Obsadzony w tych poematach w roli oprawcy Donald Tusk zabrał się do delegalizacji hazardu. Następnym krokiem powinna być delegalizacja Mirka Drzewieckiego. A tymczasem Miro bardzo cierpi. Zaszył się (spokojnie, Donek, to przenośnia, wino nadal zasponsoruje) na Florydzie i cierpi. Ponoć kazali tam Białemu Nosowi przeczekać. Tylko kto mu towar dostarcza? W sensie kiszone ogórki, oczywiście.
Biednemu zawsze wiatr w oczy. Kiedy Miro wygrzewa się na Florydzie i kiszonym smutki zagryza, Zbyszek Chlebowski musi stawiać czoło. Idzie mu tak sobie, bo walczy biedaczyna z koleżkami z partii, którzy postanowili go poświęcić, żeby Mira i resztę wybronić. Na razie Chlebowski postanowił zawiesić swe członkostwo. Uch, to boli. Decyzja Chlebowskiego została przez partyjnych kolegów przyjęta ze zrozumieniem, a sam Zbycho dany za wzór jako człowiek tak dalece przestrzegający standardów. Że bohater, to fakt, ale Orygenes w samookaleczaniu poszedł jednak dalej.
Trwa medialny festiwal Gowina, który nie chciał Schetyny. Ponoć ma wystąpić w następnym „Tańcu z gwiazdami". W parze z Julką Piterą.
A propos Pitera. To już cztery miesiące, jak „organy do tego powołane" wyjaśniają sprawę bezdomnego ciecia Grasia i jego oświadczeń majątkowych. Teraz okazuje się, że Graś celowo kwitów nie daje i kombinuje, jak może. Izba Skarbowa odrobiła lekcję Kamińskiego i z karami się nie narzuca – każdy chce jeszcze popracować. Tusk Vision Network też obywatela tym nie kłopocze. Ot, polska norma.
Wróćmy jednak do Gowina, o którym przeczytaliśmy u Piotra Zaremby, że „nie pije z ludźmi alkoholu". Hm, z ludźmi nie pije, tak? Zawsze podejrzewaliśmy, że Gowin ma nas za świnie, ale teraz mamy dowód. Bo z nami i owszem („selerówka" jeszcze nie rozpita, wpadnie pan?).
Jednak sympatyczny poseł z Krakowa to niejedyny medialny lansiarz. Na co drugiej konferencji rządu pojawia się teraz kompletnie nieważny minister od służb Jacek Cichocki, zapewniający wszystkich, że Tusk to kandydat na ołtarze. Cóż, Cichocki to żywy dowód, że można zyskać popularność i stracić twarz. Jak to leciało? „By żyło się lepiej"?
Niektórym już się żyje. Oto tabloidy donoszą, że premierówna Tuskówna na prywatne zakupy popyla służbową lancią papy. I tak dobrze, że cały naród nie płaci za jej waciki. Chyba że płaci, kto tam u nich wie. Zdarzyło się to już jakiś czas temu, ale nie było okazji opisać, więc odrabiamy zaległości.
Oto tuż po odwołaniu Mariusza Kamińskiego obejrzeliśmy jeden z najbardziej niesamowitych materiałów telewizyjnych ostatnich lat. W „Faktach" zastanawiano się nad tym, co dalej z CBA. W roli jedynego eksperta perorującego o skompromitowanych funkcjonariuszach CBA wystąpił… Jerzy Dziewulski! Tak, tak, ten sam koleżka od artystycznego biznesu etc.! I żeby nie było, materiału nie robił żaden stażysta, który nie rozumie różnicy między Dziewulskim a Kamińskim, tylko Grzegorz Kajdanowicz. Ech, zawsze mieliśmy słabość do gwiazd dziennikarstwa: Falska, Barański, Pieńkowska, Kajdanowicz…
Ale Kajdanowicz to i tak pikuś. Ponoć w Polsat News (nie oglądaliśmy, to nie wiemy na pewno) uwielbiający pouczać dziennikarzy Bogusław Chrabota urządził sąd nad Kamińskim. Wystąpili: Marek Dukaczewski, Gromosław Czempiński i Wojciech Brochwicz… W tej sytuacji zupełnie inaczej brzmi stary dowcip: czym różni się Polsat od TVN? Tym, czym wywiad od kontrwywiadu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.