Parafrazując tytuł książki Cormaca McCarthy’ego – rap to nie jest branża dla starych ludzi. Gatunek od zawsze zmieniały płyty wydawane przez bardzo młodych artystów. Ikoniczny „Illmatic” Nasa to dzieło 20-latka, „Long Live the Kane” Big Daddy Kane’a również. Rakim i LL Cool J debiutowali jeszcze wcześniej. Zresztą nie tylko nowojorczycy zaczynali tak młodo. OutKast, wizjonerski duet z południa, wyszedł z cienia w wieku nastoletnim. Ice Cube na pierwszej płycie antysystemowego, kalifornijskiego N.W.A. nie miał skończonej dwudziestki.
Nad Wisłą sprawy wyglądały przez długi czas inaczej. Rynek trzymali doświadczeni gracze, a młodzi latami frustrowali się, walcząc o kontrakty, koncerty, rząd dusz. Patrząc na scenę w roku 2019, wyraźnie widać, że radzi sobie na niej zarówno pokolenie Y, jak i pokolenie X. Weteran Borixon stał się hersztem generującej singiel za singlem grupy Chillwagon. Ceniony już w latach 90. Sokół zachwycał pierwszą solową – wydaną po czterdziestce – płytą, bez kompleksów zszywając stare brzmienie z nowym. Aktywni pozostawali urodzeni w latach 70. Tede i Peja. Jeśli jednak trzeba by wybrać najważniejszy rapowy numer zeszłego roku, głównym kandydatem będzie „Patointeligencja” nastolatka Maty, piosenka, wokół której rozgorzała ogólnopolska dyskusja. Postmodernistycznym, alternatywnym produktem eksportowym okazał się kolejny nastolatek (zauważony w branżowych plebiscytach, komplementowany przez Jakuba Żulczyka czy Konstantego Usenkę) – raper Koza z fascynującym, rozgorączkowanym albumem „Mystery Dungeon”. Najchętniej słuchanym krążkiem na portalu streamingowym Spotify był z kolei „Kwiat polskiej młodzieży” Bedoesa (rocznik ’98).
W 2020 r. młodzież zdecydowanie kwitnie. Marzec nie zdążył jeszcze rozpocząć się na dobre, a już uderzyły mocne wydawnictwa Maty, Kozy, dwujęzycznego, legitymującego się sznytem francuskich podwórek Kabe (’00). Do puli dorzucić można imponującego szybkością rapowania Okiego (’98), rozczulająco autoironicznego Jana-Rapowanie (’98) czy bliższego „trapowej” (podgatunek rapu) części publiczności Be Visa (’00). Kiedy piszę te słowa, świetnie radzi sobie „Swimming Lessons”, wspólny numer Young Igiego (’99) i Schaftera (’03). Trwa też wyczekiwanie na płyty twórców nieco starszych, wciąż mających jednak jeszcze sporo do udowodnienia – debiut Gverilli (’96) i kolejną woltę Otsochodzi (’96). Światło dziennie ma ujrzeć dopieszczany od dłuższego czasu krążek Barto’cuta12 (’97), rapera i producenta jak mało kto wyczuwającego abstrakcję. Co jest wspólnym mianownikiem tych artystów?
Odbiegać od kanonu
– Młodych łączą niesamowicie otwarte głowy i szerokie spektrum patrzenia na muzykę. Oni szybciej sięgną po eksperymenty od raperów, którzy są już na scenie dłużej i mają więcej do stracenia. To dla nich naturalne – mówi Łukasz Rawski, dziennikarz i animator, który już w 2012 r. w projekcie „Swag jak sk****syn” pokazał przekrój młodej sceny.
Rap nienawidzi generalizacji i każdej się wymyka. Z pewnością jednak jego młodą generację łączy przekonanie, że w muzyce wszystko wolno. To, z jakiego miasta i kraju jesteś, nie ma znaczenia, każdy zestaw inspiracji ma szansę na akceptację, kicz bywa nie tylko tolerowany, lecz wręcz pożądany.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.