Czy zniesienie wiz do USA to naprawdę była tylko kwestia zmniejszenia wskaźnika odrzuconych wniosków?
To był jeden z zatwierdzonych przez Kongres warunków przyjmowania krajów do programu Visa Waiver. Widzieliśmy, jakie są liczby, zrobiliśmy więc kampanię nt. konieczności zmniejszenia wskaźnika odmownie załatwianych wniosków. Polacy na nią zareagowali. Włączyły się także amerykańskie firmy w Polsce, które zaczęły wysyłać polskich pracowników do USA, żeby zmniejszyć ten wskaźnik. Cały proces był jednak bardziej skomplikowany. Wymagał połączenia wysiłków różnych agencji i resortów po obu stronach. Obaj prezydenci – Andrzej Duda i Donald Trump – dali podległym im instytucjom jasno do zrozumienia, że zniesienie wiz to absolutny priorytet. Wyznaczyli ludzi odpowiedzialnych za koordynację i pilnowanie, żeby żadna z agencji nie utknęła w biurokracji. Ja byłam kimś w rodzaju dyrygenta tej orkiestry.
Kto wpadł na pomysł, żeby ogłoszenie zniesienia wiz nastąpiło w Dzień Niepodległości Polski?
Byliśmy w Nowym Jorku na sesji Narodów Zjednoczonych, gdzie miało miejsce spotkanie prezydentów Polski i USA. Prezydent Trump wiedział już wtedy, że wszystko, co trzeba było zrobić w sprawie wiz, zostało zrobione. Spytał więc prezydenta Dudę, kiedy miałby to ogłosić, a wasz prezydent odpowiedział: „Zróbmy to 11 listopada, to jest nasz Dzień Niepodległości!”. Powiem panu, że wszyscy obecni w sali, a były tam całe gabinety prezydenta Trumpa i prezydenta Dudy, po prostu wstrzymali oddech. Każdy wiedział, że potrzeba kilku miesięcy, żeby przeprowadzić to przez Homeland Security i Kongres. A to był koniec września. Jednak prezydent Trump po prostu powiedział: „W porządku, zakończcie to przed 11 listopada!”.
Pamiętam wielkie poruszenie, gdy ogłoszono, że osoba bez dyplomatycznego doświadczenia zostanie ambasadorem USA w Warszawie. Czuje się już pani zawodowym dyplomatą?
Skąd, nigdy nim nie będę. I nie po to prezydent mnie wybrał. On wie, że koncentruję się na rezultatach i lubię walczyć o wygraną. Wiedział też, że znajdę sobie drogę w biurokratycznej dżungli i nie dam się jej pochłonąć. Być może dlatego byłam w stanie osiągnąć sukcesy, bo działam inaczej niż zawodowy dyplomata. Nie mówię, że lepiej czy gorzej, po prostu inaczej.
Mamy już ruch bezwizowy z USA, podpisaliśmy umowę na zakup nowoczesnych myśliwców F-35. Jakie są teraz priorytety w relacjach polsko-amerykańskich?
Pracujemy ciężko, żeby pomóc Polsce w uzyskaniu pełnej niezależności energetycznej. Osobiście bardzo by mnie satysfakcjonowało, gdyby Polska nie przedłużyła kontraktu z Gazpromem. Byłoby fenomenalnie, gdybyście mogli stać się niezależni energetycznie już od 2022 r. W waszym regionie nikt, nawet Niemcy, nie może tego o sobie powiedzieć.
Niemcom to chyba nie przeszkadza.
Ale wam tak. I robicie wiele, żeby to zmienić. Zbudowaliście infrastrukturę dla importu gazu skroplonego LNG. Teraz chcecie ciąć emisję CO2, a jedną z najczystszych dostępnych technologii jest energetyka nuklearna. Mamy już wstępne porozumienie w sprawie budowy elektrowni jądrowej w Polsce, szukamy finansowania. To jest jeden z wielkich priorytetów.
Czy USA rozważają bezpośrednie zaangażowanie funduszy federalnych w amerykańską ofertę?
Z pewnością są takie możliwości. Zaangażowanie prywatnego sektora jest uzależnione od dochodowości projektu i jestem pewna, że taki model biznesowy da się skonstruować. Jeśli chodzi o inwestowanie pieniędzy amerykańskich podatników w elektrownię atomową w Polsce, nie mamy jeszcze gotowego mechanizmu, ale właśnie wróciłam z Waszyngtonu, gdzie ta sprawa jest absolutnym priorytetem. Spędziłam wiele czasu z sekretarzem ds. energii Danem Brouillette, szukając sposobów na znalezienie finansowania federalnego dla tego projektu.
Konkurencja także jest zainteresowana tym przetargiem. Wiele firm już oferuje zaangażowanie finansowe swoich rządów.
Inne kraje oferują wiele rzeczy, żeby tylko dostać ten kontrakt. Niektóre nawet to, czego nie mają. W energetyce jądrowej potrzebny jest zaufany partner, taki, którego znacie i wiecie, że jest uczciwy i transparentny. Oczywiście, jeśli możecie kupić taniej i lepiej, po prostu to zróbcie. Stany Zjednoczone nie boją się konkurencji cenowej ani jakościowej. A jeśli możemy wesprzeć naszych sojuszników finansowo, zawsze to robimy.
Czy rozwijająca się w Europie epidemia koronawirusa nie zaszkodzi planowanym w Polsce manewrom Defender-Europe 20?
Byłam niedawno w Drawsku Pomorskim. Nie chcę wybiegać w przyszłość, ale większość z 20 tys. żołnierzy wraz ze sprzętem i tak już jest w Europie. To jest skomplikowana i niezwykle kosztowna dla amerykańskich podatników operacja. Pokazuje, jak nieprawdziwe są zarzuty, że USA pochodzą do wszystkiego interesownie i że gdybyście nie kupowali naszych produktów, nie byłoby nas tutaj. Takie tezy mnie naprawdę irytują. Czy komuś naprawdę wydaje się, że wysyłanie za ocean amerykańskich córek i synów, gotowych do najwyższego poświęcenia, można sobie po prostu kupić? Nie ma prezydenta USA, który by los tych żołnierzy wystawił na sprzedaż, i nie ma ceny, którą by można za nich zapłacić. A mimo to ciągle słyszę wątpliwości, czy jesteśmy dalej zaangażowani w NATO i pomoc naszym sojusznikom. Ale przecież te manewry nie odbywają się w USA, tylko tutaj, w Polsce.
Nie sądzę, żeby w Polsce kwestionowano zaangażowanie sojusznicze USA.
Ciągle jednak słyszę głosy krytyki, np. gdy polski rząd zdecydował się na zakup F-35.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.