Do 10 kwietnia 2010 roku sytuacja była prosta. Donald Tusk mógł zupełnie bezpiecznie zrezygnować z prezydenckiego wyścigu. Wiedział, że każdy w miarę sensowny kandydat Platformy Obywatelskiej wygra z Lechem Kaczyńskim. Tragedia w Smoleńsku zmieniła wszystko. Tusk nie może wrócić do wyścigu, ale musi odgrywać rolę głównej twarzy w kampanii Komorowskiego.
Miało być tak: Komorowski zasiada w Pałacu Prezydenckim, Donald Tusk trzyma nad tym ośrodkiem pełną kontrolę, jednak po śmierci Lecha Kaczyńskiego sprawy się skomplikowały. Para Jarosław Kaczyński i Joanna Kluzik-Rostkowska jest dzisiaj dla Bronisława Komorowskiego konkurencją bardzo niebezpieczną. Tym bardziej że jak na razie Komorowski prowadzi kampanię w samotności. Po stronie PiS Jarosław Kaczyński personifikuje żałobę i zemstę, Joanna Kluzik-Rostkowska zdrowy rozsądek i realne zainteresowanie tematyką społeczną. Pierwszy „obsłuży" radykałów, druga będzie walczyła o centrum. W tym czasie Komorowski wciąż nie ma wyraźnego „targetu", a w sytuacjach publicznych wypada poprawnie. Tyle że poprawność w rozpędzonej pożałobnej kampanii może nie wystarczyć. Dlatego aktywność premiera wydaje się niezbędna. Tusk nie może dziś odwołać prawyborów w PO i własnej, solennej rezygnacji z ubiegania się o prezydenturę. Musi jednak kampanii Komorowskiego dać twarz, jeśli nie chce, aby ta kampania skończyła się klęską, której konsekwencje będą odczuwalne w wyborach samorządowych i parlamentarnych. To Donald Tusk wygrał dla Platformy kampanię 2007 roku. Musi też wygrać kampanię roku 2010.
Więcej możesz przeczytać w 19/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.