samochodowym, właścicielom solariów, stacjom benzynowym, taksówkarzom, rolnikom, a nawet aptekom i lumpeksom.
Truskawki w lutym
Ponad 3 mld zł – tyle w zeszłym roku kosztowała nas wszystkich susza, z którą walczyli przede wszystkim rolnicy. I chociaż do letnich upałów jeszcze daleko, to już po tej zimie możemy być pewni, że tegoroczne zbiory będą gorsze od poprzednich. A to dlatego, że w grudniu temperatura w Polsce była o 3,7 st. C wyższa od średniej. W styczniu o ponad 4 st. C. Długotrwały brak opadów śniegu czy deszczu ze śniegiem powoduje ubogie nawodnienie gleby. Gdzieniegdzie jest ono na dramatycznym poziomie 35 proc.
– To z kolei rodzi problem z wegetacją roślin – ostrzega Daniel Kociołek, kierownik wydziału komunikacji społecznej w Państwowym Gospodarstwie Wodnym Wody Polskie.
Zboża, owoce i warzywa mogą nam po prostu nie wyrosnąć. Najbardziej narażone są jabłonie, grusze, śliwy, wiśnie czy czereśnie. Ale nie powinniśmy mieć złudzeń. Susza nie oszczędzi także innych roślin. Bo uprawy ozime, takie jak pszenica czy rzepak, po prostu potrzebują przemrożenia. Brak śniegu zimą powoduje suszę latem. Tylko pozornie straci na tym branża rolno-spożywcza. Jej straty szybko odczują klienci, którzy w tym roku za warzywa i owoce będą musieli zapłacić jeszcze więcej.
Wcześniejsza wegetacja tworzy prawdziwe anomalie. We Włoszech już w połowie lutego rozpoczęły się zbiory truskawek. Co jeszcze dziwniejsze, dojrzał tam nawet bób, który normalnie dostępny jest w maju. Teoretycznie można się z tego cieszyć. Nasze ulubione owoce będą szybciej dostępne. Ale szybsza wegetacja nie jest niczym dobrym. Bo teraz nawet najmniejszy przymrozek może spustoszyć takie niespodziewane plony.
O swoje przychody obawiać się mogą również Lasy Państwowe. Brak odpowiedniego nawodnienia gleby nie jest zagrożeniem jedynie dla rolników. Cała gospodarka leśna uzależniona jest od wody. Z roku na rok rośnie liczba pożarów lasów. W 2018 r. strażacy wyjeżdżali do takich interwencji 8 tys. razy. W ubiegłym roku już 9 tys. Bo tutaj, podobnie jak na terenach rolniczych, brak śniegu powoduje wysuszenie gleby. Konsekwencją są letnie pożary. Braku zimy i pokrywy śnieżnej nie da się nadrobić nawet potężnymi wiosennymi deszczami.
– Wysoka temperatura oraz niska wilgotność. To przyczyniło się do większej liczby naszych interwencji – mówi Sławomir Brandt z Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Poznaniu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.