Izraelska polityka w ostatnich dekadach pozostaje pod ogromnym wpływem grup etnicznych. Kadima, największa z 11 partii w Knesecie, ma 29 posłów, a partie etniczne – m.in. prawicowy Nasz Dom Izrael, reprezentujący Żydów z byłego ZSRR, i religijna Szas, skupiająca ortodoksyjnych Żydów sefardyjskich – 40. Aż dziesięciu deputowanych mają trzy ugrupowania arabskie. Taki rozkład sił po-woduje, że mamy permanentny kryzys. W ciągu ostatnich 20 lat żaden Kneset nie dotrwał do końca kadencji. Teraz partia Szas, według sondaży z dużymi szansami w wyborach, postanowiła nie wchodzić w koalicję z Kadimą i wrócić do współpracy z prawicowym Likudem. W tej sytuacji szefowa dyplomacji Tzipi Livni, zarazem przewodnicząca Kadimy i kandydatka na urząd premiera po ustąpieniu Olmerta, ma dwa wyjścia: stworzyć mniejszościowy rząd z lewicą, ryzykując przegraną w wyborach, albo zwrócić mandat prezydentowi Szymonowi Peresowi. Ten zaś w ciągu trzech miesięcy może rozpisać nowe wybory. Ale najprawdopodobniej następny, 18. parlament, będzie jeszcze mniej stabilny, co tylko pogłębi kryzys polityczny. Izrael potrzebuje nowego systemu wyborczego, by uniknąć rozczłonkowania parlamentu. Ariel Szaron, twórca centrowo-liberalnej Kadimy, który za wszelką cenę bronił pokoju w Izraelu, a dziś w szpitalu zmaga się ze śmiercią – jest jakby symbolem obecnej sytuacji w kraju. Izrael traci również szansę bycia jedyną na świecie demokracją, gdzie na czele trzech ważnych sił – rządu, parla-mentu i sądu najwyższego – stoją kobiety.
Więcej możesz przeczytać w 44/2008 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.