John Galliano, Stella McCartney czy Marc Jacobs zostali sławnymi kreatorami mody dzięki talentowi. Ale łączy ich też to, że ukończyli prestiżowe szkoły projektowania. W Polsce wciąż niewielu projektantów ma taki dyplom. Teraz mogą to nadrobić – właśnie trwa rekrutacja do Katedry Mody na warszawskiej ASP.
Jedyną dotychczas uczelnią w kraju, która prowadziła wydział mody, jest Akademia Sztuk Pięknych w Łodzi. Jej absolwentami są m.in. Marcin Paprocki i Mariusz Brzozowski. W branży zdania na temat poziomu nauczania w łódzkiej ASP są podzielone, przeważają jednak negatywne. – To skostniała, stetryczała uczelnia – twierdzi Tomasz Jacyków, stylista. Podobnie uważa projektant Michał Starost, który ubiera m.in. Monikę Richardson. – Łódź ma odpowiednie zaplecze, ale nie wiedzieć czemu nie potrafi go odpowiednio wykorzystać. Część kadry nadaje się do natychmiastowego odmłodzenia – mówi. Obaj uważają, że najlepszym dowodem na niski poziom kształcenia jest to, iż niewielu absolwentom Wydziału Tkaniny i Ubioru udało się zaistnieć na rynku i odnieść komercyjny sukces. – Brak uczelni wyższych kształcących w kierunku mody wynika z tego, że niegdyś wydziały wzornictwa na akademiach sztuk pięknych były związane z branżą przemysłu jaki dominował w danym regionie. Wrocław był zagłębiem ceramiki i szkła, więc uczelnia była nastawiona głównie na to. W Poznaniu powstało zagłębie meblowe, dlatego uczono projektowania mebli. W Łodzi zaś dominował przemysł włókienniczy, więc to tam ASP zajęła się kształceniem w kierunku projektowania mody – tłumaczy Jerzy Porębski, dziekan warszawskiego Wydziału Wzornictwa i pomysłodawca Katedry Mody. Czasy się zmieniły, ale zaszłości poprzedniej epoki pozostały. Choć uczelnie upodabniają się do siebie, żadna inna ASP (poza warszawską) nie zdecydowała się kształcić projektantów. Działają jedynie liczne szkoły zawodowe i policealne, jak krakowska Szkoła Artystycznego Projektowania Ubioru. Trudno jednak oczekiwać, że osoby z takim wykształceniem podbiją krajowy rynek, o światowym nie wspominając. Dlaczego? Wszystkie rodzime szkoły projektowania mody popełniają podstawowy błąd: kultywują zbyt teoretyczne podejście do mody. Efekt jest taki, że absolwenci snują wizje, zapominając, że ubranie to rzecz użytkowa. Szyją dla siebie, a nie dla klienta. – Edukacja mody w Polsce przypomina liceum plastyczne. Nasze szkoły uczą rysowania mody, a to za mało. Zamiast zajęć z maszynami do szycia są zajęcia z kartkami, a kartka przyjmie wszystko. Pracuje się pra- wie wyłącznie na manekinach, za mało jest zajęć z prawdziwymi modelkami. Przez to młodzi projektanci zapominają, że kobieta ma dwie nogi, dwie ręce, sterczący biust i że wpływa na nią grawitacja – uważa Michał Starost. Naszym szkołom zarzuca się też, że nie uczą twórczego myślenia. – Profesorowie, zamiast rozwijać indywidualne talenty uczniów, wtłaczają ich w ramy własnej estetyki, osobistej interpretacji tego, co piękne lub szpetne. W Polsce widząc rzecz projektanta, przeważnie bez problemu można powiedzieć, jaką szkołę kończył. Jak ci młodzi ludzie mają się wybić, jeśli wszyscy są tacy sami? To szkoły klonów – dodaje Starost. Wciąż mamy wielu projektantów, ale brakuje pedagogów. Bo talent do projektowania nie zawsze łączy się z umiejętnością nauczania. Dlatego warszawska ASP na początku zatrudni wyłącznie zagranicznych wykładowców z dużym doświadczeniem. W programie znalazły się nie tylko zajęcia kierunkowe. – Są to studia akademickie, więc kształcenie nie może się ograniczać tylko do kursu zawodowego. Projektowanie ubioru to podstawa programu, ale silny nacisk kładziemy także przedmioty humanistyczno-artystyczne. Chcemy, aby nasi absolwenci byli ludźmi wykształconymi, a nie tylko dobrymi krawcami – deklaruje Jerzy Porębski.
Więcej możesz przeczytać w 19/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.